19 stycznia 2016

Od Margles

Obudziłam się wcześnie. Nie mogłam spać, a gdy już udało mi się to zrobić, dręczyły mnie koszmary. Kończyło się na krzykach i gwałtownym przebudzeniu. Nie miałam nawet ochoty próbować zasnąć. Wyciągnęłam schowany pod poduszką dreszczowiec i zagłębiłam się w lekturze. Jednak zamiast skupić się na fabule, moje myśli odpłynęły w nieznanym kierunku. Ta szkoła była dziwna. Ludzie jacyś tacy tajemniczy, budynek szarawy.... Nie miałam najmniejszej ochoty zapuszczać tam korzeni. Ale musiałam się wyedukować, czy mi się to podobało, czy nie. Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że wcale nie jest tak wcześnie. Zaczęłam się szykować na zajęcia. Luksus jednoosobowego pokoju wiązał się z publiczną łazienką. Czego się nie robi dla świętego spokoju? Nie miałam ochoty na współlokatorkę. Wzięłam ręcznik, szczoteczkę do zębów i kosmetyczkę. Minęło pół godziny i byłam gotowa. Ubrałam się w jasny podkoszulek, jeansy i beżowy sweter. Upewniwszy się, że mam jeszcze trochę czasu, założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam słuchać Sonaty Księżycowej. Był to mój ulubiony utwór. Pamiętam jak ojciec uczył mnie go grać na fortepianie. To były cudowne czasy. Zawsze po odsłuchaniu utworu biegłam po chusteczki, by otrzeć kilka łez. Tęskniłam za rodzicami, ale nie było sposobu, by przywrócić ich do świata żywych. Nagły impuls sprawił, że wzięłam swój notes, który nosiłam zawsze przy sobie i zaczęłam pisać wiersz. Dla nich. Godzinę później musiałam się już zbierać. Wzięłam torbę z książkami, zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z pokoju. Idąc na zajęcia, czułam lekki stres. To było nowe, nieznane miejsce i nowi, dziwni ludzie. A może to ja byłam dziwna? Niepewnie podeszłam pod drzwi klasy i z dźwiękiem dzwonka weszłam do środka. Gdy nauczyciel wyczytał wszystkie nazwiska, zorientowałam się, że nie słyszałam swojego. Nieśmiało wyciągnęłam rękę do przodu. Nauczyciel spojrzał na mnie zza okularów.
- Tak? - zapytał z miłym wyrazem twarzy.
- Yyyy.... Nie wyczytał pan mojego nazwiska - oznajmiłam.
- Nie? - zdziwił się.
- Margles. Margles Mons. Jestem nowa.
- Czy pani nie powinna znajdować się teraz w klasie Bruce'a? - zapytał z rozbawieniem.
I wtedy zrozumiałam. Pomyliłam klasy. Strzeliłam największego buraka w życiu i mamrotając przeprosiny, pośpiesznie wyszłam z klasy. Ludzie mieli niezły ubaw. Odnalazłszy dobrą klasę, rozpoczęłam pierwszą lekcję.
- Ciekawe wejście, Mons - usłyszałam za plecami - Pomylić klasy pierwszego dnia...
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam, nawet się nie odwracając.
- Wieści szybko się rozchodzą, panno Mons - zaśmiała się owa osoba.

<Ktoś, coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz