Obudziłam się
wcześnie. Nie mogłam spać, a gdy już udało mi się to zrobić, dręczyły
mnie koszmary. Kończyło się na krzykach i gwałtownym przebudzeniu. Nie
miałam nawet ochoty próbować zasnąć. Wyciągnęłam schowany pod poduszką
dreszczowiec i zagłębiłam się w lekturze. Jednak zamiast skupić się na
fabule, moje myśli odpłynęły w nieznanym kierunku. Ta szkoła była
dziwna. Ludzie jacyś tacy tajemniczy, budynek szarawy.... Nie miałam
najmniejszej ochoty zapuszczać tam korzeni. Ale musiałam się wyedukować,
czy mi się to podobało, czy nie. Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie
sprawę, że wcale nie jest tak wcześnie. Zaczęłam się szykować na
zajęcia. Luksus jednoosobowego pokoju wiązał się z publiczną łazienką.
Czego się nie robi dla świętego spokoju? Nie miałam ochoty na
współlokatorkę. Wzięłam ręcznik, szczoteczkę do zębów i kosmetyczkę.
Minęło pół godziny i byłam gotowa. Ubrałam się w jasny podkoszulek,
jeansy i beżowy sweter. Upewniwszy się, że mam jeszcze trochę czasu,
założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam słuchać Sonaty Księżycowej. Był
to mój ulubiony utwór. Pamiętam jak ojciec uczył mnie go grać na
fortepianie. To były cudowne czasy. Zawsze po odsłuchaniu utworu biegłam
po chusteczki, by otrzeć kilka łez. Tęskniłam za rodzicami, ale nie
było sposobu, by przywrócić ich do świata żywych. Nagły impuls sprawił,
że wzięłam swój notes, który nosiłam zawsze przy sobie i zaczęłam pisać
wiersz. Dla nich. Godzinę później musiałam się już zbierać. Wzięłam
torbę z książkami, zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z pokoju. Idąc na
zajęcia, czułam lekki stres. To było nowe, nieznane miejsce i nowi,
dziwni ludzie. A może to ja byłam dziwna? Niepewnie podeszłam pod drzwi
klasy i z dźwiękiem dzwonka weszłam do środka. Gdy nauczyciel wyczytał
wszystkie nazwiska, zorientowałam się, że nie słyszałam swojego.
Nieśmiało wyciągnęłam rękę do przodu. Nauczyciel spojrzał na mnie zza
okularów.
- Tak? - zapytał z miłym wyrazem twarzy.
- Yyyy.... Nie wyczytał pan mojego nazwiska - oznajmiłam.
- Nie? - zdziwił się.
- Margles. Margles Mons. Jestem nowa.
- Czy pani nie powinna znajdować się teraz w klasie Bruce'a? - zapytał z rozbawieniem.
I wtedy zrozumiałam. Pomyliłam klasy. Strzeliłam największego buraka w życiu i mamrotając przeprosiny, pośpiesznie wyszłam z klasy. Ludzie mieli niezły ubaw. Odnalazłszy dobrą klasę, rozpoczęłam pierwszą lekcję.
- Ciekawe wejście, Mons - usłyszałam za plecami - Pomylić klasy pierwszego dnia...
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam, nawet się nie odwracając.
- Wieści szybko się rozchodzą, panno Mons - zaśmiała się owa osoba.
<Ktoś, coś?>
- Tak? - zapytał z miłym wyrazem twarzy.
- Yyyy.... Nie wyczytał pan mojego nazwiska - oznajmiłam.
- Nie? - zdziwił się.
- Margles. Margles Mons. Jestem nowa.
- Czy pani nie powinna znajdować się teraz w klasie Bruce'a? - zapytał z rozbawieniem.
I wtedy zrozumiałam. Pomyliłam klasy. Strzeliłam największego buraka w życiu i mamrotając przeprosiny, pośpiesznie wyszłam z klasy. Ludzie mieli niezły ubaw. Odnalazłszy dobrą klasę, rozpoczęłam pierwszą lekcję.
- Ciekawe wejście, Mons - usłyszałam za plecami - Pomylić klasy pierwszego dnia...
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam, nawet się nie odwracając.
- Wieści szybko się rozchodzą, panno Mons - zaśmiała się owa osoba.
<Ktoś, coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz