-Kto ci to zrobił ?- Zapytał w pełni
spokojnie Mephi, oglądając jego siniaki. Mimo tego badawczego, cichego tonu, Lau dobrze wiedział że
brat jest wściekły. Czuł się jak zaszczuty, jednak nie zamierzał tego okazywać.
Na jego twarzy pojawił się grymas i tylko wygodniej usiadł na łóżku Mephista.
-Mówiłem że nie mam pojęcia, pielęgniarce też o tym wspominałem, obudziłem się dopiero u niej… nawet Chrystian…
-…Właśnie, Chrystian – Przerwał mu ze spokojem brat, stojąc przodem do okna, uderzał miarowo palcami o parapet i przez chwilę, był to jedyny dźwięk zagłuszający ciszę.
Laurence wolał nic nie mówić, kochał brata, ale czasem… czasem nawet jego z lekka przerażał ten spokój, to niemal boleśnie trafiające w niego opanowanie. Nienawidził, gdy taki się stawał, rodziło to w nim znów ten dziecięcy strach przed czymś, czego nie mógł się spodziewać.
Rytmiczne stukanie, zlało się z ciszą i tworzyło z nią niemalże jedność, chłopak, poddając się już, westchnął i spojrzał na Mephista z lekkim uśmiechem, pełnym politowania.
-Och, przestałbyś już szukać dziury w całym, przecież mi pomógł. Może przyjaciółmi nie jesteśmy, czasami się kłócimy ale to tyle, może nie jest taki zły, za jakiego go masz? – Mephistopheles obrócił się na pięcie i spojrzał na niego, przez chwilę bacznie mu się przyglądając. Lau tylko wzruszył ramionami z tym samym, niespełzającym z ust uśmiechem.
-Może – Powiedział tylko, a Laurence wstał zawiesił mu ręce na szyj i pocałował w policzek, by zaraz się odsunąć. Nie chciał czasem denerwować brata, przyzwyczaił się już do jego przeczulenia na punkcie bliskości, co tyczyło również jego. – Po prostu nie chcę by ktoś cię krzywdził, tym bardziej on, uwierz, że jeżeli coś się dzieje, mogę to ukrócić raz na zawsze, wystarczy że tylko powiesz. – W odpowiedzi, chłopak poczochrał go po włosach, korzystając z jego chwili nieuwagi i burknął coś pod nosem.
-No to ci powiem, jak coś mi zrobi. –
Zapewnił i po krótkim pożegnaniu wyszedł na korytarz, czując niemalże ulgę z
zakończonej rozmowy. Mijając innych uczniów, ruszył z powrotem do swojego
pokoju. Zastanawiając się, dlaczego nic nie powiedział, nigdy wcześniej nie
okłamał brata. A teraz, poszło mu to tak łatwo i to jeszcze dla kogoś takiego,
jak Chrystian. ,, Raz na zawsze’’ czy to
nie brzmiało jak słodka obietnica końca tych wszystkich afer, siniaków i
strachu ? Na jego twarzy pojawił się grymas i tylko wygodniej usiadł na łóżku Mephista.
-Mówiłem że nie mam pojęcia, pielęgniarce też o tym wspominałem, obudziłem się dopiero u niej… nawet Chrystian…
-…Właśnie, Chrystian – Przerwał mu ze spokojem brat, stojąc przodem do okna, uderzał miarowo palcami o parapet i przez chwilę, był to jedyny dźwięk zagłuszający ciszę.
Laurence wolał nic nie mówić, kochał brata, ale czasem… czasem nawet jego z lekka przerażał ten spokój, to niemal boleśnie trafiające w niego opanowanie. Nienawidził, gdy taki się stawał, rodziło to w nim znów ten dziecięcy strach przed czymś, czego nie mógł się spodziewać.
Rytmiczne stukanie, zlało się z ciszą i tworzyło z nią niemalże jedność, chłopak, poddając się już, westchnął i spojrzał na Mephista z lekkim uśmiechem, pełnym politowania.
-Och, przestałbyś już szukać dziury w całym, przecież mi pomógł. Może przyjaciółmi nie jesteśmy, czasami się kłócimy ale to tyle, może nie jest taki zły, za jakiego go masz? – Mephistopheles obrócił się na pięcie i spojrzał na niego, przez chwilę bacznie mu się przyglądając. Lau tylko wzruszył ramionami z tym samym, niespełzającym z ust uśmiechem.
-Może – Powiedział tylko, a Laurence wstał zawiesił mu ręce na szyj i pocałował w policzek, by zaraz się odsunąć. Nie chciał czasem denerwować brata, przyzwyczaił się już do jego przeczulenia na punkcie bliskości, co tyczyło również jego. – Po prostu nie chcę by ktoś cię krzywdził, tym bardziej on, uwierz, że jeżeli coś się dzieje, mogę to ukrócić raz na zawsze, wystarczy że tylko powiesz. – W odpowiedzi, chłopak poczochrał go po włosach, korzystając z jego chwili nieuwagi i burknął coś pod nosem.
Mimo to, on, miast powiedzieć po prostu prawdę z uśmiechem na ustach go bronił. Ponieważ, gdzieś tak wierzył, że musi dać mu szanse. Ale tacy jak on się nie zmieniają, czy jest więc sens znoszenia tego? W imię… czego?
Pozostawiając własne pytanie bez odpowiedzi, złapał za klamkę i wszedł do środka. W pokoju, na podłodze, wraz z Chrystianem siedział chłopak, na oko dwanaście…może trzynaście lat. Gdy tylko zobaczyli Laurence, zerwali się i chłopak już miał coś powiedzieć ale w tej chwili, jego współlokator cholernie mocno go przytrzymał a młodszy zakrył usta.
- Żadne z nas nie chce problemu, więc albo zapomnisz co widziałeś, albo ostatnie co zobaczysz to będą nosze karetki. – Chryst, mówiąc to, nogą kopnął w drzwi, zamykając je. W odpowiedzi Lau od razu przewrócił oczami i zaczął się wyrywać. Dzieciak od razu z przodu kopnął go w brzuch i korzystając z tej chwili, chłopak w końcu wydostał się z uścisku Chrystiana.
-No popierdoliło – Stwierdził, masując brzuch i siadając na łóżku. Siedząca pod nim kotka wyszła, syknęła na węża i przymiliła się do właściciela – O cholerę w ogóle chodzi…i kto to jest…co tu robi ten wąż ? – Musiał przyznać, że to wszystko nieźle go zdezorientowało… bardzo miłe powitanie, na które mógł liczyć tylko od Chrystiana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz