1 stycznia 2016

Od Andreas'a

Zapowiadał się kolejny leniwy dzień, usiadłem wolno na swoim łóżku rozciągając dokładnie każdą część ciała. Nikogo nie było w pokoju, po prostu była to dla mnie magiczna chwila. Mogłem łazić nago i nikt się do mnie nie przyczepił - kochałem to! Przetarłem swoje oczka i wyjrzałem przez okno, była piękna pogoda, jednak miałem dziwne uczucie, że nienawidzę słońca. To rozdacie wewnątrz mnie czasami sprawiało, że czułem się jakbym był zwykłą marionetką w którą ktoś wlewa swoje uczucia, a te przejmują nade mną kontrolę. Mimo, że mam swoje, to ten "ktoś" je blokuje... Westchnąłem cicho i wstałem z łóżka. Nie miałem na sobie cudzej krwi, głębokich ran..., ale za to świeżo zabandażowane dłonie, od łokcia do śródręcza. Zapewne pod nimi były strupy lecące wzdłuż żyły, którą poprzedniego dnia naruszyłem żyletką, o ile zrobiłem to ja... Sam nawet nie wiem, ocknąłem się, a moje dłonie były wtedy krwi, leżałem na chodniku tuż pod fontanną w jakimś parku. Pamiętam jedynie, że jakaś pani wezwała pogotowie, a ja bałem się jej.. Dziwnym trafem pozwoliłem się obcej kobiecie dotknąć, a co dopiero przytulić! W ogóle jak mogłem na to pozwolić, jej dotyk mnie palił, w duszy pragnąłem by mnie zostawiła i umarła najokrutniej jak można... Czułem to najgorsze zło w sobie, najgłębiej zakorzenione w sercu, które bym wyrwał by się tego wyzbyć. ~Gdybym się tobą nie bawił, zabiłbym ją.. hm.. Może najpierw wbijając jej palce oczodoły i wydłubał te oczka.. A może..
-Przestań.. Zostaw mnie... Jak nie chce...- syknąłem z bólu i złapałem się za głowę, te myśli.., sprawiały mnie o ciarki. Obraz jaki mój umysł przedstawił przed oczyma był na tyle ohydny, że aż chciałem zwrócić śniadanie którego jeszcze nie jadłem. Wolno podszedłem do szafki gdzie miałem ubrania.
Wyjąłem czarną bieliznę, szybko ją ubrałem jak i długą białą koszulę, która sięgała mi do połowy ud. Podwinąłem rękawy, a następnie przeczesałem dłonią włosy. Wyjąłem z kieszeni skórzanej kurtki papierosy wraz z zapalniczką. Otworzyłem okno i usiadłem na parapecie (wewnątrz, nie na zewnątrz - niech młody jeszcze sobie pożyje xd) patrząc na chmury. Wziąłem filtr fajki do ust i zapaliłem koniec tej trucizny.. Zaciągnąłem się opierając plecami o framugę, mimowolnie przymknąłem oczy relaksując się. To było to co potrzebowałem... Na placu szkoły widziałem, że było dużo uczniów, chyba szli na zajęcia, w końcu czego ja oczekiwałem? W końcu to był poniedziałek.., zgasiłem fajkę o parapet, a niedopałek wywaliłem za niego. Zamknąłem od razu okno, żeby mi coś do pokoju nie wleciało. Trzeba było się znowu zbierać, ubrałem czarne rurki, a zamiast koszuli założyłem bluzę. Jeszcze w łazience, przemyłem twarz i zęby, potem podkreśliłem oczy kredą. W końcu byłem gotowy do wyjścia, porwałem z biurka swoją torbę i wyszedłem na zajęcia. Idąc przez korytarz sprawdzałem czy w torbie mam dwie paczki żelek, inaczej miałbym spieprzony dzień. Chyba za bardzo zapatrzyłem się w zawartość torby gdy nagle po prostu w kogoś wpadłem.
- Ajć.., przepraszam.. - palnąłem szybko i odsunąłem się na co najmniej dwa metry.
Niepewnie zerknąłem na tą osobę, a następnie ostrożnie wyminąłem i szedłem dalej. Wyjąłem paczkę żelek, którą otworzyłem i zacząłem jeść po drodze. Szczerze wolałem zachować ostrożną odległość od obcych.., może z pięć metrów jest minimalną odległością. Meh, wyszedłem na plac i kierowałem się do budynku, gdy ta osobą podeszła do mnie zbyt blisko, a następnie złapała za ramię. Wzdrygnąłem się i odsunąłem, ba raczej odskoczyłem.
- Tak?- spytałem stojąc naprzeciw tej osobie.
Bandaż miałem już trochę pokrwawiony, ale to przez to ze szukałem żelek w torbie i za mocno się pieprznąłem o zamek, gdy wpadłem w kogoś. Ale co tam, to tylko strupek pękł !

< Ktosik? :3 ps. bez limitu, każdy może odpisać xD tylko jak dziewczyna to będzie problem bo Endi będzie uciekać ;----; boi się kobiet *szepcze* >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz