20 grudnia 2015

Od Nicodem'a C.D: Mephistopheles

Spojrzałem na chłopaka, ale nie chciałem go już męczyć.
- Uważaj na schodach do pokoju, rozlali klej na nich więc bardzo łatwo się przylepić..- skrzywiłem się na samą myśl o tym co para pewnych debili zrobiła. Otóż jak wychodziłem z pokoju wraz ze swoją torbą na ramieniu to rudy, piegowaty i dość brzydki chłopak, z jeszcze gorszym obok siebie kolegą taszczyli duże wiadro kleju.
- Co wy robicie? - spytałem patrząc na nich poirytowany.
- A nic...- burknął rudy i rozlał klej na schodach.
- Macie 2 godziny, żeby to zlizać językiem.. Jak wrócę, a zobaczę, że dalej to jest to was znajdę, a jak to zrobię to będziecie mieć przejebane... - warknąłem na nich wkurzony. Zszedłem na dół, wyminąłem kałuże kleju schodząc po powierzchni na której go nie było. Byłem przed drzwiami wyjściowymi i tak wtedy wpadłem na chłopaka. Westchnąłem cicho i wyszedłem na zewnątrz, wyciągnąłem kluczyki od motoru, musiałem przecież jechać pozałatwiać swoje sprawy.
Pierwszą z nich był airsoft i zebranie drużynowe, musiałem zadbać o swoich. Wyciągnąłem kask z mini bagażnika, spojrzałem mimowolnie w niebo zakładając go na siebie. Czarny mundur idealnie do niego pasował, w końcu wszystko było w tym kolorze, ale moje włosy już niestety nie. Wsunąłem kluczyki do stacyjki przekręcając je i odpalając tym samym swoją bestie, był to jeden z tych motorów wyścigowych, a mimo to nie ścigałem się. Chciałem jeszcze sobie pożyć, nie śpieszyło mi się do leżenia martwym dwa metry pod ziemią.
Jechałem spokojnie do kafejki w której organizujemy nasze spotkanie, zapewne wszyscy już siedzieli, a ja musiałem się pierwszy raz spóźnić. Wyciągnąłem kluczki, jeszcze się upewniłem czy nikt nic nie otworzy. Gdy wszystko było w porządku zdjąłem kask i wszedłem do środka. Znalazłem stolik przy którym siedzieli, a ja z uśmiechem machnąłem im ręka w geście powitania. Ci zauważyli mnie bo zaraz z znudzonych i markotnych ludzi stali się żywsi. Nawet mój przyjaciel jak mnie zauważył wstał i podbiegł do mnie, zaraz obejmując dłońmi w pasie. Z tego co wiem stracił swoją rodzinę w pożarze, a ja najbardziej przypominałem mu jego brata, który się nim zajmował po tym zdarzeniu nim zmarł na raka.
- Cześć, cześć.. - uśmiechnąłem się do niego i poczochrałem go po włosach lekko przytulając, aby ten mógł się odsunąć w każdej chwili.
- Spóźniłeś się dwie minuty..- odparł rozbawiony Jack.
- Nie moja wina, że trafiałem na czerwone światła.. - westchnąłem.
Młody odsunął się, a ja usiadłem na kanapie obok Charliego. Wytłumaczyłem im swój nowy plan taktyczny, mieliśmy nowego wroga. Zdążyłem się dowiedzieć o nich co nieco, jak atakują i jaka jest ich "Pięta Achillesowa". Omówiliśmy jeszcze inne plany, jakby ten nie wypalił, aby móc się złapać awaryjnego. Po skończonej obradzie ruszyliśmy na teren, gdzie można było grać w Airsoft. Szliśmy parę minut, był to dla nas krótki spacerek, aby się odstresować.. W końcu dotarliśmy na miejsce, dookoła były tylko wysokie drzewa. Nie ma to jak strzelać do siebie na kulki w lesie, a w szczególności jeśli kochasz takie miejsca.
***
Zabawa trwała dobre dwie godziny, wróciłem zmęczony do swojego pokoju. Przywitałem się z Michaelem i poszedłem się umyć, po czym od razu położyłem się spać. Następnego dnia jakby nigdy nic ruszyłem na zajęcia i zająłem swoje miejsce przy ostatniej ławce. Tylko przy mnie było wolne miejsce, a mój nowy kolega najwidoczniej spóźniał się na lekcję, ale miał jeszcze niecałe półtorej minuty by na nie dotrzeć. Ucieszył mnie jedynie fakt, że tamci posprzątali wczoraj po swoim "wybryku", a jeżeli nie zrobili tego osobiście to będą mieli z tego większe kłopoty niżeli by tego nie wykonali.

< Mephi? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz