Patrzyłem za nim chwilę, wzrokiem pełnym pogardy choć cała
moja postawa wyrażała spokój. Szybko sięgnąłem chusteczkę i wytarłem czoło, tak
na zaś, by nie przeniósł na mnie bakterii, co prawda skrajny debilizm nie
przenosi się drogą kropelkową. Ale choroby już tak, w sumie…nawet nie chodziło
o możliwe zarażenie a o ogólnie obrzydzenie istotą tego człowieka, irytujący
typ. Chociaż wydawał się to robić raczej specjalnie, dla własnego cyrku, co
choć nie czyniło go lepszym na tle reszty równie zacofanych osób to jednak
gdzieś tam ceniłem jego spryt.
-Ohyda – Burknąłem pod nosem i wróciłem do pokoju, dokładnie zamykając go na klucz, gdyby chciał pobawić się w gościa, może to i już paranoja ale ten człowiek był chyba zdolny do wszystkiego w imię swej własnej idei zniszczenia komuś dnia, jeżeli nie życia. Charlie spojrzał na mnie z lekka z nad swojej konsoli lecz widząc moją wściekłość chyba stwierdził że lepiej nie ryzykować i wrócił do gry, pokręciłem na to tylko głową po czym odłożyłem książkę na biurko by następnie usiąść nad nią i szukać odpowiednich wersetów, lecz nic nie dawało mi się skupić.
-Ohyda – Burknąłem pod nosem i wróciłem do pokoju, dokładnie zamykając go na klucz, gdyby chciał pobawić się w gościa, może to i już paranoja ale ten człowiek był chyba zdolny do wszystkiego w imię swej własnej idei zniszczenia komuś dnia, jeżeli nie życia. Charlie spojrzał na mnie z lekka z nad swojej konsoli lecz widząc moją wściekłość chyba stwierdził że lepiej nie ryzykować i wrócił do gry, pokręciłem na to tylko głową po czym odłożyłem książkę na biurko by następnie usiąść nad nią i szukać odpowiednich wersetów, lecz nic nie dawało mi się skupić.
Ciągle gdzieś we mnie odżywał cichy stres że jutro też będę musiał
się z nim użerać. A daleko szukać nie trzeba było zwłaszcza że chodziliśmy do
jednej klasy, potarłem skronie. Dlaczego w ogóle mnie to obchodziło, mógłbym
zignorować jego istnienie, w sumie kogo ja oszukuje…czy jego się dało w ogóle
zignorować? Zdawał się być jak pierdolona upierdliwa osa latająca człowiekowi
przy dupie.
-Co jest, Mephi? –Zapytał w końcu Charlie odkładając konsole a ja tylko na
niego zerknąłem z politowaniem.
-… Przekleństwo się do mnie przypałętało –Burknąłem tylko w odpowiedzi kręcąc głową już w całkowitej rezygnacji jaka
tylko może dopaść człowieka, ale czy właśnie nie o to mu chodziło. Westchnąłem
i odchyliłem się na krześle – Ten Lucas się do mnie dopieprzył a przecież nie
chcę go zabijać…
-Pozwól głupim żyć. Oni też są w społeczeństwie potrzebni. – Odpowiedział z
optymizmem Charlie uśmiechając się do mnie wesoło
- Gdyby on jeszcze głupi był, ale on jest po prostu wkurwiający, tak…zupełnie
celowo… myślisz że ktoś by zauważył gdyby zniknął ? – Zacząłem poważnie się
zastanawiać nad użyciem środków, ktoś by mógł pomyśleć że sam to wziął z
głupoty, lecz Charlie wybił mi ten pomysł z głowy.
- Ma brata i mieszkają w jednym pokoju~ Poza tym jak jest irytujący, to każdy
nagle odczuje ulgę jego nieobecności i pomimo satysfakcji z jego zaginięcia,
zaczną się zastanawiać, co też się z nim stało
-Czyli wypadek… -Powiedziałem niemalże szeptem bardziej sam do siebie niż do
niego i kiwnąłem z uśmieszkiem głową
- Ech, Mephi~ daj se siana. Debile nie zasługują na twoją uwagę –
Burknąłem coś tylko nie wyraźnie po czym zakończyłem temat głęboko wzdychając.
-Ta…może jednak go już nie spotkam
***
Następnego dnia rankiem, z lekka
spóźniony wyszedłem z pokoju i gdy tylko przekroczyłem próg miałem ochotę
wypowiedzieć ciche ,,no kurwa nie wierzę ‘’ gdy ujrzałem chłopaka z wczoraj
opartego o barierkę schodów zupełnie jakby na mnie czekał…
~Mauo ciebie w opku do ciebie ale korciło mnie
opisanie planowania zgonu Lucasa ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz