31 grudnia 2015

Od Mephistopheles'a C.D Lucas

Patrzyłem za nim chwilę, wzrokiem pełnym pogardy choć cała moja postawa wyrażała spokój. Szybko sięgnąłem chusteczkę i wytarłem czoło, tak na zaś, by nie przeniósł na mnie bakterii, co prawda skrajny debilizm nie przenosi się drogą kropelkową. Ale choroby już tak, w sumie…nawet nie chodziło o możliwe zarażenie a o ogólnie obrzydzenie istotą tego człowieka, irytujący typ. Chociaż wydawał się to robić raczej specjalnie, dla własnego cyrku, co choć nie czyniło go lepszym na tle reszty równie zacofanych osób to jednak gdzieś tam ceniłem jego spryt.
-Ohyda – Burknąłem pod nosem i wróciłem do pokoju, dokładnie zamykając go na klucz, gdyby chciał pobawić się w gościa, może to i już paranoja ale ten człowiek był chyba zdolny do wszystkiego w imię swej własnej idei zniszczenia komuś dnia, jeżeli nie życia. Charlie spojrzał na mnie z lekka z nad swojej konsoli lecz widząc moją wściekłość chyba stwierdził że lepiej nie ryzykować i wrócił do gry, pokręciłem na to tylko głową po czym odłożyłem książkę na biurko by następnie usiąść nad nią i szukać odpowiednich wersetów, lecz nic nie dawało mi się skupić.
Ciągle gdzieś we mnie odżywał cichy stres że jutro też będę musiał się z nim użerać. A daleko szukać nie trzeba było zwłaszcza że chodziliśmy do jednej klasy, potarłem skronie. Dlaczego w ogóle mnie to obchodziło, mógłbym zignorować jego istnienie, w sumie kogo ja oszukuje…czy jego się dało w ogóle zignorować? Zdawał się być jak pierdolona upierdliwa osa latająca człowiekowi przy dupie.
-Co jest, Mephi? –Zapytał w końcu Charlie odkładając konsole a ja tylko na niego zerknąłem z politowaniem.
-… Przekleństwo się do mnie przypałętało –Burknąłem tylko w odpowiedzi  kręcąc głową już w całkowitej rezygnacji jaka tylko może dopaść człowieka, ale czy właśnie nie o to mu chodziło. Westchnąłem i odchyliłem się na krześle – Ten Lucas się do mnie dopieprzył a przecież nie chcę go zabijać…
-Pozwól głupim żyć. Oni też są w społeczeństwie potrzebni. – Odpowiedział z optymizmem Charlie uśmiechając się do mnie wesoło
- Gdyby on jeszcze głupi był, ale on jest po prostu wkurwiający, tak…zupełnie celowo… myślisz że ktoś by zauważył gdyby zniknął ? – Zacząłem poważnie się zastanawiać nad użyciem środków, ktoś by mógł pomyśleć że sam to wziął z głupoty, lecz Charlie wybił mi ten pomysł z głowy.
- Ma brata i mieszkają w jednym pokoju~ Poza tym jak jest irytujący, to każdy nagle odczuje ulgę jego nieobecności i pomimo satysfakcji z jego zaginięcia, zaczną się zastanawiać, co też się z nim stało
-Czyli wypadek… -Powiedziałem niemalże szeptem bardziej sam do siebie niż do niego i kiwnąłem z uśmieszkiem głową
- Ech, Mephi~ daj se siana. Debile nie zasługują na twoją uwagę – Burknąłem coś tylko nie wyraźnie po czym zakończyłem temat głęboko wzdychając.
-Ta…może jednak go już nie spotkam
                                                                                ***
Następnego dnia  rankiem, z lekka spóźniony wyszedłem z pokoju i gdy tylko przekroczyłem próg miałem ochotę wypowiedzieć ciche ,,no kurwa nie wierzę ‘’ gdy ujrzałem chłopaka z wczoraj opartego o barierkę schodów zupełnie jakby na mnie czekał…
            ~Mauo ciebie w opku do ciebie ale korciło mnie opisanie planowania zgonu Lucasa ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz