Obudziłem się wcześnie rano..., otworzyłem
swoje oczy i spojrzałem w sufit akademika. Leniwie przeciągnąłem się, po czym
usiadłem. Zauważyłem, że mój współlokator spał w najlepsze. Uśmiechnąłem się
mimowolnie i wstałem. Dzisiaj musiałem jechać do swojej mamy na święta, na
szczęście na jeden dzień. Ubrałem swoje ulubione spodnie i wyjściową koszulę.
Nie zostawałem tam na noc, więc nie brałem żadnej torby, byłoby to zbędne i
jedynie przeszkadzało w prowadzeniu motoru. Nim jednak wyszedłem z pokoju
usiadłem przy biurku, wyjąłem z szuflady kartkę, a z czarnego piórnika
długopis. Postanowiłem napisać Michaelowi liścik, żeby się przypadkiem nie
zdziwił, dlaczego nagle zjawiam się w nocy i nie pomylił ze złodziejem.
Przyłożyłem tył długopisu do dolnej wargi zastanawiając się jak zacząć, hmm
"Drogi" mi nie pasowało.., bardziej... "Kochany Michaelu",
o tak.. Napisałem to na środku pierwszej linijki, następnie zacząłem pisać
dalej: " Pewnie jak się obudzisz będę daleko, ale chciałem Cię powiadomić,
o tym, że jadę do swojej matki. Chciałem złożyć Ci życzenia osobiście, ale
musiałem wyjechać wcześnie rano, dlatego... Życzę Ci wszystkiego najlepszego,
spełnienia Twoich najskrytszych marzeń, wysokich wyników w nauce, dużo zdrowia,
żebyś był szczęśliwy i zawsze się tak ślicznie uśmiechał. Abyś dalej był
wytrwały i dążył do swojego celu, a przede wszystkim, żebyś się nie zmieniał.
Lubię Cię takiego jakim jesteś. Proszę jeszcze żebyś mnie przypadkiem nie
zaatakował w nocy książką, czy czymś co będziesz mieć pod ręką. Mam nadzieję,
że znajdziesz sobie jakieś zajęcie na ten dzień. Zapewne porwałbym Cię w jakieś
ciekawe miejsce, gdybym został w domu i nigdzie nie jechał." Następnie w
prawym dolnym roku napisałem: " Trzymaj się... ", a poniżej"
~Nicodem".
Zgiąłem ją w pół i schowałem do koperty na której napisałem
jego imię i nazwisko. Położyłem ją na stoliku obok w widocznym miejscu,
zauważyłem, że jego kocyk leżał na podłodze. Zaśmiałem się cicho i przykryłem
go nim, a następnie wyszedłem z pokoju. Miałem przy sobie dokumenty, portfel,
klucze.., tak to wszytko co potrzebowałem do swojej podróży. Zapiąłem skórzaną
kurtkę będąc już na zewnątrz przy motorze, wyjąłem kask z bagażnika i go
założyłem. Jechałem całościowo 3 godziny z czego po drodze zatrzymałem się w
pobliskim sklepie i kupiłem mamie jej ulubiony perfum, do tego czekoladę, oraz
parę cukierków luzem. Schowałem to do bagażnika i ruszyłem dalej w drogę. Nie
mogłem narzekać na warunki drogowe, były znośne, ale bardziej uważałem na
samochody pijanych ludzi. Szczerze, nie jestem świętym kierowcą, lubiłem
jeździć szybko i zawsze te +40 km/h za szybko jechałem. Nie ryzykowałem by
zwyższyć prędkość, jakoś... Miałem wrażenie, że byłoby mi znacznie gorzej
zahamować. Nawet miałem ochotę już zsiąść z motoru i położyć się spać dalej do
łóżka, które opuściłem. Westchnąłem cicho i zaparkowałem tuż pod blokiem w
którym zamieszkiwała moja matka. Wziąłem prezent, a na jego miejsce odłożyłem
kask. Wszystko zamknąłem, klucz od motoru miałem w kieszeni, a teraz nadzieja,
że nikt go nie uszkodzi.. Ah, kochałem go po prostu, jakby ktoś mu lusterko
tylko porysował, a ja był w pobliżu.. Po prostu wpierdol na miejscu...
Poprawiłem włosy i zadzwoniłem do sąsiadki chcąc swojej wychowance zrobić
niespodziankę. - Tak?
- Tu Nicodem Black, zapomniałem wziąć kluczy do mieszkania.. - powiedziałem.
Ta jakby nigdy nic otworzyła mi drzwi, szybko wszedłem na klatkę schodową i zapierdzielałem po schodach na samą górę. Zadzwoniłem dzwonkiem do domku i oparłem się o framugę, czekając, aż ktoś otworzy. Pięć..., dziesięć..., zaczynałem z nudów liczyć sekundy, gdy nagle drzwi otworzyły, a w nich stała mama o kulach. Uśmiechnąłem się do niej i przytuliłem ją do siebie.
- Wróciłem..- oznajmiłem z uśmiechem.
- Jak dobrze Cię znowu widzieć.. Pomożesz mi? Ma przyjść ciocia ze swoim mężem i dziećmi.. - westchnęła.
Kiwnąłem głową i wręczyłem jej prezent zaraz lecąc do kuchni. Podwinąłem rękawy, stwierdzając, że czas by mistrz wkroczył do kuchni i przygotował jedzenie. Po pięciu godzinach wszystko było gotowe, stół nakryty, tylko pozostało czekanie na gości. Szczerze moje święta nie były jakoś specjalne, jedynie co zawsze musiałem robić to niańczyć dwójkę pięcioletnich dzieci, zaraz po wigilii. Mama rozmawiała z Nathally, bo tak się moja ciocia nazywała, o wszystkim i o niczym. Posiedziała z nami półtorej godziny po czym się zmyła, a ja musiałem pomóc mamie w sprzątaniu. Nie przepadałem za świętami, wolałem gdzieś wyjść niż siedzieć i udawać, że wszystko jest idealnie... Do tego, robi się niezły bałagan z naczyniami, czego nienawidziłem.
Wróciłem do swojego pokoju w akademiku grubo po trzeciej w nocy. Padłem na łóżko wycieńczony pracą i nawet nie wiedziałem kiedy to oddałem się objęciom morfeusza...
The End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz