19 grudnia 2015

Od Mephistopheles'a C.D: Charlie

-Wypada być silnym mężczyźnie by móc ratować swą księżniczkę mdlejącą na widok krwi, jak trafnie to wpasowuje się w tą sytuacje… a skoro przeszkadza ci moje palenie, pozwalam ci mnie go oduczyć co ty na to, madame ? – Patrzyłem jak chłopak powstrzymuje się przed śmiechem, na ten gest pokręciłem głową wypuszczając dym w jego stronę – Ech…następnym razem nie będzie ,,pocałunku’’ zmartwychwstania i zostawię cię na pastwę losu, niegrzecznie traktujesz swego rycerza… chyba powinienem się na ciebie obrazić. –Wydawać by się mogło że nie zdarza mi się żartować i zwykle utwierdzałem wszystkich w tym mylnym przekonaniu, jednak przy chłopaku czułem się lekko i swobodnie, jak od dawna nie czułem się przy nikim innym.
- A był jakiś pocałunek? –Rzucił w moją stronę posyłając mi krzywy uśmiech –Chyba coś mnie ominęło… - Posłał mi całusa a ja znów przybrałem zobojętniały wyraz twarzy kładąc się na łóżku.
-W zasadzie, ominęło cię sporo rzeczy madame, nadal jednak nie mogę zrozumieć dlaczego po prostu nie wyjaśniłeś nauczycielowi swojej fobii…- Nie patrzyłem już na niego pogrążony raczej w własnych rozmyślaniach, nie liczyłem nawet zbytnio na odpowiedź jednak Charles po dłużej chwili postanowił się przełamać.
-Ponieważ staram się ją zwalczać –Mruknął cicho a ja podniosłem głowę i z lekka mrużąc oczy obarczyłem go chłodnym spojrzeniem.
-Jesteś lekkomyślny, nie myśl że fobia minie od tak –Pstryknąłem palcami demonstracyjnie –Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, po drugie twoja przypadłość jest na tyle ciężka że zwykle nie mija wcale, to nie jest świat jak za ekranem twojej konsoli, tu wszystko dzieje się boleśnie i radykalnie.
-Nigdy nie mówiłem że minie od razu –Stwierdził jakby urażony wtulając twarz w poduszkę, westchnąłem a rysy mojej twarzy mimowolnie złagodniały.
-Powinieneś zacząć ostrożniej, ponieważ nie zawsze ktoś ci pomoże, rozumiesz? Kiedyś stracisz przytomność i nikogo to nie przejmie, nie będzie nikogo gotowego ci pomóc, nawet jeżeli coś ci się stanie, tak już jest… i musisz się do tego dostosować, nie liczyć na cud.- Między nami zapadła cisza, zdawała się ona bezkształtna, beznamiętna. Nie była nieprzyjemna, choć nosiła w sobie jakąś ciężkość opadającą na nas oboje. Sprawiała że nie mogłem rozpocząć nowej czynności, przyszpilała do łóżka każąc znosić swoją obecność, każdy ruch, oddech, szelest zdawał się drażnić jej powłokę. Jakby zachwianie jej struktury było niezręczne, bardziej niż sama jej obecność. Nijak było jednak w niej trwać więc po dłuższej chwili w końcu się odezwałem
-Wiesz co Charles ? Jesteś debilem ale cię polubiłem  – Powiedziałem w pustkę, zamykając oczy by opaść na własną poduszkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz