Zapowiadać się miało, iż ciota nie wróci do
pokoju... znowu. Jak błogo. Do momentu
gdy marzenia zostały przekreślone przez odgłos klucza w drzwiach.
Przekroczywszy próg mógł przy okazji paść na kolana i błagać o przebaczenie,
bądź modlić się by nie bolał kolejny cios. Tym razem Chrystian okazał się
dobrotliwym nie mając ochoty na zaczepki. Czytał pod przykrywką gazety Playboya
swój dawny kontrakt szkolny, obowiązujący go do dobrego zachowania, i który
łatwo złamał. Doczytał się do rubryki wymieniającej powody. Najwyraźniej pisał
ją jakiś niespełniony poeta, kiszący swój rzekomy talent w szkole dla uczniów
pod szczególnym nadzorem.
,,Być może to właśnie
ten siniak pozwolił mi zauważyć go - zasadniczy kontrast, skaza, która najpierw
przykuwa uwagę patrzącego, a następnie pozwala zdefiniować resztę."
Rey O' Conor przyznał
się. Tak, teraz jest pewny, że to był on. Ten, który miał niewyparzoną gębę,
który zawsze prosił się o manto. A kiedy przyszło co do czego zgrywał
niewiniątko. Tak to jest jak nie utniesz na czas języka.
Wcisnął czasopismo w
przerwę pomiędzy łóżkiem a ścianą. Co rusz, rzucił spojrzenie na Laurence. Że
ten mały gnojek śmie tu wciąż wracać... Przeszkodzenie mu teraz byłoby zabawne,
zaś wygonienie - ulgą dla nerwów.
-Twoje
prześcieradło...- zaczął, upewniając się, że dobrze go słychać -Jest brudne.
Śpisz jak świnia.
O wilku mowa... Wilku?
Gdzie? No oczywiście mowa o tym o świńskiej masce.Tym prosiaczku, który podczas
nieobecności współlokatora robił na jego łóżku co mu się żywnie podobało.
-Przy okazji,
wyprałbyś nasze brudy.- to nie była prośba, to był rozkaz kipiący aż z okna
duszy, czyli oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz