10 grudnia 2015

Od Mephistopheles'a C.D Charliego

-Charles…Charles, cholera jasna –Warknąłem pod nosem przytrzymując chłopaka mocniej, nienawidziłem mieszać się w sprawy innych, czy też pomagać im. Uznawałem zasadę ,,niczego nie oczekuje więc i ty nie oczekuj’’, ale ruch ten był machinalny, jakby oczywisty. Mogłem w tej chwili po prostu go pozostawić, tak jak pozostawiłbym z pewnością niemal każdego, nigdy nie przejmowałem się tym co by pomyślano…Nadal mnie to nie obchodziło. Lecz po prostu nie mogłem…nie chciałem by zdał się na innych, z cichym westchnieniem, wbrew własnej istocie wziąłem go na ręce. Mimo iż w zasadzie, nawet nie powinienem. Nauczyciel dotąd wesoły i pełny entuzjazmu teraz zmieszany całą sytuacją nie wiedział za bardzo jak zareagować, mimo że zerwał się próbując pozostać opanowanym widziałem w jego oczach to zmieszanie i nim podszedł, podniosłem na niego wzrok, obdarzając go spojrzeniem niezwykle  beznamiętnym. Nie, nie było chłodne czy agresywne nie można w nim było dojrzeć nic…może jedynie wprawne oko dojrzałoby zmęczenie, zmęczenie własnym sobą i wyborami jakich dokonywałem ~to nie dla ciebie… po prostu zostaw to jemu, to JEGO obowiązek~ uparcie cedziły moje myśli, natarczywie powtarzając słowa.
-Zajmę się nim, niech pan kontynuuje lekcje, to nic poważnego zwykłe omdlenie. – Wypowiedziałem,  a mężczyzna niechętnie się zgodził mówiąc bym poszedł z nim do pielęgniarki. Z bezceremonialnym kiwnięciem głowy ruszyłem do wyjścia, rzucając tylko jedno pogardliwe spojrzenie w kierunku tego bydła wpatrującego się w całą scenę od początku do końca. Tak by móc opisać każdy szczegół swoim znajomym z innych klas… by móc mielić słowa jak krowy żują trawę. Wyszedłem na pusty korytarz i wsłuchując się w echo własnych kroków zacząłem myśleć nad tym co właściwie odróżnia jego od nich, co czyni go ,,innym’’ pozornie lepszym od tych których zwałem mianem trzody. Co sprawiało że trzymałem jego ciało tak delikatnie, z wyczuciem uważając by go nie upuścić…Prychnąłem coś pod nosem z chęcią zapalenia. Jednak musiałem się wstrzymać aż do dojścia do naszego pokoju. Z powodu lekcji natknąłem się niewielką liczbę osób a natarczywie ciekawskim sucho odpowiadałem proste ,,Kolega zemdlał na lekcji’’ a oni, widząc mój brak chęci do kontynuowania opowieści mruczeli w odpowiedzi ,,aha’’ wiedząc że ciekawszych rzeczy i tak się dowiedzą, jak nie ode mnie to od innych. Problemy miałem głównie z otwarciem drzwi, ale gdy już przekręciłem klucz i dostałem się do środka odetchnąłem z ulgą, kładąc chłopaka  na jego świeżo posłanym przez sprzątaczki łóżku. Następnie już z spokojem  poszedłem do łazienki i zamoczyłem czystą ściereczkę by usiąść na brzegu łóżka i wytrzeć jego twarz oraz rękę…dlaczego on nie pomyślał o rękawicach? Pokręciłem głową wstając i szperając w swojej szafce umiejscowionej w  biurku, zmrużyłem lekko oczy wyjmując malutką walizeczkę schowaną na dnie szafki i zajmując się uprzednio szyfrem dostałem do środka. Rząd wymiennych igieł, delikatnych strzykawek i buteleczek, wyjąłem sole trzeźwiące i niemal z namaszczeniem schowałem walizeczkę z powrotem. Wróciłem do jego łóżka siadając na brzegu i z lekka się pochylając przystawiłem sole do jego nosa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz