-Charles…Charles, cholera jasna –Warknąłem pod nosem
przytrzymując chłopaka mocniej, nienawidziłem mieszać się w sprawy innych, czy
też pomagać im. Uznawałem zasadę ,,niczego nie oczekuje więc i ty nie oczekuj’’,
ale ruch ten był machinalny, jakby oczywisty. Mogłem w tej chwili po prostu go
pozostawić, tak jak pozostawiłbym z pewnością niemal każdego, nigdy nie
przejmowałem się tym co by pomyślano…Nadal mnie to nie obchodziło. Lecz po
prostu nie mogłem…nie chciałem by zdał się na innych, z cichym westchnieniem, wbrew
własnej istocie wziąłem go na ręce. Mimo iż w zasadzie, nawet nie powinienem. Nauczyciel
dotąd wesoły i pełny entuzjazmu teraz zmieszany całą sytuacją nie wiedział za
bardzo jak zareagować, mimo że zerwał się próbując pozostać opanowanym
widziałem w jego oczach to zmieszanie i nim podszedł, podniosłem na niego
wzrok, obdarzając go spojrzeniem niezwykle
beznamiętnym. Nie, nie było chłodne czy agresywne nie można w nim było
dojrzeć nic…może jedynie wprawne oko dojrzałoby zmęczenie, zmęczenie własnym
sobą i wyborami jakich dokonywałem ~to nie dla ciebie… po prostu zostaw to jemu,
to JEGO obowiązek~ uparcie cedziły moje myśli, natarczywie powtarzając słowa.
-Zajmę się nim, niech pan kontynuuje lekcje, to nic poważnego zwykłe omdlenie. –
Wypowiedziałem, a mężczyzna niechętnie
się zgodził mówiąc bym poszedł z nim do pielęgniarki. Z bezceremonialnym
kiwnięciem głowy ruszyłem do wyjścia, rzucając tylko jedno pogardliwe
spojrzenie w kierunku tego bydła wpatrującego się w całą scenę od początku do
końca. Tak by móc opisać każdy szczegół swoim znajomym z innych klas… by móc
mielić słowa jak krowy żują trawę. Wyszedłem na pusty korytarz i wsłuchując się
w echo własnych kroków zacząłem myśleć nad tym co właściwie odróżnia jego od
nich, co czyni go ,,innym’’ pozornie lepszym od tych których zwałem mianem
trzody. Co sprawiało że trzymałem jego ciało tak delikatnie, z wyczuciem
uważając by go nie upuścić…Prychnąłem coś pod nosem z chęcią zapalenia. Jednak
musiałem się wstrzymać aż do dojścia do naszego pokoju. Z powodu lekcji
natknąłem się niewielką liczbę osób a natarczywie ciekawskim sucho odpowiadałem
proste ,,Kolega zemdlał na lekcji’’ a oni, widząc mój brak chęci do kontynuowania
opowieści mruczeli w odpowiedzi ,,aha’’ wiedząc że ciekawszych rzeczy i tak się
dowiedzą, jak nie ode mnie to od innych. Problemy miałem głównie z otwarciem
drzwi, ale gdy już przekręciłem klucz i dostałem się do środka odetchnąłem z
ulgą, kładąc chłopaka na jego świeżo
posłanym przez sprzątaczki łóżku. Następnie już z spokojem poszedłem do
łazienki i zamoczyłem czystą ściereczkę by usiąść na brzegu łóżka i wytrzeć
jego twarz oraz rękę…dlaczego on nie pomyślał o rękawicach? Pokręciłem głową
wstając i szperając w swojej szafce umiejscowionej w biurku, zmrużyłem lekko oczy wyjmując malutką
walizeczkę schowaną na dnie szafki i zajmując się uprzednio szyfrem dostałem do
środka. Rząd wymiennych igieł, delikatnych strzykawek i buteleczek, wyjąłem sole trzeźwiące i niemal z namaszczeniem schowałem walizeczkę z powrotem.
Wróciłem do jego łóżka siadając na brzegu i z lekka się pochylając
przystawiłem sole do jego nosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz