31 grudnia 2015

Od Mephistopheles'a C.D Charlie

Z lekka się uśmiechnąłem patrząc na zakłopotanego własnym pytaniem chłopaka po czym uśmiech przerodził się w ciche westchnienie a ja pokręciłem głową.
-Nie musisz tego robić Charlie –Powiedziałem z lekką melancholią, nie widziałem sensu w jego propozycji, jakbym się starał to spójne zdanie nie niosło za sobą większego znaczenia. Znaliśmy się krótko. –Święta to rodzinna tradycja, nie sądzisz że zaproszenie mnie byłoby dziwne?
-U nas to normalne. Nawet matka pytała czy kogoś zapraszam, by wiedzieć ile ugotować. Brat często zapraszał znajome do siebie czy tego podobne. -Odpowiedział niemal od razu, zapinając swoją walizkę do której wrzucił ostatnie drobiazgi, mówiąc na mnie nie patrzył jakby skupiony na własnych rozmyślaniach jednak po chwili dodał  – W każdym razie przyjmujesz albo nie, masz czas do wieczora.
Zastanawiałem się przez chwilę, w moim domu nie do pomyślenia było zaprosić znajomego, a gdybym zaprosił kolegę. Nie ważne jakbym się upierał w łączącej nas znajomości, teraz nie byłem do końca pewny czy ojciec nie dorobiłby mi drugiej rany na policzku.
A gdyby tak Charlie dowiedział się o mojej orientacji? Czy nadal chciałby gdziekolwiek ze mną jechać?... Szczególnie że ostatnio zaczynał mi się podobać
-Nie jestem pewny czy to dobry pomysł, nie nadaje się do takich uroczystości nawet od własnej rodziny trzymam się z dala na święta, ta…sztuczność mnie zniesmacza –Przy słowie sztuczność machinalnie dotknąłem swojego policzka czego od razu pożałowałem, ranka nadal nieprzyjemnie piekła i z lekka swędziała z powodu zdartej skóry. W odpowiedzi Charlie przewrócił z oczami.
-Skąd możesz wiedzieć skoro tyle czasu nie próbowałeś… Poza tym to nie będzie jakieś denne siedzenie przy stole i takie tam. No weź Meph~ nie daj się prosić –Skrzywiłem się lekko zadając już chyba ostatnie pytanie
-Powiedz madame, dlaczego ci tak zależy na tym bym nie został tu sam ? – Ten posłał mi lekki grymas odpowiadając raczej, jak zwykle miewałem wrażenie bez zastanowienia
- Bo będzie mnie zżerało sumienie, że zostawiłem cie samego w święta, kiedy mam możliwość zaproszenia cię do siebie… - W tym momencie przysiadłem się do niego i obracając podbródek w swoją stronę, z lekka pocałowałem z początku muskając jego wargi by pogłębić pocałunek i odsunąć się jeszcze przez chwilę głaskając  go po poliku
- Jesteś pełny uroku, madame… - Wyszeptałem do niego z lekkim uśmiechem igrającym mi na ustach, chłopak odsunął się ode mnie nieco speszony i wprawdzie mówiąc nie byłem zbytnio zdziwiony, oczekiwałem nawet gorszej reakcji.
-A ty jesteś niewyżyty –Burknął sięgając po telefon i szybko odczytując wiadomość starając się udawać że nic się przed chwilą nie stało, wstałem z jego łóżka i westchnąłem.
-…I wiedząc to, nadal chcesz ze mną jechać ? –Zapytałem z lekkim zdziwieniem, chowając dłonie do kieszeni i na powrót stając przy oknie
-Hmm... Następnym razem po prostu oberwiesz -  Wzruszył ramionami z uroczym uśmiechem aniołka, którego mi niestety nie dane było widzieć, pokręciłem głową patrząc na odjeżdżające z parkingu samochody.
-W każdym razie będzie warto, Charlie – Powiedziałem już pusto, a słowa zdawały się, po mimo wypowiedzenia jego imienia skierowane do nikogo. –No a skoro…po mimo wszystko nadal chcesz mnie za ochroniarza to nie wypada się nie zgodzić…w końcu jesteś moją damą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz