31 grudnia 2015

Od Charliego C.D: Mephistopheles

Tak bardzo jak mi nie przeszkadzało czy Meph jest homo, bi, hetero, pan...Mógł być nawet zoofilem. Mnie to by nie ruszyło. Ale jak już zaczyna mnie tykać to jest to dziwne. I nie. Nie mam tego beznadziejnego „ble~ homo mnie dotknęło, jeszcze się zarażę” czy coś. Po prostu nienawidziłem kontaktu fizycznego wszelakiego. Wymiana cielnych płynów też w grę nie wchodziło. Choć ostatnio trochę mi brakowało tulenia się do kogoś…Ale na pewno nie robiłbym tego na dłużej niż minuta, dwie. Ot przytulenie, okey, odsunąć się. A on zaczął od pocałunku. Nie to by był jakiś wielce zły. Znaczy jeśli mowa o delikatności czy...
Skrytykowałem swoje myśli za brzmiące jak u nastolatki.
Po prostu pocałunek okey, ale nie okey, że się to stało. Bo to było dziwne i tak jakoś…Ech, koniec z bezsensownymi przemyśleniami.
Przez ten cały czas pomimo spoglądania na ekran swojego telefonu, nic nie przeczytałem. Nawet nie zauważyłem, że ekran już się wyłączył. Włączyłem go i zauważyłem brak wiadomości.
- Oj, jak mi miło, mój rycerzu - powiedziałem żartobliwie. Uznałem tamto za zwykłe poniesienie emocji ze strony mojego współlokatora.
Sięgnąłem pod łóżko i wyjąłem laptop. Musiałem przecież nas jeszcze odprawić. Tak, można to zrobić na lotnisku, ale komu chce się stresować i stać w linii? A w ten sposób nawet jak się spóźnimy o pięć minut czy coś takiego, pracownicy lotniska będą wiedzieli, że za chwilę się stawimy na miejscu. Zatem poprosiłem Mephiego o jego paszport i z naszymi dokumentami załatwiłem nam odprawę. Przez cały czas starałem się zachować kamienną twarz, ale w końcu nie wytrzymałem. W trakcie oddawania mu paszportu i spoglądania na jego twarz, po prostu wybuchłem śmiechem. Zdjąłem nawet okulary zmuszony wytarcia swoich łez.
- Byłeś uroczy, Mephi - powiedziałem, już uspokajając się.
- Na szczęście już z tego wyrosłem - powiedział, wcale nie podzielając mojego humoru. Chyba był ciutkę podirytowany.
- Jak dla mnie wciąż jesteś uroczy - odparłem, na nowo zakładając okulary na nos.
- Na twoim miejscu bym uważał z tymi słowami, Charlie... - uśmiechnął się krzywo.
- Oj wyluzuj~ Trzym. - powiedziałem, podając mój wcale nie lepszy paszport. Miałem dziesięć lat i musiałem zdjąć okulary, przez co mam minę… Cóż, znajomy to skomentował ”jak srający pies”. - Będę musiał teraz odebrać nowy paszporcik, ale to po świętach.
Ten zareagował zwyczajnym kiwnięciem głową, po czym oddał mi dokument.
- Nie jest źle, ale teraz jesteś o wiele ładniejszy.
Ja z kolei wzruszyłem ramionami i wydrukowałem nam bilety. Jeden dałem Mephiemu, a swój schowałem do torby wraz z paszportem. Następnie wyłączyłem laptop i schowałem go na jego miejsce pod lóżko.
- Chcesz coś zjeść jeszcze przed lotem? - spytałem.
- A jesteś na dzisiejszym menu? - spytał z nutką ironii w głosie.
Westchnąłem kręcąc głową załamany…

* * *

Kilka godzin później, gdy na zewnątrz już było ciemno, my czekaliśmy na wpuszczenie nas do samolotu. Ja siedziałem i grałem na konsoli, a Meph skorzystał z okazji ostatniego papierosa przed ośmio-godzinnym lotem. Mieliśmy być około pierwszej na miejscu. O ile nie będzie jakiś problemów, czego nie zapowiadali. No i po połowie godziny w końcu znaleźliśmy…Drzwi? Otworzyłem je, wszedłem do środku i ujrzałem coś na rodzaj niewielkiego pokoju. Tego się w sumie nie spodziewałem. Ostatnim razem leciałem inną linią, a ich ”pierwsza klasa” oznaczała trzy ściany fotel i telewizor. Jest prywatność, a jednak ktoś może zajrzeć. A tu? Totalna prywatność. ”Salon” z dwoma fotelami, stoliczkiem i telewizorem oraz ”sypialnia” z…Jednym łóżkiem. Cóż. To w sumie tłumaczy, czemu miałem bilet dla dwóch osób. To była kabina dwu-osobowa. Niepewnie odłożyłem swój bagaż podręczny na stolik i rozejrzałem się po pokoiku, podczas kiedy mój towarzysz zamknął za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz