Tak
bardzo jak mi nie przeszkadzało czy Meph jest homo, bi, hetero, pan...Mógł być
nawet zoofilem. Mnie to by nie ruszyło. Ale jak już zaczyna mnie tykać to jest
to dziwne. I nie. Nie mam tego beznadziejnego „ble~ homo mnie dotknęło, jeszcze
się zarażę” czy coś. Po prostu nienawidziłem kontaktu fizycznego wszelakiego.
Wymiana cielnych płynów też w grę nie wchodziło. Choć ostatnio trochę mi
brakowało tulenia się do kogoś…Ale na pewno nie robiłbym tego na dłużej niż
minuta, dwie. Ot przytulenie, okey, odsunąć się. A on zaczął od pocałunku. Nie
to by był jakiś wielce zły. Znaczy jeśli mowa o delikatności czy...
Skrytykowałem
swoje myśli za brzmiące jak u nastolatki.
Po
prostu pocałunek okey, ale nie okey, że się to stało. Bo to było dziwne i tak
jakoś…Ech, koniec z bezsensownymi przemyśleniami.
Przez
ten cały czas pomimo spoglądania na ekran swojego telefonu, nic nie
przeczytałem. Nawet nie zauważyłem, że ekran już się wyłączył. Włączyłem go i
zauważyłem brak wiadomości.
- Oj,
jak mi miło, mój rycerzu - powiedziałem żartobliwie. Uznałem tamto za zwykłe
poniesienie emocji ze strony mojego współlokatora.
Sięgnąłem
pod łóżko i wyjąłem laptop. Musiałem przecież nas jeszcze odprawić. Tak, można
to zrobić na lotnisku, ale komu chce się stresować i stać w linii? A w ten
sposób nawet jak się spóźnimy o pięć minut czy coś takiego, pracownicy lotniska
będą wiedzieli, że za chwilę się stawimy na miejscu. Zatem poprosiłem Mephiego
o jego paszport i z naszymi dokumentami załatwiłem nam odprawę. Przez cały czas
starałem się zachować kamienną twarz, ale w końcu nie wytrzymałem. W trakcie
oddawania mu paszportu i spoglądania na jego twarz, po prostu wybuchłem
śmiechem. Zdjąłem nawet okulary zmuszony wytarcia swoich łez.
- Byłeś
uroczy, Mephi - powiedziałem, już uspokajając się.
- Na
szczęście już z tego wyrosłem - powiedział, wcale nie podzielając mojego
humoru. Chyba był ciutkę podirytowany.
- Jak
dla mnie wciąż jesteś uroczy - odparłem, na nowo zakładając okulary na nos.
- Na
twoim miejscu bym uważał z tymi słowami, Charlie... - uśmiechnął się krzywo.
- Oj
wyluzuj~ Trzym. - powiedziałem, podając mój wcale nie lepszy paszport. Miałem
dziesięć lat i musiałem zdjąć okulary, przez co mam minę… Cóż, znajomy to
skomentował ”jak srający pies”. - Będę musiał teraz odebrać nowy paszporcik,
ale to po świętach.
Ten
zareagował zwyczajnym kiwnięciem głową, po czym oddał mi dokument.
- Nie
jest źle, ale teraz jesteś o wiele ładniejszy.
Ja z
kolei wzruszyłem ramionami i wydrukowałem nam bilety. Jeden dałem Mephiemu, a
swój schowałem do torby wraz z paszportem. Następnie wyłączyłem laptop i
schowałem go na jego miejsce pod lóżko.
- Chcesz coś zjeść jeszcze przed lotem? - spytałem.
- Chcesz coś zjeść jeszcze przed lotem? - spytałem.
- A
jesteś na dzisiejszym menu? - spytał z nutką ironii w głosie.
Westchnąłem
kręcąc głową załamany…
* * *
Kilka
godzin później, gdy na zewnątrz już było ciemno, my czekaliśmy na wpuszczenie
nas do samolotu. Ja siedziałem i grałem na konsoli, a Meph skorzystał z okazji
ostatniego papierosa przed ośmio-godzinnym lotem. Mieliśmy być około pierwszej
na miejscu. O ile nie będzie jakiś problemów, czego nie zapowiadali. No i po
połowie godziny w końcu znaleźliśmy…Drzwi? Otworzyłem je, wszedłem do środku i
ujrzałem coś na rodzaj niewielkiego pokoju. Tego się w sumie nie spodziewałem.
Ostatnim razem leciałem inną linią, a ich ”pierwsza klasa” oznaczała trzy
ściany fotel i telewizor. Jest prywatność, a jednak ktoś może zajrzeć. A tu?
Totalna prywatność. ”Salon” z dwoma fotelami, stoliczkiem i telewizorem oraz ”sypialnia”
z…Jednym łóżkiem. Cóż. To w sumie tłumaczy, czemu miałem bilet dla dwóch osób.
To była kabina dwu-osobowa. Niepewnie odłożyłem swój bagaż podręczny na stolik
i rozejrzałem się po pokoiku, podczas kiedy mój towarzysz zamknął za sobą drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz