Dzień wydawał się Lau ponury od chwili gdy jego umysł bezlitośnie dał mu do zrozumienia iż musi wrócić do pokoju, wolałby ten czas spędzić gdziekolwiek indziej ale nie miał za bardzo pomysłu jak kolejne popołudnie spędzić unikając pokoju jak ognia, mógł wszak iść do biblioteki ale i książki, czytane już głównie na siłę wydawały mu się jakieś nudne i monotonne. Do brata zaś iść nie śmiał, ten pewnie zacząłby coś podejrzewać a nie chciał go niepokoić jak i nie chciał niepotrzebnych problemów…A może i te problemy były potrzebne?
Jednak Laurence wolał radzić sobie z wszystkim sam, a jak na razie radził sobie przydługimi bluzami ukrywającymi siniaki, nie było ich jakoś dużo więc póki co nie widział problemu, a przynajmniej starał się go nie widzieć. Chłopak wydawał mu się z początku w miarę miły, szczególnie na balu…ale teraz myślał tylko o tym gdzie spędzić kolejny dzień jak najdalej, dziś jednak było to niemożliwe dlatego też Laurence z wielkim żalem powlekł się do ich wspólnego pokoju, licząc że w miarę ciche ,,wtargnięcie’’ załagodzi sytuacje napiętą od rana, kiedy to rozjuszył chłopaka, ale nie pamiętał już czym…był zbyt na to zaspany. Nie odezwał się do współlokatora leżącego na łóżku tylko od razu usiadł na swoim, rozpakowywując swoją torbę, cisza wydawała mu się gęsta i nieprzyjemna jednak nijak nie wiedział, jak lub też po co ją przerywać. Tak było lepiej…bezpieczniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz