Ale nuda. Siedziałam w klasie patrząc się w
tablice na której pojawiały się przerożne równania matematyczne pisane przez
nauczycielkę. Nic ciekawego się nie działo, oczywiście jak to w szkole.
Sfrustrowana położyłam się na ławce i wbiłam twarz w zeszty. Leżałam tak przez
jakiś czas. Po chwili usłyszałam wołanie do tablicy.
- Zapraszam, Oberlin!
Uniosłam głowę, a kosmyk włosów swobodnie
opadał mi na twarz. Prasknełam i z aroganckim uśmiechem zwlekłam się z ławki i
podążając do tablicy chwyciłam krede. Nauczycielka podyktowała mi zadanie i jej
miną świadczyła o tym, że była przekonana iż go nie wykonam. Kreda poszła w ruch
i w około minutę wykonałam całe dość obszerne zadanie. Babie,że tak powiem
opadła szczena i nie wiedziała co powiedzieć. Otrzepałam ręce z kredy i pewna
siebie szepnełam do niej "A teraz piąteczka do dziennika". Powróciłam
na swoje miejce odprowadzona przez wzrok całej klasy którzy widocznie byli pod
wrażeniem moich matematycznych umiejętności. Ponownie przygotowałam ławkę do
spania i miałam już spokojnie zasnąś na małej piramidce książek gdy
zauważyłam, że na rogu ławki leży zwinięty liścik. Otowrzyłam go i
przeczytałam. Od razu spojrzałam na chłopaka z boskim uśmiechem który był
autorem listu i właśnie patrzył się na mnie.
Posłałam mu słodki uśmieszek i
chwyciłam długopis z piórnika."To nie dobre miejsce by o tym rozmawiać, to
w ogóle nie jest dobry pomysł" odpisałam i rzuciłam go spowrotem tam skąd
przybył. Przy okazji chłopak dostał w głowę i parsknął cicho ze śmiechu patrząc
na mnie. Nie ukrywam, że to było urocze. Czekałam na odpowiedź i z
niecierpliwością bawiłam się długpisem a to przekładając go w palcach, a to
gryząc. Po chwile otrzymałam spowrotem kartkę tym razem już z pytaniem "A
może spacer po szkole?" Szczerze to w pierwszych sekundach nie wiedziałąm
co odpsiać, wachałam się. Po chwili jednak odpsiałam "Tak" i odrzuciłam
kartkę. Przez resztę dnia w szkole nie mogłam przestać myśleć o chłopaku z
cudownym uśmiechem. Mijaliśmy się kilka razy na korytarzu, lecz ja z spuszczonym
wzrokiem mijałam go. Po skończonych lekcjach pośpiesznie udałam się do
pokoju. Postanowiłam, że pokaże się z trochę innej strony niż zwykle. Zrobiłam
tylko delikatny makijaż. Czerwone usta, tusz do rzęs i puder na twarzy. Włosy
rozczesałam i upiełam w wysokiego kitka. Na siebie ubrałam czarną, pikowaną
miniówkę która nie była dosłowną miniówką. Była po prostu nie za krótka nie za
długa. Rajstopy, bluzkę w pasku na długi rękaw i czarne superstary Pharella
Wiliamsa. Na koniec przed wyjściem przejrzałam się kilka razy w miedzianym
lustrze stojącym kłowy drzwi, narzuciłam szary płaszczyk i udałam się na ławkę
przed szkołą przy której mieliśmy się spotkać.
Diego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz