W końcu nadeszły święta. Bilety oczywiście
miałem załatwione już od miesiąca. I tak. Bilety. Dwa. Nie zamierzałem siedzieć
obok kogoś nieznajomego, więc miałem miejsce przy oknie, a te znajdujące się
obok mojego było puste. Czasami cieszyłem się, że rodzice mają trochę
pieniędzy. Podczas kiedy inni będą się cisnąć w ciasnych fotelach wśród wielu
różnych ludzi, ja będę miał coś na rodzaju pokoiku tylko dla siebie. Niewielki
ekran telewizora, obiad, gazetki, łóżeczko. Wszystko, co tylko dusza zapraknie.
Brakowało jeszcze żebym miał 21 lat, a dostałoby się kieliszek szampana. Tak
jak w Anglii piło się okazjonalnie w wieku 16 lat bo sprzedawca wierzył, że mam
niby 18, tak w Ameryce ten sposób by nie przeszedł. Da się udać, że ma się
osiemnaście, ale już znacznie trudniej jest udawać 21 latka. Szczególnie, kiedy
w paszporcie widnieje moja data urodzin. Ale lot miły będzie i bez tego. Tym
bardziej, że mogę podłączyć konsolę pod telewizor.
W trakcie pakowania się, SMS’owałem z matką.
Pytałem czy coś potrzebuje bądź tego podobne. Ta się przy okazji stresowała
wszystkim, ale udało mi się uspokoić przypominając, że nie pierwszy raz ja lecę
samolotem, jak i ona wcześniej też latała i nigdy nic się nie stało. Zajęty tym
nawet nie zauważyłem, kiedy Meph zaczął mówić, ale o dziwo zarejestrowałem, co
mówił. Chciałem zabłysnąć jakimś faktem, a nie pozwolić tylko Mephowi na bycie
mądrym, ale nie do końca mi to wyszło, kiedy moje nogi były w walizce, a reszta
ciała poza nią. Nawet okulary przy upadku zsunęły mi się z nosa. Miałem tylko
nadzieję, że się nie potłukły, bo nie było wystarczająco czasu na ich wymianę.
Meph na szczęście pomógł mi wstać, a następnie założył moje szkiełka, które
były całe i zdrowe. Poprawiłem okulary i spojrzałem na niego, po czym na ekran
telefonu. Odpisałem na wiadomość i odrzuciłem go na swoje łóżko, aby następnie
znów spojrzeć na mojego współlokatora.
- Co tak siedzisz, nie pakujesz się? -
spytałem, gdy nie zauważyłem żadnych jego ciuchów na łóżku. Dopiero potem sobie
przypomniałem o tym, ze tylko Lau wrócił do domu na święta. Czyżby zamierał
zostać w szkole?
- No…Nie mam zbytnio celu w pakowaniu się -
westchnął.
- Jak to nie masz? - zacząłem myśleć nad pewną
rzeczą.
- Zostaję w szkole. Czytałem, że można.
A jednak miałem rację. No cóż, popsuję mu
plany. Uważałem to za smutne, aby spędzał święta sam w szkole. A ja miałem dwa
bilety i duży dom. Nawet matka wcześniej pytała czy zamierzam kogoś zabrać ze
sobą. Czasami wpadała dziewczyna mojego brata. Pewno matka miała nadzieję, że i
ja zaproszę partnerkę. Jakby jej nie starczyło moje twierdzenie, że nikt mnie
nie interesuje i prędzej skończę z psem, niż z dziewczyną, żoną. Główny
problem? Niechęć do stosunku. A chyba niemalże każdemu zależało na seksie. Nie
chciałem kogoś zawieść poprzez swoją niechęć. Ani nie chciałem żeby moja
partnerka sypiała z innymi, bo brakowałoby jej pieszczot. Po drugie uważałem
ślub za głupotę. Jeśli się kogoś kocha to nie trzeba mieć na to dowodu w formie
jakiegoś kawałku papieru. Głupota.
- I kto będzie mnie pilnował wtedy? Co jak
mnie porwą, zgwałcą lub będą żądać okupu? Niekoniecznie w tej kolejności -
zaśmiałem się - a tak na serio to lecisz ze mną poznać świata.
- Co proszę? - spojrzał na mnie, zapewne
zagubiony w mych słowach.
- No ten. Mówiłeś bratu, że zostajesz w
szkole. A tak się składa, że mam dwa bilety i jedno chude ciało. Jeśli chcesz
to możesz skorzystać. Znaczy ten~ Chcesz może spędzić święta ze mną w Anglii?
- spytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz