Jeszcze przez chwilę leżałem nieprzytomny,
lecz w końcu zakrztusiłem się powietrzem. Zakasłałem parę razy i odepchnąłem
ramieniem rozmazaną postać, aby być w stanie usiąść. Dopiero wtedy udało mi się
złapać normalnie oddech.
- Jezu jak to wali - było moimi pierwszymi
słowami.
Potarłem dłonią twarz, a w szczególności
biedny nos. Delikatna woń lawendy nie była w stanie zamaskować zapach… Tego, co
tak śmierdziało. Czymkolwiek to było. Nie znałem się zbytnio na lekarstwach czy
innych to i nie mogłem się domyślić, co się w tym znajdowało. Ty bardziej, że
nie byłem świadom tego, co właściwie przed chwilą wąchałem. Po przetarciu oczu
spojrzałem na Mephiego, siedzącego obok mnie na łóżku.
- Śniło mi się, że musiałem kroić żabę… -
powiedziałem słabym głosem.
Wydawało mi się, że to, co się dziś stało
było tylko snem. Że dopiero się obudziłem w nowym pokoju pomimo tego, że dziś
miała być to moja pierwsza noc na pierwszym piętrze. Że jeszcze nawet nie
miałem rozpakowanych toreb.
- To...Nie do końca sen, zemdlałeś na biologii,
więc przyniosłem cię do pokoju. Nie chciałem by coś ci się niepotrzebnie stało
- Mruknął sucho i odsunął się od łóżka, aby odstawić coś na biurko.
- O jak uroczo - powiedziałem i ponownie
położyłem się w łóżku. Głowa zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Z drugiej
strony dawno już nie miałem tak, że zemdlałem. - Tylko…Czemu do pokoju, a nie
pielęgniarki?
- Nie widziałem takiej potrzeby -
odpowiedział wprost.
- Jesteś jakimś lekarzem pod przykrywką? -
Zaśmiałem się cicho i położyłem na boku, żeby móc na niego spoglądać. Wpierw
jednak zdjąłem swoje okulary i odłożyłem je na stolik stojący obok mojego
łóżka. Oznaczało to, że mój współlokator był teraz rozmazaną postacią, ale
jakoś mnie to nie przeszkadzało. Właściwie to powinienem był być mu wdzięczny
za to, że zapewne mnie złapał, bo ani nie miałem nic obitego, ani zbitych
okularów… A na nowe bym długo czekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz