10 grudnia 2015

Od Charliego C.D: Mephistopheles

Jeszcze przez chwilę leżałem nieprzytomny, lecz w końcu zakrztusiłem się powietrzem. Zakasłałem parę razy i odepchnąłem ramieniem rozmazaną postać, aby być w stanie usiąść. Dopiero wtedy udało mi się złapać normalnie oddech.
- Jezu jak to wali - było moimi pierwszymi słowami.
Potarłem dłonią twarz, a w szczególności biedny nos. Delikatna woń lawendy nie była w stanie zamaskować zapach… Tego, co tak śmierdziało. Czymkolwiek to było. Nie znałem się zbytnio na lekarstwach czy innych to i nie mogłem się domyślić, co się w tym znajdowało. Ty bardziej, że nie byłem świadom tego, co właściwie przed chwilą wąchałem. Po przetarciu oczu spojrzałem na Mephiego, siedzącego obok mnie na łóżku.
- Śniło mi się, że musiałem kroić żabę… - powiedziałem słabym głosem.
Wydawało mi się, że to, co się dziś stało było tylko snem. Że dopiero się obudziłem w nowym pokoju pomimo tego, że dziś miała być to moja pierwsza noc na pierwszym piętrze. Że jeszcze nawet nie miałem rozpakowanych toreb.
- To...Nie do końca sen, zemdlałeś na biologii, więc przyniosłem cię do pokoju. Nie chciałem by coś ci się niepotrzebnie stało - Mruknął sucho i odsunął się od łóżka, aby odstawić coś na biurko.
- O jak uroczo - powiedziałem i ponownie położyłem się w łóżku. Głowa zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Z drugiej strony dawno już nie miałem tak, że zemdlałem. - Tylko…Czemu do pokoju, a nie pielęgniarki?
- Nie widziałem takiej potrzeby - odpowiedział wprost.
- Jesteś jakimś lekarzem pod przykrywką? - Zaśmiałem się cicho i położyłem na boku, żeby móc na niego spoglądać. Wpierw jednak zdjąłem swoje okulary i odłożyłem je na stolik stojący obok mojego łóżka. Oznaczało to, że mój współlokator był teraz rozmazaną postacią, ale jakoś mnie to nie przeszkadzało. Właściwie to powinienem był być mu wdzięczny za to, że zapewne mnie złapał, bo ani nie miałem nic obitego, ani zbitych okularów… A na nowe bym długo czekał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz