YoungMin obudził się stosunkowo wcześnie, być może dlatego,
że słyszał na korytarzu kroki. Wyjątkowo płytki sen, nieciekawa rzecz. Azjata
swoimi brązowymi oczami spenetrował pokój, po czym zsunął z siebie kołdrę.
Uniósł kąciki ust nieco, dzisiaj miał odbyć się bal. Brak rang, anonimowość.
Wciąż nie dotarł do niego fakt, iż znalazł kartę waleta. Urodzonym
szczęściarzem nie był. Zazwyczaj okropna z niego chuda niezdara, przez co kiedy
ujrzał kartę przyjaciela króla, jego oczy nienaturalnie się rozszerzyły, jakby
miały wypaść pod postacią kuleczek do mini kręgli. Nastolatek nigdy nie nosił
garniturów, dlatego wierzył, iż ubranie białej koszuli i niedociągnięty krawat,
czarne spodnie oraz rękawiczki okrywające jego trupie dłonie – będzie odpowiedni.
Maska w tym wypadku również była niezbędna. Zaraz po wstaniu naszykował
wszystkie ubrania, a kolejno z szafy wydobył zakopaną gdzieś wenecką maskę
wzorowaną na podobiznę lisa. Ozdobiona różnymi błyszczącymi elementami,
okrywała twarz od czoła po nos, włącznie z nim oczywiście. Chłopak uśmiechnął
się jakby sam do siebie, wyobrażając sobie jak przebiegnie cały bal. Idealna
zabawa, zachowane detale, które powinny być wytrawne i bardzo gustowne. W
starych filmach widział wiele takich scen. Nie raz pragnął przenieść się do
takiego miejsca, by spędzić choć kilka magicznych sekund. Przygotowany na
kąpiel, zabrał ubrania i pomaszerował w swojej ulubionej piżamie do drzwi. Tam
jednak zastała go niespodzianka. W ich róg wtrącona została koperta, po której
otworzeniu YoungMin dowiedział się z kim właściwie ma iść na całą uroczystość.
Nicodem Black, król. Yomi wzdrygnął się na samą myśl, iż pozna właściwie osobiście
tego z najwyższą rangą. Znał go z widzenia, kojarzył, aczkolwiek nigdy nie miał
z nim do czynienia twarzą w twarz. Poniekąd stało się to wyzwaniem, bowiem
spotkanie konkurowało ze stresem. Prezent przyszykował już dawno, jakoby na
zapas. Dlatego to nie było już dla niego zmartwieniem. Odetchnął więc głęboko i
dumnie pomaszerował pod prysznic. Zwyczajna kąpiel i był już gotowy. Ubrany
stanął przed lustrem w publicznej łazience. Stres jął go pożerać. Nałożył
rękawiczki na dłonie, po czym palcami podniósł swoje usta, tworząc z nich
uśmiech. Wyglądało to bowiem tak, jakby chciał ułożyć go na żel, by już nie
opadał. Nie. Dzisiaj musiał stać się kimś innym. Wcielić się w kompletnie
nieznaną postać. Dla większości powinien być anonimowy. Raz jeszcze uniósł
wzrok na swoje lustrzane odbicie. Dopiero potem na twarzy ułożył maskę i
umocował ją. Jej pomarańczowo rudy kolor pasował do odcieniu włosów Koreańczyka.
Całość zgrała się idealnie. Z drugiej jednak strony przydałoby się przywdziać
jeszcze marynarkę, prawdopodobnie gdzieś w odmętach ubrań, poniewierała się w
szafie. Przez resztę czasu szukał jej w pokoju, nie na marne. Teraz można rzec –
był już skompletowany od stóp do głów. Kiedy tylko wybiła odpowiednia godzina,
YoungMin pokierował się do Sali, gdzie miał odbyć się bal. Mężczyzna
przyjmujący bilety wcale nie wyglądał na miłego. Chłopak przełknął cicho ślinę
i poluzował jeszcze trochę swój krawat. Bez zbędnych pogadanek wpuszczono go do
środka. Wszystko wyglądało wspaniale, jakby ktoś rzucił czar na całe
pomieszczenie. Można by pogratulować tym, którzy włożyli w to tak wiele pracy,
bo z pewnością wszystkie przygotowania nie mało ich kosztowały. Po wypatrzeniu
stolika, do jakiego go przydzielono, dostrzegł też młodego mężczyznę odzianego
w maskę lisa. Król – ta jedyna myśl przebiegła przez jego umysł. Prędko
spróbował go oczyścić. Bal, brak rang, brak stresu. Puknął się lekko w głowę
kostkami zamkniętej dłoni i spokojnym krokiem ruszył do stolika. Krótka rozmowa
oraz przywitanie, wręczenie prezentów. Jak to się mówi, pierwsze koty za płoty.
Znajomy damski głos, tak przyjazny dla ucha. Jego jedyna póki co przyjaciółka,
tak, chciał ją określać w ten sposób. Szum i gwar nieco zdezorientował go. Po
pewnym czasie, jedyne słowa jakie usłyszał dobrze to zapowiedź prowadzącego o
pierwszym wolnym tańcu. Nicodem odszedł do kogoś innego, toteż nie musiał z nim
od razu tańczyć czyż nie? Poniekąd kamień spadł mu z serca, obawiał się tego.
Kilka słów zamienionych z Saiyą. Pierwsze spokojne nuty. Miał stać się dzisiaj
inny, odważniejszy, pewniejszy siebie! Wyciągnął więc dłoń do stojącej przed
nim brunetki. Jedynie widoczny był uśmiech chłopaka, który nie został skryty
pod maską lisa.
- Zatańczysz? – skłonił lekko głowę.
Uważał to za stosowne zachowanie, które było jak najbardziej na miejscu. Tak,
rękawiczki, nie wstydził się tak jak zazwyczaj. Nie musiał ukrywać swoich
dłoni, nie musiał tego pilnować. Ten wieczór miał stać się wieczorem bez
ograniczeń, który zostanie w pamięci. Zimowy bal, czas magii.
[ Saiya, Nicodem?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz