Rozejrzałam się po korytarzu. Dokładnie sprawdziłam, czy nikt
przypadkiem nie przechodzi. Pusto. Wrzuciłam karteczkę ze swoim imieniem
i nazwiskiem do urny. Musiałam parę razy próbować, ponieważ moje ręce
nie dość, że były mokre, to na dodatek się trzęsły jak osiki. Czułam,
jakby smok siedzący głęboko we mnie właśnie zamienił miejsce wokół
siebie w popiół swymi płomieniami. Dym wznosił się ku górze. Im więcej
go było, tym bardziej robiłam się czerwona na twarzy. Spokojnie Ruby,
robisz to tylko dla zabawy. Ten cały bal zimowy to nie do końca dobry
pomysł, ale raz kozie śmierć! Nie to, że chciałabym kogoś tam poznać
(wypluj tę myśl). Po prostu kieruje mnie tam czysta ciekawość. Ciekawość
ponoć prowadzi do piekła. Lecz piekło to pojęcie względne. Dla każdego
ma inne znaczenie. Idąc tym tropem, pójście na bal może się okazać moim.
Zależy jak się zachowam. Albo jak inni pomyślą, że się zachowuję...
Ech, koniec z tym filozofowaniem, bo jeszcze ktoś nadejdzie.
Nałożyłam
kaptur na głowę i wsadziłam ręce do kieszeni. Krótkim truchtem
znalazłam się na rozwidleniu korytarza. Pusto jak makiem zasiał...
Chociaż chyba nie tak brzmiało to przysłowie. W każdym bądź razie było
pusto. Ani jednej żywej duszy, z wyjątkiem mnie.
Oparłam się o
ścianę. Wyjąwszy z kieszeni bluzy kartę ponownie zastanawiałam się nad
sensem "gry". Myślałam, że uwolniłam się od tego typu wyróżnień. Co ja
myślałam, przecież w każdej szkole znajdą się wilki i owce. Głupiutkie,
naiwne, rozbeczane owieczki...
Pogładziłam kciukiem po nierównej powierzchni. Zalaminowanie zapobiegło podarciu.
Wpadłam
przez małe, papierkowe cholerstwo w trans. Nawet nie usłyszałam kiedy
przestałam być jedyną osobą w korytarzu. Dopiero gdy ktoś gwizdnął mi
sprzed nosa moją własność obudziłam się.
-Oddawaj!- śmignęłam ręką.
Za wysoko była karta, bym mogła ją złapać.
<Ktoś chętny odpowiedzieć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz