Rozglądałem się po mieście zapisując w umyśle ulice, przez które właśnie
szliśmy. Ludzi było nadal wielu, można by wręcz powiedzieć, że zbyt
wielu dla mnie. Lubiłem towarzystwo, ale nie otoczenie w którym nie
znałem nikogo. W tym miejscu czułem się nieco dziwnie, nieswojo... Byłem
tu obcy. Razem z Lucasem mieszkaliśmy w Toronto w Kanadzie. Owszem
kilka razy byliśmy w Chicago, ale nie potrafiłem wtedy zapamiętać
żadnych konkretnych miejsc. Teraz razem z nowym kolegą i moim bratem
znaleźliśmy ogromny sklep. Wszedłem więc do budynku i spojrzałem na
regały z produktami spożywczymi, ale i także na te na których stały
środki czystości, zabawki i wiele, wiele innych rzeczy. Wziąłem wózek i
razem z dwójką chłopaków ruszyłem na podbój sklepu. Ruszyłem do
pierwszego regału i zacząłem powoli zapełniać wózek.
- Diego?
- Diego?
- Słucham cię Mike. - Powiedziałem szybko myśląc co wziąć jeszcze z tego regału.
-
Są tu praktycznie same napoje i zajmują 1/3 wózka, a zostało jeszcze
sporo regałów takich jak ten. Nie zmieścisz tu wszystkiego... -
Powiedział chłopak patrząc na wózek który właśnie został zaprowadzony do
następnego działu, tym razem ze słodyczami.
- To proste, Lucas
pójdzie po drugi wózek. - Po chwili z kolejnego działu przyleciał Lucas
wrzucając do wózka kilka pudełek z pizzą.
- Zaraz przyniosę jeszcze
jakieś skrzydełka z kurczaka w panierce to później sobie podgrzejemy w
kuchni o ile mają tu kuchnię dla uczniów... Nie no na pewno mają. -
Powiedział i poleciał po jedzenie, ale już po chwili był ponownie przy
wózku. Następnie poszliśmy po nabiał. Kupili serki, jogurty i polecieli
dalej. W wózku pojawiły się płatki, zupki chińskie, kisiel, dżem,
pieczywo, wędliny, kiełbaski, popcorn, orzeszki, chipsy, ciastka, żelki,
cukierki, czekolada i kilka innych rzeczy.
- Hmm.. Chyba mamy już
wszystko... Możemy iść do kasy. - Powiedziałem i poszliśmy do kasy gdzie
w kolejce staliśmy mniej więcej kwadrans. Zapłaciłem i z Lucasem
wzięliśmy torby, które z trudem wytrzymywały ciężar jedzenia będącego w
nich.
- Pomóc wam? - Spytał Mike obserwując chłopaków niosących torby.
-
Tak, pomożesz nam zjeść pizzę za chwilę. - Powiedział Lucas wychodząc
ze sklepu i podszedł do jakiejś dziewczyny, która była wyraźnie
zaskoczona czując jak ktoś kładzie jej nagle rękę na ramieniu. Biedna
dziewczyna spojrzała na chłopaka, zadzierając przy tym głowę, jakby
patrzyła w niebo. - Przepraszam, że zaczepiam panienkę w takim miejscu,
ale potrzebuję pomocy... Wiesz może gdzie jest tu jakaś dobra pizzeria? -
Dziewczyna wytłumaczyła gdzie Lucas musi się skierować aby dojść do
wyznaczonej przez nią pizzerie. Pożegnał się z dziewczyną i podszedł do
mnie i Mike'a tłumacząc gdzie mamy iść. Po kilkunastu minutach byliśmy
na miejscu. Ja zamówiłem sobie pizzę z kurczakiem mającą 50 cm, a Lucas o
tej samej wielkości zamówił sobie pizzę hawajską. Do tego zamówiliśmy
colę i sok pomarańczowy. Gdy kelnerka stała jeszcze przy stoliku i
spojrzała na mnie pytając czy chcemy coś jeszcze, spojrzałem na kolegę,
który siedział zamyślony.
- Mike, a ty jaką pizzę chcesz? - Spytałem oczekując, że chłopak zgodzi się z nami coś zjeść, choć nie wyglądał na żarłoka.
-
Musisz z namicoś zjeść. Pewnie dlatego, że w dzieciństwie mało jadłeś
to teraz jesteś taki malutki. - Powiedział Lucas szczerząc się do
chłopaka, było dla mnie zaskoczeniem, że mój brat jeszcze nie dokuczał
chłopakowi z powodu jego wzrostu. - Ja ci polecam hawajską, jest
najlepsza, chyba że nie jesz mięsa to w menu też coś się znajdzie. To
jak, co wybierasz?
~ Mike? Przyjmij to jako zaproszenie ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz