9 listopada 2015

Od Nicodem'a C.D: Mike

Przeniosłem wzrok na zmieszanego Michaela, mogłem to wywnioskować po tym jak pocierał (nie zboczuszki, nie krocze...) wierzch swojej dłoni.
- W naszej szkole istnieje taka jakby tradycja. - Zaczął. - Co jakiś czas coś w stylu sekretnego stowarzyszenia chowa po szkole karty. Ogłaszaj wtedy początek gry. Stało się tak dziś rano. -Chłopak sięgnął do kieszeni z której wyjął kartę i mi ją pokazał. - Moja jest Jokerem. Najniższa z kart. Twoja jest Królem. Najwyższa. Od teraz wszyscy będą musieli się ciebie słuchać, a ze mną będą mogli robić, co chcą… Jak chcesz to mogę cię zaprowadzić do klasy gdzie mamy oddać karty. Są niektórzy gotowi prawie zabić za kartę Króla. Bezpieczniej jest ją jak najszybciej oddać i zapisać sobie tę rangę. Ty zresztą wyższej już nie znajdziesz, a ja… Już trochę minęło od początku gry. Król i Królowa są najtrudniejsze do znalezienia. Te niższe pewno już dawno zostały znalezione. Nie wiem… - Umilkł na chwilę, poprawiając grzywkę. - W wcześniejszej grze udało mi się znaleźć czwórkę. Pasowało mi to nawet. No, ale cóż. Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. - Uśmiechnął się.- Kto wie? Może będziesz wyżej niż jesteś..- puściłem mu oczko ze swoim słynnym szarmanckim uśmiechem. Pożyczyłem podręczniki do lekcji i wyszliśmy z biblioteki. Zrozumiałem zasady tej gry, jednak nie umiałem być jak każdy, żeby gnębić słabszego. - Mamy pięć minut... Myślę, że się wyrobimy z tą kartą...- stwierdziłem, a mój towarzysz prowadził mnie do danej sali. Rozglądnąłem się, nie pasowała mi ta atmosfera, byli dziwni..., jak dla mnie. No ale cóż, załatwiłem swoje bez pierdolenia i wyszedłem, nie miałem czasu jak i Mike, a spóźnić się na lekcję nie mogliśmy. Na farta sala była w pobliżu. Nim wszedłem do sali, złapałem lekko Michaela za ramie.
- Mike, nie zwracaj się do mnie jakoś formalnie bo tego nie lubię i... bądź przy mnie sobą.. - uśmiechnąłem się lekko do niego patrząc mu w oczy.
Po tych słowach puściłem go, meh nie chciałem, żeby zachowywał się sztywno, tylko był taki jak dzisiaj. Szczery i miły, znaczy... Jak dla mnie był miły, no i ogółem nie miałem do niego żadnych zażaleń.
Wszedłem do klasy i zająłem swoje miejsce na końcu sali, wcześniej chowając książki z biblioteki do torby. Lekcje minęły dość szybko, a przerwy mijały niczym piękny sen. Wychodziłem już z szkoły po zajęciach, kiedy usłyszałem jak jakiś kolejny down krzyczy na kogoś... Cóż, podszedłem bliżej i zauważyłem, że ofiarą był mój nowy znajomy. Westchnąłem cicho i podszedłem do oprawcy, który groził mu przywierając go do drzewa. Sięgnąłem do kieszeni szukając odpowiedniego przedmiotu. Usłyszałem to nieco z ust piegowatego...:
- No co Holtzer? Nie dasz mi dzisiaj swojej dupy ? Co? A może, nie masz mojej kasy hymmm? Zobaczysz, jeszcze zrobię tak, że zdechniesz sam w piwnicy i nikt nie przyjdzie po twoje zwłoki...
Podszedłem bliżej i przyłożyłem oprawcy skuwkę od markera do potylicy, była zimna, więc można było ją pomylić z lufą od pistoletu.
- Dzień dobry, dowód osobisty poproszę, albo kulka w łeb... - warknąłem.
Rudy zaraz puścił Michaela, podnosząc dłonie w geście obronnym.
- Ja ten.... Nie mam dowodu... - chciał odwrócić się w moją stronę, jednak mu na to nie pozwoliłem.
- Nie odwracaj się bo strzelę... - uprzedziłem. - Idź prosto i nie waż się patrzeć za siebie..., albo źle się to dla ciebie skończy ~ - zagroziłem z lekka.
Widać chłopak zesikał się w gacie ze strachu, ale grzecznie wykonał moje polecenie. Gdy tylko zrobił pierwszy krok, złapałem Mike za rękę i oddaliłem od niego znikając przy tym w tłumie.
- Pomyśleć, że skuwka od markera jest pomocna... - westchnąłem i schowałem ją do kieszonki. Cóż, zgubiłem marker... Skuwka została, a ja leniuch nie chciało mi się jej wyciągać. - Nie uszkodził Cię? - zapytałem.

<Mike?wenka mi się urwała ._.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz