Nie
byłem w stanie nie uśmiechnąć cię, kiedy ten tak na mnie patrzył. Właściwie to
ledwie się powstrzymałem od zachichotania jak jakaś nastolatka. Nie wiem czemu,
ale po prostu poprawiał mi humor. W sumie to nawet trochę smutno mi się
zrobiło, gdy znaleźliśmy się już w klasie. Musiałem siedzieć z daleka od niego
i przy osobach, których nie lubiłem. A raczej oni nie lubili mnie. Nie,
ostateczna poprawka. Kochali mnie. Prześladować i znęcać się nade mną. W sumie
to tylko jeden był natrętny tym razem. W kółko marudząc na temat pieniędzy,
które musiałem ostatnio od niego pożyczyć. Nigdy więcej.
Spakowałem
swoje książki i się przeciągnąłem. Nareszcie koniec dnia. No, prawie. Wpierw
wrócić do pokoju, umyć się, iść na obiad, a potem odrobić lekcje. Ponoć jeszcze
miałem poznać nowego współlokatora. Miejmy nadzieję, że będzie to ktoś z Asem
lub dwójką. Najlepiej jednak, jeśli z asem. Chyba wolę ograniczać męczenie mnie
tylko do lekcji. Zawsze w sumie mogłem przenieść się wtedy do pokoju
jednoosobowego. Droższy, co prawda, ale miałbym spokój.
Z
zamyślenia wyrwał mnie tępy ból spowodowany uderzeniem plecami o drzewo.
Spojrzałem na znajomą i twarz i się mimowolnie skrzywiłem. Nie ma to jak dupek
z rangą próżniaka.
-
No, co Holtzer? Nie dasz mi dzisiaj swojej dupy? Co? A może, nie masz mojej
kasy hymmm? Zobaczysz, jeszcze zrobię tak, że zdechniesz sam w piwnicy i nikt
nie przyjdzie po twoje zwłoki...
Z
jakiegoś powodu gorzej się czułem z tym o piwnicy niż z daniem mu dupy. Jeśli
to miało dać mi spokój to może w sumie czemu nie. Z piwnicą… Głupio przyznać,
ale w sumie to bałem się ciemności. Zawsze widziałem w niej ruszające się
cienie czy słyszałem dziwne dźwięki. Tylko dlatego zdecydowałem się na pokój
dwuosobowy.
Nagle
spojrzałem zdziwiony na mojego nowopoznanego towarzysza. Po raz kolejny mnie
ratował z opresji. Tylko, czemu? Przecież
nie miał w tym żadnego zysku… Z drugiej strony przedstawienie zapewnione przez
niego było niezwykle zabawne.
-
Pomyśleć, że skuwka od markera jest pomocna... - westchnął i schował drobny
obiekt do kieszonki. - Nie uszkodził Cię? - zapytał.
-
Nie… Nie uszkodził… - powiedziałem cicho. - To było bardzo kreatywne. -
Powiedziałem, stosując się do jego wcześniejszej prośby uważając ją za rozkaz.
W końcu musiałem się go słuchać. - Choć wiesz, że już zostały ogłoszone
wszystkich rangi? Musiałby się ciebie posłuchać. Był z naszej klasy to jesteś
dla niego Królem. Ale i tak dziękuję…
Obdarowałem
go uroczym uśmiechem.
-
Chociaż w sumie to by się wtedy zaliczało za pomoc celowi... Ech, na serio chcesz się wkopać w kłopoty. - Zaśmiałem się cicho. - Emm… Mogę już iść do pokoju? Nie chciałbym się spóźnić na obiad… Ale oczywiście
zostanę jeśli tego chcesz.
[A
może odprowadzisz młodego? Tak by się nie zabił po drodze.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz