- Diego? - spytałem niepewien tego, co ci
robili… Chcieli wykupić cały sklep?
- Słucham cię, Mike. - Odpowiedział.
- Są tu praktycznie same napoje i zajmują 1/3
wózka, a zostało jeszcze sporo regałów takich jak ten. Nie zmieścisz tu wszystkiego…
- powiedziałem, wciąż podążając za nimi. Zastanawiało mnie skąd mają kasy na to
wszystko bardziej niż jak zdołają to zjeść. Może to zapasy na miesiąc… Lub pół
roku.
- To proste, Lucas pójdzie po drugi wózek.
A więc jednak zamierają wykupić cały sklep…
- Zaraz przyniosę jeszcze jakieś skrzydełka z
kurczaka w panierce to później sobie podgrzejemy w kuchni o ile mają tu kuchnię
dla uczniów… Nie no, na pewno mają. - Powiedział.
Nie wspomniałem o tym, że nie ma kuchni dla
uczniów. Nie uważali to za bezpieczne zważając na to, że najmłodsi mają tu 14
lat. Nie chcieli widzieć dzieciaków biegających z nożami czy bawiącymi się
palnikami. Niekoniecznie oznaczało to, że nie można było zakupić mikrofalę do
pokoju czy czajnik. A jak potrzebowali piekarnika, to takie też chyba
występowały w wersji miniaturowej na kabel… Chyba.
- Hmm… Chyba mamy już wszystko… Możemy iść do
kasy.
No, nareszcie. Nie wiedziałem jak można kupić
tyle produktów. Ale… Za razem to w sumie było zabawnie. Coś nowego i takie tam.
Widząc ilość siatek postanowiłem im pomóc.
- Pomóc wam? - zapytałem, nie chciałem na siłę
się im wpychać.
- Tak, pomożesz nam zjeść pizzę za chwilę.
Westchnąłem zaledwie w odpowiedzi i patrzyłem
jak ten pyta jakąś dziewczynę o najbliższą pizzerię. Sam w sumie nie
wiedziałem, która jest warta odwiedzania, a która nie. Nigdy nie miałem
potrzeby to i nie korzystałem. Ot okazjonalnie wyszedłem na kawę czy na
drobniejsze zakupy. Za dużo pieniędzy nie miałem, więc szaleć mi nie było dane.
Na miejscu zdjąłem z siebie swoją kurtkę i
zawiesiłem ją na oparciu krzesła, rozglądając się po Sali. Było tu przyjemnie
moim zdaniem. Nie za głośna muzyka, zapach świeżego jedzenia, otwarta na salę
kuchni. Fajnie było patrzeć jak przyrządzają pizzę. Szczególnie, że od
dłuższego czasu interesowałem się gotowaniem i nawet sprawiało mi to
przyjemność. Aż szkoda, że jednak w szkole nie było kuchni dla uczniów.
Wziąłem menu i dokładnie zacząłem je badać
poznając nazwę każdego dania, jak i składniki. Niektóre były mi nowe, więc
chciałem mniej więcej wiedzieć, czego się spodziewać po możliwym zamówieniu.
Pod koniec uznałem za dobry pomysł zwykłą sałatkę, którą następnie zamówiłem po
tym jak mnie spytano o to jaką chcę pizzę. Obawiałem się, że całej bym nie był
w stanie zjeść, a sałatka wydawała się być bezpieczniejszym wyjściem. Do tego
poprosiłem o szklankę soku pomarańczowego. Mogło to wyglądać albo jakbym był na
diecie, albo nie lubił pizzy… Żadne z tych tu nie pasowały tak naprawdę.
- Nie jestem malutki… - odpowiedziałem na
wcześniejszy komentarz.
Normalnie jadłem za dziecka. Oboje rodziców po
prostu nie było zbyt wysokich. Choć ja sam z siebie zbytnio nie narzekałem na
swój rozmiar. Dodawało mi to ponoć uroku, a i wiele plusów to miało. Czasami
tańsze ciuchy, większa przestrzeń na łóżku czy tego podobne.
Kiedy otrzymaliśmy nasze zamówienia pierwsze,
co zrobiłem to zacząłem grzebać w misce jakby przeglądając co w niej jest. Takie
przyzwyczajenie, którego trudno było się pozbyć. Ale w sumie to i mi nie
przeszkadzało. Skosztowałem część i uznałem, że mogli trochę lepiej doprawić.
Sam z siebie dodałbym trochę soku z świeżej cytryny i płatków chili dla
ostrości. Oczywiście nie za dużo, bo sałatki nie powinny być czymś wielce
ostrym. Ot dla zaostrzenia smaku. Nie to, że mi nie smakowało. Przeciwnie. Ale
można mieć własne zdanie, nie?
Spojrzałem na chłopaków zajętych swoimi
pizzami i się do nich uśmiechnąłem.
- Przypominacie mi trochę moich znajomych. Z
tym, że oni są bliźniakami jednojajowymi… Nie wiem, czemu to mówię - pokręciłem
głową. Możliwe, że tęskniłem trochę za domem. Uśmiechnąłem się po tym do nich.
- Skąd jesteście?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz