22 listopada 2015

Bal Zimowy 2015 (Mike)

Uznałem, że drugiemu należały się najszczersze gratulacje. Zwykle niezdarny, ani razu nie potknąłem się o własne czy jego nogi. Generalnie to czułem się jakby nawet nam to wychodziło. W sumie to mi. Nico oczywiście, że wychodziło. Wyglądało na to, że nie pierwszy raz tańczył. Ja z kolei nigdy nie czułem potrzeby zajmować się czymś takim. Ani w sumie nie miałem czasu. Poczuwszy jego wargi na własnych, chciałem jak najszybciej przerwać ten pocałunek. Ten zaś jakby czytając mi w myślach sam to zrobił, a wtedy…Jednak wiedział kim jestem. Musiałby być ślepy bądź debilem, żeby mnie nie poznać. Nie wiem czemu się przekonywałem, że mogłoby być inaczej. Pocałunek na dłoni jakby nieprzyjemnie szczypał, a ja pomasowałem jej wierzch, jakby chcąc pozbyć się tego uczucia. Moje policzki z kolei, widoczne po części, przybrały delikatnie czerwoną barwę, pasującą do róży trzymanej przeze mnie, a wręczonej przez Nico.

- Weź mnie nawet nie załamuj… - powiedziałem cicho, ale nie na tyle, by drugi nie dosłyszał.
Mógł to odebrać w różne sposoby. Pierwszym z nich będzie, że nie podobał mi się nasz taniec. Tak naprawdę to nie było źle, w pewnym momencie nawet miło mi było, że zechciał. Ale też mógł uznać, że…Sam nie wiem. Pewno w sam negatywny sposób. Ja zaś sądziłem, że ten się tylko ze mnie nabija. No, z drugiej strony bym się nie zdziwił. Mógł być nawet autorem pomysłu z sukienką, kto wie.
Westchnąłem i pokręciłem głową. W tym momencie zauważyłem jak inny chłopak z naszej klasy odciąga Saiyę od YoungMin’a. Dziwna dziewczyna szczerze mówiąc, choć znam ją tylko z tego, ile widziałem w klasie. Zawsze przygląda się młodemu Koreańczykowi jakby chciała mu wypalić dziurę w głowie. Ale nie ważne.
- Twój partner jest sam - powiedziałem cicho, wskazując na rudowatego chłopaka. - Myślę, że powinieneś do niego wrócić zanim ktoś zacznie się czepiać…
Po tych - możliwe, że zimnych - słowach, odszedłem w stronę stolika. Zatrzymałem się jednak w połowie, gdy zauważyłem osobę do niego podchodzącą. Wyglądało na to, że chyba i mój partner przybył. Ugładziłem nerwowo swoją sukienkę, przyglądając mu się chwilę. Ten jednak spojrzał zaledwie na torbę leżącą na jego krześle, zostawił własną i odszedł gdzieś.
Ponownie westchnąłem, a może to było odetchnięcie z ulgą? Nie wiedziałem. W każdym razie podszedłem do swojego stolika, odstawiłem prezent oraz różę na stół przede mną i usiadłem na krześle po turecku. Inaczej nie umiałem chyba, ale co tam. Poprawiłem tylko sukienkę upewniając się, że nie widać więcej niż dolną część moich ud. Teoretycznie było to trudne zadanie, ale chyba się udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz