Był wczesny poranek, weekend do tego. Oznaczało to brak lekcji, choć i tak
masę nauki i prac domowych. Zegarek mówił, że jest dopiero ósma, a Nicodem spał
wciąż w łóżku. Po części mu zazdrościłem tego, że był w stanie spać czasami
nawet i do południa. Ja tak nie potrafiłem. W pewnym momencie z zamyślenia
wyrwało mnie pukanie do naszych drzwi. Rzadko, kiedy się to zdarzało, ale mi i
tak nie chciało się wstawać. Spojrzałem jeszcze raz na w pełni zakrytego kołdrą
Nicodem’a, ale ten się nie zbudził. Oznaczało to, że ja musiałem być tym, który
wyjdzie z pod kołdry. Nie chciało mi się. Obawiałem się tego mrozu, który
mogłem zastać po odkryciu swego ciała. Co prawda spałem w koszulce, bluzie,
bokserkach i spodniach dresowych - tak, nienawidzę zimna - ale i tak… Bose
stopy na zimnej podłodze.
Westchnąłem i stwierdziłem, że lepiej nie kazać komuś czekać na chłodnym
korytarzu. Odrzuciłem kołdrę na bok i w pierwszej chwili zadrżałem z zimna.
Stanąłem na podłodze i potarłem ramiona. Spojrzałem na kaloryfer znajdujący się
pod oknem i zastanawiałem się, czemu nie grzeje. Odpowiedź była prosta. Ktoś go
zakręcił. Możliwe, że nawet ja. Podszedłem wpierw do niego, odkręciłem na
piątkę, a potem podszedłem do drzwi. Otworzyłem je powoli i wyjrzałem. Nikogo
nie było. Czyżby zwykły żart? Chyba jednak nie, bo jak opuściłem głowę,
znalazłem na wycieraczce dwie koperty z ładnie napisanymi na nich imionami.
Moim i Nicodema. Jeszcze raz się rozejrzałem, ale nikogo nie widziałem. Parę
innych zaspanych uczniów również zabierało swoje koperty, lub niektóre wciąż
leżały, gdyż ich właścicieli nie udało się dobudzić.
Podniosłem je i wróciłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie
zamierzałem na razie budzić mojego współlokatora, no chyba, że informacja w
kopercie okaże się czymś niezwykle ważnym. Na razie odłożyłem tę z jego
imieniem na jego szafkę nocną i wróciłem do swojego łóżka. Okryłem się kołdrą i
powoli zacząłem otwierać kopertę. Ostrożnie, aby nie podrzeć jej zawartości. W
środku znalazłem bilet oraz kartkę. Już wiedziałem, że chodzi na bal, więc
wsunąłem z powrotem bilet do koperty. Następnie rozłożyłem kartkę i zacząłem
czytać instrukcję. Były proste i w sumie po części mnie pocieszyły. Wyglądało
na to, że będę miał jeden dzień spokoju od bycia celem. A przynajmniej tak mi
się wydawało.
Następnie zerknąłem na imię mojego partnera czy partnerki i westchnąłem.
Przy moim imieniu znajdowało się imię nieznanego mi chłopaka. Zakładałem, że
jest płci męskiej, choć z drugiej strony wyjątki się zdarzają. Na przykład
kobiety z imieniem ”Alex” czy tego podobne. Tak naprawdę płeć mi nie
przeszkadzała. Bardziej nastawiłem się na szansę bycia z Nico. Był mi już
znajomą osobą i wydawał się miły. Chyba był pierwszą osobą, która zdawała się
mną przejmować. Nawet, jeśli w sumie nie powinien. Przestałem się tym
przejmować i ciekaw byłem kogo otrzymał Nicodem. Oraz te prezenty i ubiór… Ani
nie znałem swojego partnera, ani nie posiadałem garnituru. Wyglądało na to, że
trzeba będzie przejść się do miasta w któryś z weekendów.
***
- Wiesz co, Joker? Jesteśmy tak mili, że postanowiliśmy dla ciebie załatwić
strój na bal. Powinieneś nam być wdzięczny.
Jak zwykle ktoś się mnie uczepił kiedy nie byłem z Nico. Ale przecież nie
będę z nim chodzić jak jakiś psiak na smyczy. Nawet jeśli przy nim było "bezpieczniej"...
No cóż. Nie czas na rozmyślanie o tym, szczególnie kiedy jest się zamkniętym w
klasie z piątką innych uczniów. Wepchnęli mi w dłoń jakąś sporą torbę i mile
uprzedzili, że jak nie założę tego, co dla mnie przygotowali, to konsekwencje
nie będą miłe po północy. I jak tu się stawiać? Szczególnie, że ponoć miałem
dostać trochę spokoju jeśli się ich posłucham. Wątpiłem, ale lepszy brak
nagrody, niż ostra kara.
***
- Książka? Nie... Mało kto czyta. Zapalniczka... A co jak nie pali? Emm...
Słodycze? Nie, odpada. Nosz kurde no...
Rzuciłem się załamany na łóżko. Nie dość, że miałem coś głupiego do
założenia, to jeszcze nie wiedziałem co kupić drugiej osobie. Ten bal nie
chciał ze mną współpracować, a został zaledwie tydzień do jego rozpoczęcia. Za
późno, by się wypisać. A szkoda... Nagle mnie olśniło. Zszedłem z łóżka i
sięgnąłem po nie, po chwili wydobywając walizkę. Otworzyłem ją i spojrzałem na
parę rzeczy, których nigdy nie wypakowałem. A to po nie uważałem, że jest taka
potrzeba, bądź ponieważ było to "na czarną godzinę". Jedną z takich
rzeczy była butelka wódki, którą kiedyś dostałem od znajomego Polaka. Wychwalał
ją, ale cóż... Nigdy nie uznałem jej za coś co mi się przyda. Nie piłem w
końcu, ale może ten ktoś pije. Cóż. Lepsze to od perfum czy tego podobnych.
Wyjąłem zwykły czarny papier i ostrożnie zacząłem zapakowywać w niego butelkę.
Ładna kokardka na szyjce i włożenie jej do torby. Lepiej żeby nauczyciele nie wiedzieli,
co zamierzam wręczyć drugiej osobie.
***
Powiedziałem Nicodemowi, że muszę coś załatwić i wyszedłem z pokoju. Nie
zamierzałem się przebierać kiedy on się w nim znajduje. Wróciłem potem kiedy
miałem pewność, że tego już nie ma. Wysypałem zawartość torby na swoje łóżko i
jeszcze raz spojrzałem na czarny materiał, krzywiąc się przy tym. Na serio
zabawny żart... Ubrałem co musiałem po czym spojrzałem na siebie w lustrze,
krzywiąc się przy tym.
Miałem bowiem na sobie czarną sukienkę... Miała ona zaledwie drobne
rękawki, ale to zakrywało umięśnione lekko ramiona, które nie pasowały do
kobiety. Jabłko Adama chował czarny pasek, wyglądający po części jak obroża.
Luźna sukienka poszerzała lekko biodra, oraz zakrywała moje krocze. Jedyne co
trudno było ukryć to brak piersi. Wyglądałem trochę jak dwunastolatka w tym
stanie... I te kokardki. Jedna nad piersiami, trzy na tali i dwie u spodu
sukienki. To tego czarne nad kolanówki, co sprawiało, że ledwie co widać było
moich nóg. Sukienka w końcu kończyła się w połowie uda, w podobnym miejscu, co nad
kolanówki. Nie to żebym miał jakieś owłosione złe nogi czy coś... Ale i tak...
Nie odpowiadało to przecież mojej płci. Na szczęście zlitowano się nade mną i
nie musiałem nosić butów na obcasie. W zamian były to płaskie balerinki czy jak
to tam zwą. W sumie to najgorszą częścią tego stronu była...koronkowa bielizna.
Miałem tylko nadzieję, że nikt nie będzie mi zaglądać pod kieckę z pretekstem
sprawdzenia mojej płci. Dokończyłem swój wygląd maską czarnego kotka, która zakrywała
mi pół twarzy. Widoczne były zaledwie oczy (choć i tak spadała na nie grzywka),
oraz wargi i broda. Może nikt się nie domyśli kim jestem...
***
Tak ubrany oddałem bilet nauczycielowi. Przez półmrok ten niedowierzał, że
to ja. Zmuszony byłem z czerwonymi policzkami zdjąć maskę i mu udowodnić.
Zaśmiał się tylko i wpuścił mnie na salę. Poprawiłem maskę i przełknąłem
nerwowo. Przez to, że byłem po części spóźniony, wiele osób znajdowało się już
na sali i spoglądało w moją stronę. Wbiłem pazruki w dłoń i starałem się
spokojnie przejść ku stołom, gdzie miałem spotkać swojego partnera. Jak na
razie wiedziałem tylko, że nasze siedzenia znajdowały się przy stole Snowflake.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz