21 listopada 2015

Bal Zimowy 2015 (Mephistopheles)

Spojrzałem na budynek, po krótkiej chwili opierając się o jego mury. Westchnąłem głęboko przymykając oczy, to nie dla mnie, z pewnością nie dla mnie... nie byłem amatorem bali ani żadnych spotkań gdzie uczestniczyła większe grupa osób, a mimo to stałem tu jak kretyn. Zapaliłem, w lewej ręce trzymając maskę i prezent dla dziewczyny. Ludzie wchodzili do sali roześmiani i rozbawieni, wręczając pilnującemu mężczyźnie bilet. Wszyscy ubrani w równie piękne stroje, szczególnie kobiety które specjalnie na tę okazje dobrały gustowne i kosztowne suknie. Czegoż innego można spodziewać się było po prywatnej szkole? Zaciągając się dymem spojrzałem w niebo, mimo dopiero zaczynającego się wieczoru, na niebie już pojawiały się pierwsze gwiazdy, za to właśnie kochałem tę porę roku. Za wcześnie pojawiającą się ciemność… Stałem tak jeszcze przez drobną chwilę, rozkoszując się tytoniem oraz samotnością…tej nocy niestety nie dane mi będzie zażyć jej zbyt wiele. Otwierając oczy i wyrywając się z zamyślenia, rzuciłem papierosa na ziemię, zduszając jego żar butem by następnie założyć maskę zakrywającą górną część twarzy. Przedstawiała ona wizerunek kruka, zwierzęcia które owiewało swe istnienie otoczką tajemnicy i mroku… oddawało to w pełni istotę jaką sam chciałem być owej nocy. Poprawiłem krawat i ruszyłem do wejścia wręczając ,,ochroniarzowi ‘’ bilet by zaraz znaleźć się w środku sali. Wystrój robił wrażenie, przez chwilę można by nawet pomyślećiż nie znajduje się na sali do w-fu a na prawdziwym bankiecie w jakimś wytwornym miejscu, trzeba było przyznać że stanęli na wysokości zadania.
Przez chwilę rozglądałem się w poszukiwaniu mej partnerki, co prawda widziałem ją tylko raz, a fakt iż jej twarz zasłonięta była maską nie mógł w żaden sposób niczego ułatwić, mimo to poznałem ją od razu. Nie kojarzyłem nikogo o podobnych do jej włosach. To też wystarczyło jedno spojrzenie rzucone w odpowiednią stronę by ją rozpoznać, maska zajączka. Doprawdy niewinnego stworzenia, lecz i za owieczką czasem można wilka znaleźć… patrzyłem jak tańczy z jakimś chłopakiem i pozwalając im jeszcze przez ten krótki moment cieszyć się ową chwilą podszedłem do nich powoli. Gdy tylko znalazłem się obok i odchrząknąłem poczułem na sobie morderczy wzrok kobiety. Czy to w domu, czy w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi, najwidoczniej sam fakt istnienia mojej osoby jest w stanie wzbudzać nienawiść. Dziewczyna jednak opamiętała się, możliwe że tak jak i ja nauczyła się robić dobrą minę do złej gry gdy ,,tak wypada’’. Odsunęła się od chłopaka, choć wiedziałem że tak naprawdę nie ma na to najmniejszej ochoty. Zasady były jednak zasadami i musieliśmy się ich trzymać, złapałem więc ją za rękę i odciągnąłem w bardziej oddalony od innych kąt sali by wręczyć jej podarek, gdy zauważyłem że chcę go schować do torebki złapałem delikatnie za jej dłoń.
-Nalegam – Powiedziałem tylko z lekkim szarmanckim uśmiechem, spojrzała na mnie z zdziwieniem lecz odpakowała prezent. Było to kwadratowe pudełeczko na biżuterie które po otwarciu ukazało delikatny naszyjnik, spoiwa zdawały się niemal nie istnieć jakby cały wisiorek samoistnie tworzył jedność. Na jego końcu połyskiwał kryształ topazu trzymany szponami kruka o czarnych szafirowych piórach. Wydawała się zaskoczona, więc korzystając z okazji wyjąłem go z ozdobnego opakowania, zapinając na jej nieskazitelnej szyj.
- Wiem, że nie jestem tym z którym chciałabyś spędzić bal, jednak noc ta nazbyt krucha, nie pozwólmy jej odejść, stań się więc mą księżniczką a ja twym księciem się stanę, byśmy o północy oddać się zapomnieniu i w swe strony odejść mogli. – To mówiąc uniosłem jej dłoń, składając na niej delikatny pocałunek. Następnie, gdy w głośnikach rozbrzmiała nowa piosenka, wsunąłem pudełko do jej torebki i poprowadziłem na parkiet. Na razie nie mówiła nic, cisza mi nie przeszkadzała, była wręcz idealna do tańca. Jedną dłoń położyłem nad jej biodrem drugą zaś wsunąłem w jej rękę zachowując przy tym taki dystans jaki tylko umiałem.
[Saiya?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz