24 marca 2018

Od Mike'a C.D: Chanyeol


Czas mijał szybko, szczególnie gdy życie nie trwało w ciągłej rutynie. Raz skupiałem się na nauce, raz spędzałem czas z Saszą. Mimo wszystko moje myśli wciąż zajmował Chan. Parę razy widziałem się z nim na korytarzu, zapytałem o to jak się czuje, ale na tym zwykle nasz kontakt się kończył. Dziś miałem chwilę nudy, bez nauki i Saszy. Pierwsze starałem się odstawić na później, nie przesadzać z nią, a drugi udał się na siłownię. Z tego też powodu postanowiłem, że zaczepię Chanyeola, o ile ten znajdował się w swoim pokoju. Naciągnąłem przez głowę swoją bluzę i po poprawieniu włosów udałem się do jego pokoju, który również z kimś dzielił. Zapukałem i odczekałem na możliwą odpowiedź. Chwilę zacząłem się stresować, że może nie jest to odpowiednia pora, ponieważ chłopak nie otwierał, ale ostatecznie to zrobił.
- O, Mike – wyglądał na ucieszonego. - Co cię tu sprowadza?
- Chciałem dowiedzieć się jak się czujesz – oznajmiłem z miłym uśmiechem.
- Nie za dobrze, ale nie jest też aż tak źle. Mogło być dużo gorzej – zaśmiał się pod nosem. - Dziękuję za troskę.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytałem.
Szczerze chciałem wiedzieć, czy mógłbym coś dla niego zrobić. W końcu mało kto mówił szczerze, że się źle czuje. A jak już to robił, to raczej nie żartował tylko mógł potrzebować pomocy. Nie znałem tak naprawdę Azjaty i nie wiedziałem z czym dokładnie ma problem. Dlatego wolałem dopytać, ogłosić mu, że w razie czego chętnie mu pomogę. Nie mogłem przecież też robić niczego na siłę. Ale mimo wszystko chciałem by wiedział, że w razie czego może zawsze się do mnie odezwać.
- Już wystarczająco mi pomogłeś – poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu. - Nie musisz tak się mną przejmować.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie wiem... - zaśmiałem się. - Może jestem męczący.
- Gdzie tam – również się zaśmiał. - Cenię sobie twoje towarzystwo, jesteś dobrym przyjacielem.
Zaledwie pokiwałem głową. Poczułem się jak idiota, który mu tylko marnuje czas. Właściwie to po co przyszedłem? Przecież jego odpowiedź była raczej oczywista. Mogłem się jej domyślić, a tak tylko mogłem mu przeszkadzać. Nachodziłem go w jego własnym pokoju. Czy na pewno chciał w ogóle tego kontaktu? Zwał mnie przyjacielem, ale przecież nawet się nie znaliśmy za bardzo. Raz wyszliśmy na wspólny spacer, wylądował po tym w szpitalu. Zagadał raz do mnie na stołówce, powiedzieliśmy sobie „hej” na korytarzu. To była raczej znajomość niż przyjaźń. I w sumie nie szukałem nowych przyjaciół. Stresowała mnie ta myśl tak właściwie. Starczył mi Sasza i Lars. Ale też nie chciałem zrywać kontaktu z Chanem ot tak. Sam chyba się zaczynałem gubić we własnej logice.
- Coś się stało? Wyglądasz trochę niewyraźne...
- Ach, nie. Wybacz – uśmiechnąłem się do niego ponownie. – Chyba jestem po prostu przemęczony ostatnio… Sory.
- Nie musisz za nic przepraszać, ile jeszcze mam to powtarzać? – powiedział z groźną miną. Choć było to żartobliwe, ja i tak szybko uciekłem wzrokiem lekko się spinając. - W takim razie powinieneś się położyć. Możemy spotkać się jutro.
- I tak nie zasnę, więc… No... – pokręciłem głową. – Nie będę ci już przeszkadzał.
- Masz problem ze snem? - zamyślił się. - Jak chcesz możemy gdzieś się przejść.
- A nie, nie mam – zaśmiałem się. – Po prostu nie lubię spać za dnia.
- Hm, rozumiem. Gdy ja jestem przemęczony zasypiam, gdzie popadnie, ale w końcu nie każdy musi tak mieć – uśmiechnął się lekko, a ja pokiwałem lekko głową.
- A co do spaceru to nie wiem. Zależy od ciebie. Nie zamierzam cię do niczego zmuszać…
- Chyba brakuje ci trochę pewności siebie – rzucił żartobliwie, choć miał rację.  - Jesteśmy przyjaciółmi, możesz mnie zmuszać do czego chcesz. Jak dla mnie możemy iść na spacer, nie ma problemu. A ty tego chcesz?
- A… Ech… - westchnąłem, spoglądając na okolice jego ust, miast w oczy. – Tak, brakuje… Po prostu nie chcę byś czuł, że musisz ze mną gdzieś iść. Bo generalnie chciałem tylko sprawdzić co u ciebie. Ale też nie mam nic przeciwko temu pomysłowi…
Zacząłem delikatnie pocierać lewą dłoń za pomocą prawej, okazjonalnie ją również ugniatać. Zaczynała mnie trochę stresować ta rozmowa. Trwała już zbyt długo, a ja zacząłem za bardzo mieszać. No i generalnie coś w ogóle tu nie szło. Ale tak już miałem z obcymi osobami. Za bardzo się stresowałem ich możliwymi myślami oraz tym, że mógłbym im przeszkadzać. Wydawać się mogło, że najlepszym na to sposobem byłoby zwyczajnie nie wchodzić w interakcję z innymi ludźmi, ale nie zawsze wychodziło. Teraz na przykład było już za późno na zwykłe wycofanie się. Chyba.
- Zagmatwane to wszystko - zaśmiał się. - To może po prostu pójdziemy?
- Okey – kiwnąłem lekko głową. – Dokąd tym razem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz