2 stycznia 2018

Zadanie Jovel - Matthew

Lód w obtartych dłoniach Jovela topniał już nieprzyjemnie, wzmagając tym samym pieczenie zdartej skóry na wewnętrznej części śródręcza. Mimo to trzymał go zawzięcie przy siniaku na twarzy. Nie to, że bez niego byłby nagle śliczny. Sięgnął ręką do klamki pokoju numer dziewięć, ale zatrzymał ją milimetry przez zetknięciem z zakrzywionym metalem. Wisiał tam podpisany jego imieniem list. Instynktownie siedemnastolatek rozejrzał się dookoła, spodziewając się jakiegoś ataku. Kiedy jednak ów nie nastąpił, zdjął pospiesznie kopertę i wszedł do swojego pokoju. Opierając się plecami o drzwi, podejrzliwie spojrzał na papier, na którym jego mokre palce już pozostawiły różowawe od krwi ślady. Rozerwał go, nie będąc pewnym, czy komuś chciałoby się pisać pogróżki poza jego ławką. Przeleciał wzrokiem po tekście. Od razu ciszę jego pokoju przerwało parsknięcie śmiechem. Ludzie znudzeni samą Grą wymyślili sobie kolejną, haha! I jeszcze to, że ktoś był dla niego wręcz miły…
Dziwne. Musiał wywołać u kogoś uśmiech, zadanie było dość błahe, prawda? Pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy, to wywołać uśmiech u Fabiena. Byli przecież parą, to naturalne, w sumie nie takie ciężkie. Jednak głupio mu było wciągać w to Vidivicenkowa. Jego słodki uśmiech nie powinien być powodowany z przymusu, to takie nieromantyczne, i tak dalej i tym podobne. Z drugiej strony, nie miał wielu przychylnych mu osób, szczególnie teraz, kiedy był Celem. Przejechał wzrokiem po gratach leżących w jego nieuprzątniętym od tygodni pokoju. W końcu jego wzrok zatrzymał się na sporej butelce Danielsa, stojącej za kaktusem na komodzie. W głowie zaświeciła mu się żarówka z imieniem osoby, która nie wypięła się na niego… głównie dlatego, iż generalnie mało rzeczy w życiu szkolnym ją obchodziło. Dorley. Białowłosy zaśmiał się pod nosem i zaczął poszukiwania torby. Wybrał bezkształtny wór, z którego uprzednio musiał wyrzucić książki od biologii. Cóż, razem z sińcem na mordzie i przydużą spódnicą, komponowała się świetnie.
Po co miał z tym czekać, skoro świetnie wiedział, gdzie rozwiązanie zadania mógł znaleźć. Wytarł mokrą od lodu twarz, zmierzwił czuprynę i już go nie było. Wydłużył krok.
- Witaj jęcząca Marto – powiedział, otwierając drzwi do damskiej łazienki. Przy otwartym oknie siedział blondwłosy Jimmy. Żart polegał na tym, że artysta chodził tam, ponieważ przez małą ilość dziewczyn była długo tymczasowo praktycznie zupełnie nie używana. Podniósłszy głowę znad szkicownika, drugi nastolatek jedynie rzucił Jovelowi znudzone spojrzenie. Cóż, jego uśmiech był na pewno jakimś wyzwaniem.
- Wyglądasz tragicznie – usłyszał po chwili Dahmer. Gburowatość Dorleya była u niego zawsze mile widziana. Od czasu obozu w Bullfrog Lake jakoś się ze sobą zgadali. Co prawda bez wielkiej fizyczności, spowodowanej związkiem Jokera, ale jednak. Koledzy od nocnych papierosów przy zimnym wietrze zza okna. – Czego chcesz? – mruknął siedzący chłopak, przewracając zarysowaną kartkę i wykorzystując ten moment by spojrzeć pytająco w ciemne oczy towarzysza.
- Choćmy do ciebie – odparł prosto z mostu zapytany, obdarowując kolegę uśmiechem i wyciągniętą w górę ręką z whiskey. Jimmy popatrzył się na niego przez chwilę. Ziomowy wiatr zdążył świsnąć głośno, po czym dało się słyszeć głośny śmiech. Uspokoiwszy się Jimmy, popatrzył na Jovela z ciepłym uśmiechem na ustach.

Czas na wykonanie: 2/01/2018(łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa) – 10/01/2018
Treść listu: Yang jesteś nowy, a już zachowujesz się aspołecznie! Nie jest to zbyt zachęcające kolego, oj nie nie. Ale wiem, że to tylko przez stres związany z innym otoczeniem, prawda? Chcę abyś się zaaklimatyzował w Charleston High, więc twoim zadaniem jest zaprosić kogoś na basen. Proste, nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz