11 października 2017

Od Alexandra C.D: Ryan


Zdążyłem poznać całą historię jego poprzedniego węża, i mimo że nie opowiedział jej sam, to mogłem się łatwo domyślić, że jego rodzice nie pałają miłością do takich zwierzątek, jak węże, czy inne jaszczurki.
Moi nie chcieli nawet psa, czy chomika, co dopiero jakieś egzotycznego, w ich przekonaniu oczywiście bardzo niebezpiecznego pupila, innego niż moje siostry. Osobiście lubiłem najbardziej psy i jak tylko na stałe uda mi się wyrwać z "domu powolnego popadania w obłęd", z pewnością będę miał jakiegoś dużego zwierzaka. Nie zależy mi na bardzo groźnym i niebezpiecznym, ale jeszcze się namyślę, bo mam dużo czasu, a przynajmniej rok, dopóki nie skończę tej pieprzonej budy.
- Skąd ja to znam. - rzuciłem pod nosem, nie licząc na to, że to usłyszy. Było mi to obojętne, przynajmniej w tym wypadku.
Kiedy uścisnął moją chłodną dłoń, przez moment popatrzyłem mu w oczy i wtedy to dostrzegłem. A co konkretnie? A no na przykład wyższość. Patrzył na mnie z miną, komunikującą mi frazę "ciesz się". Wyglądał też, jakby zaraz miał na mnie splunąć, a ja chciałem mu się zaśmiać prosto w twarz, co oczywiście powstrzymałem, wypuszczając z ust jedynie wyraźne prychnięcie. Ryan, co?
Milutki, nie ma co. Osobiście spotykałem już gorszych, niż on, a właściwie to z takimi głównie miałem do czynienia, choć ów obcowanie z nimi nie należało do przyjemnych, chyba że ktoś lubi się bić i dostawać wpierdol. Witamy w świecie Alexandra, gdzie dostać po pysku możesz za darmo lub z dopłatą!
Za to, jak milutki był dla mnie, ja sam nie zamierzałem bawić się w sztuczne uprzejmości, bo po co? Skoro ich nie docenia, to nie będę się dla niego nawet wysilać.
Fakt faktem, chwilę stałem, nim ostatecznie pozbierałem swoje rzeczy z ziemi i ruszyłem za nim na następne piętro.

- Oczywiście, księżniczko. Już biegnę. - powiedziałem z udawaną uprzejmością, nieco wyższym i bardziej przesłodzonym tonem, niż zazwyczaj. Mój entuzjazm zazwyczaj kończył się i zaczynał w tym samym momencie; mianowicie kiedy miałem zrobić coś, na co nie miałem ochoty, to od razu reprezentowałem sobą niechęć i znudzenie, chociażby przez zgarbione ramiona. Tym razem był to kolejny spacer z ciężką torbą na ramieniu. Naprawdę wyniosłem chyba cały swój pokój, a nie zdziwiłbym się, gdybym po powrocie nie zastał już miejsca dla siebie w domu. Moi rodzice byli skłonni oddać resztę moich gratów dla potrzebujących lub bezdomnym, o ile to będzie coś przydatnego, bo w innym wypadku wyląduje w śmieciach.
Wspiąłem się po schodach zaraz za chłopakiem i zatrzymałem się przy drzwiach do jego pokoju. Zdążyłem po numerku wywnioskować, że moje lokum sąsiaduje z tym Ryan'a. Zabawne, bo już na samym początku nie zaiskrzyło, a jednak zdążyłem trochę go polubić, oczywiście zapewne do momentu, kiedy ta księżniczka spuści mi solidny wpierdol za mój sposób bycia, jakże inaczej.
Patrzyłem, jak zastyga, prawdopodobnie orientując się, że drzwi są zamknięte, a klucz ma schowany w którejś kieszeni. Potem wyjął ów przedmiot, oczywiście odkładając na chwilę terrarium. A wystarczyło tylko poprosić! Z chęcią, nawet nieukrywaną, zmacałbym jego ciało, oczywiście tylko szukając kluczy, prawda? Mimo wszystko nie wyglądał na takiego, który mógłby prosić o pomoc w takiej sprawie, jeśli w jakiejkolwiek. Skąd wiem? Bo byłem dokładnie taki sam. Wolałem wszystko robić osobiście, bez udziału osoby trzeciej, a jeśli się już wtryniała, to zazwyczaj dostawała ode mnie ochrzan i kończyło się na siarczystym policzku, po którym zostaje ślad. Bo "jaki to zły i niedobry jest Alexander, ja chcę pomóc, a on każe mi wypieprzać". Tylko ja się o tą pomoc przecież nie proszę, nie rozumiem ludzi. Pchają się na siłę, a potem narzekają, gdy ktoś zwróci im uwagę, a ja robię to w bardzo dosadny sposób.
- Klasa Artura W.. jakiegoś tam. - zatoczyłem dłonią okrąg w powietrzu, dając tym samym znak, że nie pamiętam nazwiska własnego wychowawcy. Nie potrzebowałem wiedzy na ten temat, a jak jednak będę, to najwyżej kogoś spytam, wychodząc przy okazji na ignoranta.
Już dawno przestałem się przejmować zdaniem innych ludzi, skoro zawsze jest negatywne, a uwagi dotyczące mojej osoby przeważnie ograniczają się do wytykania moich wad. Zupełnie tak, jakbym nie posiadał żadnych zalet, nie? No cóż, po głębszym zastanowieniu się, to faktycznie mogę ich nie posiadać.
Gdy Ryan otworzył drzwi, zajrzałem do środka i uśmiechnąłem się lekko. Mój wzrok spoczął na bałaganie, spowodowanym przez niedawną przeprowadzkę. Byłem pieprzonym pedantem, zawsze wolałem mieć wszystko na swoim miejscu, lubiłem czystość, brak kurzu i brudu, a taki stan rzeczy u innych delikatnie mnie irytował, choć nie mówiłem i nie pokazywałem tego otwarcie, bo nikt nie potrzebował wiedzieć, że ma syf w pokoju, czy w domu. Ludzie nie lubią słuchać o swoich wadach i rzeczach, które zgarszają ich w oczach innych.
- Jestem twoim sąsiadem. - powiedziałem w końcu i wyciągnąłem kluczyk, zawieszając kółko o palec i lekko pomachałem przedmiotem, którego plakietka jasno mówiła o numerze trzysta sześćdziesiątym. - Jednak nie będę się wpraszał, mam sporo do ogarnięcia. - zauważyłem, podnosząc lekko swoją walizkę i w ostateczności uniosłem dłoń w geście pożegnania. - Jakbyś czegoś potrzebował, księżniczko, to jestem zaraz obok. - puściłem mu oczko i uśmiechnąłem się, nawet że uwodzicielsko.
Ten uśmiech zniknął równie szybko, a ja skierowałem się do swojego pokoju. Otworzyłem drzwi i od razu dotarł do mnie zapach środków czystości. Westchnąłem i wszedłem do środka. Pokój nie był duży, jednak wystarczający, po lewej przy ścianie stało łóżko i tam też znajdowały się drzwi do łazienki. Na przeciwległej ścianie było okno, a na lewej stronie meble; komoda, szafa i biurko. Miałem też przygotowany komplet pościeli. Zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem swoje toboły na bok.
Rozpakowywanie czas zacząć, co? Potem przejdę się po dziedzińcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz