Byłem wdzięczny Chanyeolowi za to, że mnie
zatrzymał. Nienawidziłem być mokry w ciuchach, gdyż to zawsze prowadziło do
choroby. O obcego chłopaka zbytnio się nie martwiłem. Znałem powód jego
„ataku”. Chan był celem, tamten chciał sobie pożartować czy coś w tym stylu.
Znałem to. Sam kiedyś byłem celem i doświadczyłem głupoty innych na własnej
skórze. W takich momentach najlepiej było ich ignorować i kontynuować z życiem.
No chyba, że miało się wystarczająco siły na stawianie się. Wtedy można było
też odwdzięczyć się jakiemuś napastnikowi. No bo przecież i tak nie było nic
gorszego od roli celu, więc prywatne zachowanie nie prowadziło do zbyt wielu
konsekwencji. Poza grupową zemstą, jeżeli ten ktoś miał przyjaciół. No ale w
tej chwili nie trzeba było nad tym rozmyślać. Teraz zajęła mnie krótka rozmowa,
wybranie jedzenia i skorzystanie z wolnego stolika. Postawiłem na nim swoją
tacę ze skromną sałatką oraz kubkiem wody, a następnie usiadłem w wolnym
miejscu.
- Szczerze mówiąc to dobrze sobie radzisz –
zagadałem. – Mi szło gorzej, kiedy dostałem Jokera.
- Miałeś kiedyś Jokera? – zapytał widocznie
zaciekawiony.
- Na początku roku szkolnego – odparłem po
kiwnięciu głową, a Chan jakby chwilowo się zamyślił.
- Na pewno nie radziłeś sobie gorzej ode mnie. –
stwierdził. - Z resztą, ja w ogóle sobie
nie radzę. Ja po prostu to znoszę i ignoruję.
Uśmiechnąłem się do niego zaledwie. Nie było
potrzeby wymieniać się przeżyciami jako cele. W zasadzie to każdy raczej
przechodził przez to samo. Jedyne co się różniło to sposób w jaki się na to
reagowało. Chan miał dobre nastawienie. Zresztą trochę już minęło od kiedy
otrzymał kartę Jokera w prezencie od komitetu. Podejrzewałem, że długo nim już
nie pozostanie. Wkrótce znów się zmienią kasty i będzie miał szansę znaleźć coś
wyższego, bezpieczniejszego. Nie mógł być przecież aż takim pechowcem, aby
drugi raz z kolei dostać tą samą kartę. A może? Kto wie. Z pewnością mu tego
jednak nie życzyłem. Nabiłem w zamian kawałek sałaty z pomidorem na widelec i
wsunąłem go do ust, aby następnie przeżuć.
- W ogóle, długo już tu jesteś? – zapytał z nutką
zawahania. Widać i on się przejmował w trakcie rozmowy.
- Od dwóch lat zaledwie – odpowiedziałem zgodnie z
prawdą, a chłopak pokiwał głową na znak zrozumienia.
- Czyli pewnie już od dawna się do wszystkiego
przyzwyczaiłeś – stwierdził.
- Chyba tak – odpowiedziałem z delikatnym
uśmiechem.
W sumie to chyba uważałem to wszystko za
normalniejsze w porównaniu do wcześniejszych zdarzeń w moim życiu. Z pewnością inni
byli przeciwnego zdania. Szkoła musiała się im wydawać abstrakcyjna. Z czasem
jednak każdy z nich dołączał do jednej z dwóch grup: tych którzy uwielbiali tę
grę albo tych którzy jej nienawidzili. Ja? Ja mimo wszystko nie należałem do
żadnej z nich. To wszystko było mi obojętne i nie pozwalałem temu mnie
rozpraszać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz