Ludzie wokół nas jedli w spokoju, nie zwracali na nas uwagi,
śmiali się, rozmawiali między sobą, lub patrzyli się w ekrany swoich telefonów,
grzebiąc nieśpiesznie widelcem w posiłku. Ta ignorancja dodała mi trochę odwagi
by cokolwiek zrobić. Pogładziłem delikatnie swojego nowego współlokatora po
poliku.
-Już dobrze Chan, rozumiem, nie zadręczaj się proszę –Zmarszczyłem mówiąc to delikatnie brwi, z autentycznego zmartwienia. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, by ktoś chciał mi się zwierzać, jednak czułem, że wtedy człowiek potrzebuje czułości, wsparcia i bliskości. I chyba, możliwe że choć w niewielkim stopniu się nie myliłem, gdyż chłopak się uspokoił. Nic nie mówił, ale chyba… chyba to było w porządku w jego oczach. Nie chciałem by mnie źle odebrał, bo nie chodziło mi o nic więcej. Przymknął oczy, ostrożnie zabrałem dłoń, uniosłem kącik ust w nieśmiałej parodii uśmiechu. – Już troszkę lepiej ?
-T-tak… już nie boli… -Kłamstwo było tu naprawdę niepotrzebne, przecież
wiedziałem, że dalej czuje ból, chciałem wiedzieć czy się uspokoił, chociaż
trochę, nic więcej. Jego energiczne kiwanie głową także mnie nie przekonało.-Już dobrze Chan, rozumiem, nie zadręczaj się proszę –Zmarszczyłem mówiąc to delikatnie brwi, z autentycznego zmartwienia. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, by ktoś chciał mi się zwierzać, jednak czułem, że wtedy człowiek potrzebuje czułości, wsparcia i bliskości. I chyba, możliwe że choć w niewielkim stopniu się nie myliłem, gdyż chłopak się uspokoił. Nic nie mówił, ale chyba… chyba to było w porządku w jego oczach. Nie chciałem by mnie źle odebrał, bo nie chodziło mi o nic więcej. Przymknął oczy, ostrożnie zabrałem dłoń, uniosłem kącik ust w nieśmiałej parodii uśmiechu. – Już troszkę lepiej ?
-Jak będziesz tylko chciał, mów mi o czym tylko chcesz – Rzuciłem przyjaźnie, trochę z obowiązku wypowiedzenia tych słów, jednak głównie dlatego, że naprawdę chciałem tego by opowiadał mi o sobie. Choć może… może byłem naiwny, ale on… on wyglądał na kogoś kto po prostu potrzebuje pomocy. Do mnie też nikt nie wyciągnął nigdy ręki, no i… był na samym dnie w hierarchii, czy to nie oczywiste że nie miał po co tworzyć sobie wrogów, na przykład dla głupiego żartu? Przez moją głowę galopowały setki myśli. Stresowało mnie to, może to kolejny powód mojej ucieczki od znajomości, nie tylko przykre doświadczenia? Ludzie byli tacy skomplikowani. Chłopak patrzył na mnie teraz niepewnie, kątem oka, jednocześnie z zamyśleniem. Co o mnie myśli? Czy nie przesadziłem?
- Okej… Zapamiętam tą ofertę – Powiedział nieśmiało, by po chwili zwieńczyć to lekkim uśmiechem, nie wiedziałem co o tym myśleć, ale w końcu zmusiłem mój mózg do chwilowego zupełnego wyciszenia się, oszalałbym z tą ciągłą niepewnością
-Może... teraz pomógłbyś mi rozwiązać formalności związane z przeprowadzką co? – Rzuciłem nagle nieśmiało, ludzie dalej ignorowali naszą obecność, dobrze być powietrzem dla tłumu, to bezpieczne. ,,Szczególnie gdy jesteś gdzieś z celem’’ Rzucił mój mózg, uznałem, że to naprawdę niemiłe wobec Chana, nie powinienem tak myśleć. W końcu nie wstydziłem się go i nie zamierzałem się bać, spojrzałem na niego niepewnie, jakby czytał mi w myślach. Jednak wyglądał na ucieszonego
-Jasne mogę ci ze wszystkim pomóc –Rzucił optymistycznie, kiwając ochoczo głową… Jak szybko ludzie zmieniają się z czerni, w biel.
-Więc chodźmy- Rzuciłem prosto i wstałem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz