23 sierpnia 2017

Dzień 1 - Spacer: Meredith

Ja i rozkładanie namiotów się nie polubiliśmy.
Właściwie ja, natura i walące po oczach słońce, jakby nazłość mi i mojej cerze. Zamiast więc pomóc mojej współlokatorce, pomarudziłam trochę i zostawiłam jej to do roboty. Cóż, była Jokerem, nie mogła narzekać, a ja postanowiłam z tego skorzystać i ulotniłam się do cienia, gdzie nałożyłam kolejną warstwę kremu przeciw opalaniu. Na lokowanej czuprynie, która była jeszcze bardziej uciążliwa niż normalnie podczas takiego gorąca, spoczywał kapelusz, który chronił moją twarz. Nie miałam ochoty widzieć na niej kolejne piegi i spalone rumieńce. To prawie tak złe miejsce na schodzenie skóry jak to pod kolanami.
Potem zawołali nas nauczyciele, chcąc oznajmić, kto rozłożył namiot najszybciej. Och, to było jakieś zadanie? Ups... Choć właściwie moja pomoc tylko by przeszkadzała, patrząc na to, że nasz namiot stał i, cóż, wyglądał jak namiot, a z moją ingerencją to niekoniecznie byłoby tak oczywiste.
Ogłoszona nam spacer, co skwitowałam uśmiechem zażenowania. Yeah, nie ma to jak kilka godzin marszu, podczas którego jest się wystawionym na działanie promieni słonecznych! Będzie świetnie, normalnie skakałam ze szczęścia. A tak na poważnie to miałam nadzieję, że uda mi się schować w toaletach albo chociaż że las będzie na tyle gęsty, by moje obawy się nie sprawdziły.
Naciągnęłam mocniej kapelusz na głowę, po czym wróciłam do moich rzeczy po mały plecak, który wypchałam butelkami z wodą i kremem z filtrem. Chciałam wziąć też ciastko, ale najwidoczniej postanowiło rozpłynąć się od temperatury i pływać w swoim opakowaniu, a ja nie miałam ochoty ubrudzić się, więc najwidoczniej obędę się ze smakiem.
W parze szłam z kimś kogo właściwie nie znałam, więc postanowiłam tymczasowo się nie odzywać i tym samym nie wychylać. Może ta osoba sama się odezwie... Szczerze miałam taką nadzieję, bo wzrok jednego z nauczycieli dość dobitnie przekazał mi, ze mam zdjąć słuchawki z uszu i przestać ignorować wszystko wokół. Z tego powodu zamiast Imagine Dragons musiałam słuchać, gdzie co się znajduje. Tu toalety, tam prysznice, a tam krany, gdzie możemy umyć ręce i naczynia. Zaczynałam naprawdę poważnie żałować, że gdy dowiedziałam się o wycieczce od razu się na nią zapisałam, zamiast doczytać, że na przykład będę musiała spać pod namiotami.
Niestety plan schowania się w toalecie nie podziałał. Po pierwsze – było w nich koszmarnie mało miejsca, a cała grupa spędzała wieki na załatwianiu swoich potrzeb i oglądaniu terenu, więc za prędko nie mogłabym z niej wyjść. Po drugie – dość przewidywalni nauczyciele postanowili nas przeliczyć i szybko zorientowaliby się, że brakuje osoby z niemal najbardziej krzykliwymi włosami.
Szłam dalej, włócząc nogami i kopiąc każdą napotkaną szyszkę czy kamień. Niezbyt się przejmowałam, że trafią one w osobę przede mną, bo tą była moja współlokatorka – jakkolwiek się nazywała. Nie żebym była jakoś niesamowicie wredna i postanowiła się nad nią znęcać. Po prostu mój brak humoru sprawiał, że musiałam się na kimś wyżyć, a korzystanie z kast i hierarchii dawało mi tę wygodę, że właściwie nie mogła narzekać. Jakie to piękne utrzymywać nadal wysoką pozycję – mianowicie Pochlebcę. Cóż, gorsze to niż królowa, ale nadal to tylko cztery osoby nade mną. Może nawet i trzy, bo właściwie i ja, i Naśladowca to ten sam poziom wysokich rang.
A co do tego tematu, skoro już i tak nie mam czym zająć myśli, nawet lubiłam moją nową rangę. Jej zadanie to spełnianie zachcianek Króla i, jak sama nazwa wskazuje, pochlebianie mu. Obecnie tę rangę sprawował Charles, zresztą po raz któryś z kolei, więc nie miałam za wiele do roboty. Nie był on zbyt wymagającą osobą, a ja starałam się nie wchodzić mu w drogę. Czasem jedynie, gdy miałam na to okazję na tyle, by nie spalić się później ze wstydu, rzucałam jakimś komplementem lub ofiarowałam swoją pomoc. Nic takiego.
Och, cholera, świetnie. Dok do łowienia ryb. To jest to, czego potrzebowałam, by zabić nudę podczas czasu wolnego. A nie, zaraz, kto w tych czasach w naszym wieku łowi ryby w ramach hobby? Chociaż jezioro mogło być czymś ciekawym, o ile w ogóle można się w nim kąpać. Szczerze żywiłam taką nadzieję, bo po co bym brała wodoodporny krem przeciw opalaniu?
Zaczęłam się zastanawiać, co by się stało, gdyby ktoś czytał, słuchał czy coś w tym stylu moich przemyśleń tamtego dnia albo choćby tych podczas spaceru. Ja niestety, choć przez chwilę się łudziłam, że tak się stanie, umrzeć z nudy przez nie nie dałam rady, ale gdyby na przykład ktoś to wszystko spisał i podarował największemu wrogowi to, serio, zwiastuję jego rychłą śmierć.
Czy ja zawsze byłam taka nudna, czy to coś nowego? Bo nad tym też chyba zacznę się zastanawiać.
Jęknęłam z podirytowaniem, kompletnie tego nie planując, czym chyba zwróciłam uwagę idącej ze mną osoby, która wciąż milczała. Spojrzała na mnie ciut zdziwiona, a ja spuściłam głowę, rumieniąc się okropnie. Czułam, jak pieką mnie policzki. Świetnie, Meredith, nie dość, że się zanudzasz, to jeszcze w dziwny sposób zwracasz na siebie uwagę. Gratulację!
Ścisnęłam nerwowo dłonie i w końcu zdecydowałam się spojrzeć na moją parę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz