Minęło już trochę czasu od śmierci Nicodema. Z
jakiegoś powodu czułem się winien temu zdarzeniu, lecz trudno mi było
powiedzieć, czy to był tylko mój umysł, czy też szczerze powinienem był się tak
czuć. Sasza okazał się niezwykłym wsparciem. Aż wstyd mi było przyznać, że tak
bardzo zacząłem na nim polegać. Nie chciałem być dla niego ciężarem, lecz mówił
i pokazywał, że nie jest to dla niego problem. Był pierwszą osobą, na której
tak szczerze mi zależało i przy której się byłem w stanie choć trochę wyluzować.
Co prawda wciąż byłem świadom wszystkiego, co robiłem i z trudem przychodziło
mi nieprzejmowanie się najmniejszym, ale pracowałem na tym. Wiedziałem też, że
i takie zachowanie mogło być uciążliwe, ale jednak pozostawała obawa, że zrobię
coś źle i mnie zostawi. Zbyt wiele osób, na których mi zależało, opuszczało
mnie z nie zawsze zrozumiałych mi powodów. Sasza jednak nie wskazywał nawet
chęci pozostawienia mnie, a nawet i wspierał w tym cięższym dla mnie momencie.
To on oznajmił mi, że zwolniło się miejsce w
pokoju obok niego. Mogłem czekać dalej na możliwego współlokatora, a mogłem tez
przeprowadzić się do chłopaka z mojego rocznika. Decyzja była trudna, lecz po
rozmowie z Saszą doszedłem do wniosku, że samotne przebywanie nie było dla mnie
najlepsze. Nie byłem w stanie wytrzymać tej ciszy, a i też nie chciałem ciągle
zmuszać Saszy do przebywania ze mną bez przerwy. Dobrze się dogadywał ze swoim
współlokatorem, który zresztą okazał się jego przyjacielem z dzieciństwa, a ja
i tak mogłem go przecież odwiedzać, kiedy tylko pojawiła się taka potrzeba.
Jedynym minusem był zbliżający się brak prywatności. Tak mieliśmy cały pokój
dla siebie w razie potrzeby… A teraz…
Odebrałem z sekretariatu klucz do mojego nowego
pokoju. Stary miałem oddać po przeniesieniu wszystkich swoich rzeczy. Osoba
zamieszkująca dormitorium ponoć nie miała problemu z moim wprowadzeniem się.
Niezwykłym było, że mieszkał z nim dawny król. Nikt nie wiedział czemu chłopak
się wyprowadził, choć chodziło wiele ciekawych teorii. Jedni nawet podejrzewali
o to, że jego współlokator się nad nim znęcał, ale jakoś… Powątpiewałem. Cóż.
Czas pokaże. Na początek chciałem sprawdzić swój nowy pokój i czy osoba go
zamieszkująca na pewno jest gotowa na moje przybycie. Z tego powodu nawet nie
użyłem klucza, aby wejść do pomieszczenia. Zapukałem do drzwi, ciekaw czy ktoś
jest w środku. Co prawda był weekend, ale wszystko mogło się zdarzyć. Cóż.
Zdarzyło się to, że drzwi otworzył mi zaspany Rui ubrany w koszulkę i krótkie
spodenki. Wziąłem lekki wdech i uśmiechnąłem się do niego.
- Hej. Mam zamieszkać z tobą od dzisiaj, ale
widzę, że chyba przeszkadzam – powiedziałem, starając się brzmieć normalnie.
Wciąż trudnym dla mnie była rozmowa z obcymi.
- Nie, wchodź śmiało – odsunął się od drzwi, aby
mnie przepuścić.
Niepewnie wszedłem do środka i rozejrzałem się po
pokoju, szczerze czując się jakbym przeszkadzał.
- Czy… Kaito się już w pełni spakował? –
spojrzałem w kierunku Ruia. – Bo jeśli tak to myślałem, żeby przenieść już
swoje rzeczy. Powinienem dziś oddać klucze do mojego pokoju.
-
Spokojnie. Możesz się już rozpakować – uśmiechnął się lekko i wrócił na swoje
łóżko.
- Tak w ogóle to jestem Mike… Chodzę do klasy
Artura Wronskiego – przedstawiłem się, choć prawdopodobnie powinienem był to
zrobić już wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz