Od samego rana coś chodziło mi po głowie. Nie mogłam się na niczym skupić. Mój mózg przez cały czas podpowiadał
mi, że o czymś zapomniałam. I za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie o czym.
Na pierwszej przerwie, tak jak zwykle, usiadłam na ławce, naprzeciwko
frontowego okna. Wyciągnęłam butelkę z wodą i normalnie, jak na człowieka
przystało, chciałam się napić. A tu niespodzianka! Jakaś istota wpadła na mnie
i moją wodę, co skutkowało oblaniem się. Świetnie, ale to nieważne. Osóbka
sobie poszła, a ja szukając chusteczek, zauważyłam, że Smith niesie w teczce
sprawdziany i w tym właśnie momencie przypomniałam sobie tę jedną ważną sprawę,
o której miałam pamiętać, no ale kto normalny robi sprawdziany na ostatniej
lekcji w piątek. Szybko zerwałam się do pozycji stojącej i nie czekając ani
chwili pobiegłam do szafki po zeszyt i podręcznik do chemii. Z moimi pomocami
naukowymi udałam się do biblioteki, bo w sumie tam jest najciszej.
Gdy weszłam,
burknęłam do pani Mawson ciche „Dzień dobry”. I skierowałam się w stronę
stolika stojącego pod oknem. Zauważyłam, że chyba nie tylko ja zapomniałam o
klasówce. Usadowiłam się wygodnie na krzesełku, otworzyłam podręcznik na
rozdziale, który omawialiśmy, a zeszyt położyłam, również otworzony, na
stoliku. Miałam dwadzieścia minut na powtórzenie całego materiału. Idealnie.
Mogłabym w sumie powtarzać też na fizyce, ale wolę nie ryzykować. Mój mózg
pracował na najwyższych obrotach, nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś podszedł i
powiedział mi, że z uszu leci mi dym. Świetnie, nawet w takiej chwili żarty się
mnie trzymają! W trakcie nauki ktoś rzucił we mnie papierową kulką. A może to
była gumka do ścierania? Nie ważne, bądź co bądź, wyrwało mnie to z letargu i
dumania nad zeszytem. Obróciłam się, żeby zobaczyć, kto we mnie rzucił, albo
czym rzucił, ale jak na złość zadzwonił dzwonek.
Z biblioteki
wybiegłam jak poparzona, potrącając po drodze jakąś dziewczynę z niższej klasy.
Coś tam do mnie krzyczała, ale nawet się nie odwróciłam. Na szczęście klasa nr
05 nie znajdowała się daleko od czytelni. Prawie ostatnia weszłam do środka i
skierowałam się do ławki na środku. Fizyka minęła szybko. Za szybko. Próbowałam
poduczyć się czegoś z chemii, ale po drugim, dosyć groźnym i wymownym wzroku
pani White, zrezygnowałam z tego pomysłu.
Na chemię szłam
jak na ścięcie. Po drodze uczyłam się czegoś z zeszytu, ale to i tak nic nie
dało. Gdy pan Smith kazał zająć miejsca i zostawić tylko długopisy, czułam jak
cała moja wiedza, której nauczyłam się w bibliotece, gdzieś poleciała. Na pięć
pytań znałam odpowiedzi. W zadaniu otwartym napisałam jakieś trzy wzory, które
i tak są bez powiązania, a resztę zakreśliłam przypadkowo na karcie. Gdy
zadzwonił dzwonek, popatrzyłam jeszcze raz na kartkę, podpisałam się, bo na
rozpoczęciu o tym zapomniałam i oddałam kartkę. Czułam się tak okropnie. Jak
mogłam o tym zapomnieć.
Po tym
nieszczęsnym teście udałam się na stołówkę. Usiadłam w kącie tak jak zawsze –
sama. Wyjęłam z torebki wodę i jabłko. Bardzo pożywny obiad… Po zjedzonym
posiłku sprawdziłam na telefonie social media, odpisałam na maila od fotografa
i poszłam na dziedziniec. Chwilkę relaksowałam się ciepłym słońcem, ale po
około sześciu minutach znudziło mi się to i postanowiłam pójść już pod salę, w
której odbywają się zajęcia języka rosyjskiego. Idąc na rosyjski, wpadłam na
chłopaka z mojej klasy. Znaczy, nie wpadłam, a nie mogliśmy się wyminąć.
Najgorsze uczucie. Gdy wreszcie nam się udało, odeszłam z lekkimi rumieńcami.
Popatrzyłam przez ramię, bo nie ukrywając – wyglądał dosyć nietypowo. Nie każdy
ma na włosach taki żywy kolor. I nie każdy chłopak tak się ubiera. Dosyć
specyficzny osobnik. Uśmiechnęłam się do niego, bo w tym samym momencie
popatrzył na mnie. Postanowiłam jednak zawrócić i podchodząc do niego,
wyciągnęłam dłoń. Nie znałam go, a jestem w tej dziwnej szkole aż dwa dni!
- Alissa, miło
mi. – popatrzyłam na niego. Wyglądał na dosyć zmieszanego, zupełnie nie wiem
dlaczego. Intensywnie mi się przyglądał, więc zaczęłam się zastanawiać, czy nie
mam czegoś na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz