30 maja 2017

Od Jovela C.D. Fabien

- Dahmer Jovel, do usług - powiedział siedemnastolatek, zginając się w pół i niemalże dotykając opuszkami palców kostki chodnikowej. Długi i rozciągliwy był niemalże od zawsze, a na dodatek lubił od czasu do czasu popisać się tym, lub postraszyć innych układając się w nienaturalnie wyglądające pozycje. Zabawne właściwie. Nie tak do końca, ale dla niego na pewno. Wyprostowawaszy się, spotkał złotawe spojrzenie Trójki, z którego mógł odczytać... zaskakująco niewiele. Źrenice czerwonowłosego mimowolnie rozszerzyły się nieco, bo Jovel właśnie zrozumiał, że okazał się szczęściarzem. Szczęściarzem, który znalazł coś nie tylko nie-nudnego, a wręcz niezwykle ciekawego! Cholera, przed chwilą klął na czym świat stoi, a tu taka niespodzianka. Mózg musiał chyba zauważyć niekontrolowanie powiększający się na twarzy Amerykanina wyszczerz, bo zmarszczył nieznacznie swoje delikatnie zarysowane brwi. Nie trudno było zaobserwować, że 'czar' czerwonowłosego nieżadko przytłaczał innych ludzi. Czasem wręcz odstraszał, zadziwiająco (dla niego samego) łatwo. Potrząsnął głową i rzucił w stronę rudego;
- Choćmy - usłyszawszy to, nastolatek z piwnymi oczami kiwnął nieznacznie głową, jakby niejako potwierdzając logiczność tego słowa, w całej tej niezbyt logicznej sytuacji. Oczywiście, brak logiki był tu nieco subiektywną opinią. Obaj uczniowie Charleston High ruszyli w stronę dormitoriów. Oczywiście nie kierowali się do nich, lecz tak właśnie wiodła droga ze stołówki do lasu. Przydałoby się wymyślić plan, ale puki improwizacja jako tako działała, Jovel nie musiał zaprzątać sobie tym głowy. Spojrzał kątem oka na prawy profil nieskazitelnej niemalże twarzy rudzielca. Niemalże, bo nad linią żuchwy malował się pojedyńczy pieprzyk. Może i lepiej, tak gładkie twarze mogą być przecież nudne, a to zawsze jakieś urozmaicenie. Szli dość szybkim krokiem, jak na tempo spacerowe, a mimo to czerwonowłosy mógł cieszyć się jak głupi otoczeniem. Już gdy miał odpłynąć myślami na tematy etyki klonowania, uderzył go pewien szczegół, o którym zapomniał, który bezczelnie pominął. Zmarszczył mocno swoje czarne brwi. Trójkę z innej klasy mógł kojarzyć, bo był on na podobnym szczeblu hierarchii, jednak nie to było powodem. Zapamiętał dokładnie nazwisko, a nazwet drugie imię, bo wydały mu się po prostu... piękne. Wyniosłe, delikatne, rosyjskie, niemal arystokratyczne. Gieorgji Vidivicenkov, czyż to nie brzmiało wręcz nierealnie? Ale imię, pierwsze umknęło Jovelowi gdzieś po drodze z pałacu Romanowów do rakiety z Białą i Strzałą, może przy Dnietropetrowsku. No sztoby tiebia wyjebali w sraku, pamięcio krótkotrwała! Co jeszcze wiedział, co jeszcze kurwa?! Minęli już dormitoria dziewcząt, o jakieś kilkadziesiąt metrów, gdy amerykanin wypalił:
- Wybacz, ale mógłbyś mi przypomnieć swoje pierwsze imię? - dość zmieszany Dahmer popatrzył w oczy drugiego, zaskoczone nagłym i brutalnym przerwaniem owej ciszy w eterze.
- Mam na imię Fabien - powiedział cicho. No przecież że ma! Siedemnastolatek niemalże przywalił sobie z otwartej dłoni w czoło. Takie idealnie dopasowane imiona. Żadko się to zdarza.
- Ładnie - uśmiechnął się troche szerzej niż powinen.
-Dziękuję, niewiele osób tak uważa - chyba próbował posilić się na uśmiech, ale nie wyszło do końca, lub prawie wcale. Jednak Jovel był nim niemal zafascynowany. Taka cisza i minimalizm reakcji stawiał mu wyzwanie, ale przede wszystkim jeszcze bardziej zaciekawiał. Poza tym ostatnia wypowiedź piwnookiego towarzysza wycieczki nie była ograniczona do odpowiedzi na pytanie! Dodał coś, może jakiś zaląźek rozmowy. Może zbytnie nadzieje. 'Niewiele osób tak uważa'. Czemu ktoś miały myśleć inaczej, błędnie w swojeb subiektywności oceny! Świeżo zielony las zapraszał ich finezyjnie, użyczając cienia i urody w ciepło dnia. Choć ani upałów nie było, ani zbytnich chłodów zjawiających się znienacka, to Jovel pomyślał dwa razy zanim wkroczył wśród drzewa. Nie przewidywał nic konkretnegi zhyt daleko w przód, ale nie miał pojęcia ile będą się szwendać.
- Właściwie lubisz chodzić po lesie? - ponownie zwrócił się do rudzielca, tym razem po mniejszej przerwie bez tak sztucznie wyolbrzymionego efektu zaskoczenia. Zawsze mogli jeszcze zmienić cel. Mogli, haha,  Fabian jako zdrowy na umyśle, mógł wybyć w każdej minucie i nie byłby to taki głupi pomysł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz