23 marca 2017

Od Charliego C.D: Mephistopheles

Ku mojej radości kolejki długiej nie było. Właściwie to przede mną była tylko jedna osoba, która już czekała na swoją kawę i dwójka dopiero składająca zamówienie. Podejrzewam, że jest to plus pojawiania się poza godzinami odwiedzin. Słodki uśmiech, trochę kultury i z odrobiną cudu udało mi się wybłagać od pielęgniarki, aby mnie wpuściła do Mephiego. Zakup kawy nie trwał długo, a i to samo było z powrotem do jego pokoju. Chyba tylko dzięki temu dane mi było dosłyszeć część rozmowy między dwójką, która pozostała wewnątrz. Coś mi mówiło, że nie powinienem podsłuchiwać, aczkolwiek nie posłuchałem się tego głosiku i w zamian skupiłem się na wymianą słów, jakbym miał za chwilę odkryć wielki sekret. I w tym momencie chyba jednak nie dałem rady z presją. Otworzyłem drzwi z uśmiechem na twarzy i poprosiłem o pomoc. Umysł, jednakże nie był tak spokojny jak wyraz mojej twarzy. Ciekawość z przemyśleniami mnie już powoli poczynały trawić. Nie zamierzałem jednak przyznawać się do tego, że podsłuchałem część rozmowy. Przynajmniej nie teraz.
    - Ktoś by pomógł? Niezdara niesie trzy kubki – powiedziałem wesoło, opierając plecy o drzwi, aby utrzymać je w otwarciu. Na ratunek przyszedł mi Colin, który zabrał ode mnie dwa kubki i wręczył Mephiemu ten, który określiłem jako należący do niego.
- Mam nadzieję, że nie było ci ciężko znaleźć kawiarni – mruknął z troską.
- Ano. Co prawda ostatnim razem jak tu byłem to za dzieciaka i wtedy jeszcze nie mieli tu Costy, ale starczyło pójść do recepcji z nadzieją, że mają mapkę i cóż… Nie doceniasz mnie chyba – powiedziałem z uśmiechem i upiłem swój napój. W ostatniej chwili zmieniłem zdanie i miast kawy, zakupiłem dla siebie czekoladę. Ale ćśś, nie musieli wiedzieć, że wolę słodkie napoje.
- Oczywiście, że cię doceniam – pogłaskał mnie po poliku, mówiąc to.
- Rozumiem, że wypadek i stres i w ogóle… Ale czemu nagle jesteś taki miły? Ej… Pielęgniarki mówiły, że to przeżyjesz… Nie strasz mnie teraz – zażartowałem, mówiąc to z sztucznym przejęciem na twarzy.
Mój… Chłopak… Jezu jak to dziwnie brzmiało. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek kogoś tak określę. W każdym razie Meph zaledwie westchnął w odpowiedzi, a ja w sumie nie wiedziałem, co mówić. Możliwe, że pierwszy raz w życiu. Z tego też powodu nastała niezręczna cisza, przerwana dopiero przez Colina.
- Ten... ja musze mykać, wpadne do ciebie jeszcze dziś, Mephi – powiedział i poczochrał Mepha po głowie, a po pożegnaniu się, po prostu wyszedł z pokoju.
Ja machnąłem mu z uśmiechem po czym przeniosłem wzrok na swój kubek. Chwilę się zbierałem w sobie, ale w końcu spojrzałem na drugiego.
- Jest może coś… Co chcesz mi powiedzieć? – zapytałem niepewnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz