Ku mojej radości kolejki długiej nie było.
Właściwie to przede mną była tylko jedna osoba, która już czekała na swoją kawę
i dwójka dopiero składająca zamówienie. Podejrzewam, że jest to plus pojawiania
się poza godzinami odwiedzin. Słodki uśmiech, trochę kultury i z odrobiną cudu
udało mi się wybłagać od pielęgniarki, aby mnie wpuściła do Mephiego. Zakup
kawy nie trwał długo, a i to samo było z powrotem do jego pokoju. Chyba tylko
dzięki temu dane mi było dosłyszeć część rozmowy między dwójką, która pozostała
wewnątrz. Coś mi mówiło, że nie powinienem podsłuchiwać, aczkolwiek nie
posłuchałem się tego głosiku i w zamian skupiłem się na wymianą słów, jakbym
miał za chwilę odkryć wielki sekret. I w tym momencie chyba jednak nie dałem
rady z presją. Otworzyłem drzwi z uśmiechem na twarzy i poprosiłem o pomoc.
Umysł, jednakże nie był tak spokojny jak wyraz mojej twarzy. Ciekawość z
przemyśleniami mnie już powoli poczynały trawić. Nie zamierzałem jednak
przyznawać się do tego, że podsłuchałem część rozmowy. Przynajmniej nie teraz.
- Ktoś by pomógł? Niezdara niesie trzy
kubki – powiedziałem wesoło, opierając plecy o drzwi, aby utrzymać je w
otwarciu. Na ratunek przyszedł mi Colin, który zabrał ode mnie dwa kubki i
wręczył Mephiemu ten, który określiłem jako należący do niego.
- Mam nadzieję, że nie było ci ciężko znaleźć
kawiarni – mruknął z troską.
- Ano. Co prawda ostatnim razem jak tu byłem to za
dzieciaka i wtedy jeszcze nie mieli tu Costy, ale starczyło pójść do recepcji z
nadzieją, że mają mapkę i cóż… Nie doceniasz mnie chyba – powiedziałem z
uśmiechem i upiłem swój napój. W ostatniej chwili zmieniłem zdanie i miast
kawy, zakupiłem dla siebie czekoladę. Ale ćśś, nie musieli wiedzieć, że wolę
słodkie napoje.
- Oczywiście, że cię doceniam – pogłaskał mnie po
poliku, mówiąc to.
- Rozumiem, że wypadek i stres i w ogóle… Ale
czemu nagle jesteś taki miły? Ej… Pielęgniarki mówiły, że to przeżyjesz… Nie
strasz mnie teraz – zażartowałem, mówiąc to z sztucznym przejęciem na twarzy.
Mój… Chłopak… Jezu jak to dziwnie brzmiało. Nigdy
nie sądziłem, że kiedykolwiek kogoś tak określę. W każdym razie Meph zaledwie
westchnął w odpowiedzi, a ja w sumie nie wiedziałem, co mówić. Możliwe, że
pierwszy raz w życiu. Z tego też powodu nastała niezręczna cisza, przerwana
dopiero przez Colina.
- Ten... ja musze mykać, wpadne do ciebie jeszcze
dziś, Mephi – powiedział i poczochrał Mepha po głowie, a po pożegnaniu się, po
prostu wyszedł z pokoju.
Ja machnąłem mu z uśmiechem po czym przeniosłem
wzrok na swój kubek. Chwilę się zbierałem w sobie, ale w końcu spojrzałem na
drugiego.
- Jest może coś… Co chcesz mi powiedzieć? –
zapytałem niepewnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz