25 stycznia 2017

Od Mephistopheles'a C.D Charlie A.


     - Niegrzecznie tak mówić o osobie, która stoi obok ciebie – Zażartował Charlie, zaś ja korzystając z tego że trzymał moją dłoń, splotłem nasze palce, przenosząc na niego wzrok.
     
- Przepraszam, Charles –Odparłem z powagą, czując przeciskającą mi się przez gardło gorycz. Zasadniczo czułem żal głównie do siebie, żal i obrzydzenie, nie tylko z powodu tego co się stało, ale z powodu wszystkiego. Jakoby mgła do której upychałem przez lata to co wydawało mi się niewygodne i niepotrzebne, nie była już wstanie pomieścić niczego więcej, więc wyrzucała to z siebie w postaci gorzkiej żółci, której nie byłem już wstanie przełknąć.
     - Nie masz za co mnie przepraszać. Musisz mi wyzdrowieć, inaczej utkniemy w Anglii na dłużej  -Gdy uśmiechnął się do mnie czule, westchnąłem, próbując odgarnąć od siebie napierające na mnie przeczucie, iż powinienem mu zaufać, powiedzieć, wyznać  to wszystko. Jednakże racjonalna część mojego umysłu wiedziała, że tego nie zrozumie.
    -Nie utkniemy, wyjdę jutro. –Mruknąłem po dłuższej chwili ciszy, wyrywając się z zamyślenia. ,,Zabawny jesteś’’ stwierdził Charlie przewracając oczami  -Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek próbował być zabawnym. Bez względu na twoje zdanie, jutro wypiszę się na własne życzenie.
     - Oj Mephi. Czemu musisz być tak upartym? Masz jakieś obawy przed szpitalem? –Odsunął się ode mnie i siadł na krześle obok mojego łóżka. Uniosłem kącik ust w uśmiechu, usadawiając się wygodniej, na twardym szpitalnym materacu.
     -Och madame, nie mam żadnych obaw, po prostu nie widzę sensu w pozostawaniu tu dłużej  i to jedyny powód… -I nim chłopak zdążył odpowiedzieć, dorzuciłem jeszcze przymykając oczy – Zapaliłbym…
     - Przeżyjesz bez palenia do jutra – Zapewnił mnie mruknięciem, nie odpowiedziałem, spojrzałem zaś na Colina, licząc że ten może poczęstuje mnie papierosem. Jednakże ten postanowił mnie zawieść bo natychmiastowo pokręcił głową i wzruszył ramionami.
     -Tu jest zakaz palenia, zgadzam się z okularnikiem, przeżyjesz do jutra, po za tym w twoim stanie  osobiście kopnąłbym cię w dupę i zabrał fajeczki na o wiele dłużej, niż do jutra. ~ - Po tych słowach spojrzał wymownie na Charliego, jednakże ten nie był najwidoczniej zbyt zadowolony z przezwiska i to na tym się skupił.
   - Okularnik posiada imię – Burknął na co w reakcji Colin podszedł do niego i poklepał po głowie.
   - No już, już księżniczko, zamiast robisz foszki skorzystaj z okazji i pogadaj ze swoim księciem, bo zaraz jeszcze znowu nam zemdleje i będziesz się trząsł o niego~ A ja w tym czasie się przejdę i przeproszę twojego braciszka za olanie go…  -Zmrużyłem oczy na głupotę emanującą wręcz od  jasnowłosego mężczyzny, po czym tylko prychnąłem pod nosem, pozwalając mu wyjść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz