- Chrystianku - powtórzyłam cicho. Pewno w innej
sytuacji by mnie to rozbawiło, lecz teraz zdawałam się nie sprocesować faktu,
że ten debil kreujący się na wielkiego groźnego, w domu ma matkę czule się do
niego zwracającą. W sumie uważałam to za głupotę. Zwracać się tak do dorosłego
dziecka. Czułość czułością, ale kiedyś trzeba zrozumieć, że człowiek jest
dorosły i tego rodzaju zdrobnienia nie pasują. Albo to tylko ja miałam tak
dziwny pogląd na świat. Spojrzałam w głąb domu na nieznajomą mi kobietę i chyba
mój mózg zaczął powoli łączyć fakty. Nie podobało mi się to jednakże. Tracąc
pewność siebie i stanowczy głos, który mi zwykle towarzyszył, zapytałam czy
kobieta jest tą, którą szukam. Oczywiście nie użyłam dokładnie tych słów.
Wypowiedziałam już niemalże wykute w moim umyśle imię i nazwisko, pytając czy
należy ono do danej kobiety. Ta podała potwierdzającą odpowiedź, po czym
zapytała o co chodzi: czy coś się stało, na co mi jej dane i tym podobne. Po
części poczułam się zaatakowana, lecz nie zamierzałam pasować. Zebrałam w sobie
całą odwagę i… Przypomniałam sobie, że ten debil wciąż z nami się znajduje. Nie
zamierzałam przy nim rozmawiać na tak personalny temat. Szczególnie jeśli okaże
się, że jest jej synem.
- Czy mogłybyśmy porozmawiać prywatnie? - tu spojrzałam
na Chrystiana i znów zwróciłam wzrok na jej twarz. - To coś ważnego.
Obawiałam się, że każe mi odejść i nie będzie mnie
chciała wysłuchać. Podejrzewam, że sama bym się uznała za jakąś obłąkaną
przybłędę, gdybym była w jej butach. Ta jednakże po chwili ciszy poprosiła
Chrystiana, aby ten zajął się naczyniami. Kto by pomyślał, że chłopak będzie
takim mami synkiem. Wydawało mi się, że byłby bardziej typem, który ma wszystko
głęboko w poważaniu i prawdopodobnie brakuje mu szacunku nawet dla własnej
matki. A tu spotkałam się z miłym zaskoczeniem. No i ułatwiło mi to, co zamierzałam
zrobić. Niepewnie przekroczyłam próg, kiedy ta zaprosiła mnie do środka. Podążyłam
następnie za nią i wkroczyłam do salonu. Tam z jej pozwoleniem usiadłam na
sofie i mimowolnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie spędziłam, jednakże długiego
czasu na błądzeniu wzrokiem po nowym mi pomieszczeniu. Ponownie zwróciłam uwagę
na kobietę.
- Mam na imię Rosie i… - chwyciła mnie chwila
zwątpienia, lecz nie pozwoliłam jej przejąć władzę. - Posiadam podejrzenia
poparte dowodami, że jest pani moją genetyczną matką.
Zapewne z kuchni wydobył się dźwięk tłuczonego
talerza. Czysty przypadek, czy też dosłyszał naszą rozmowę? Wolałam, aby była
to pierwsza opcja. Mój umysł chyba zbyt wiele wyłapywał. Powinnam się przecież teraz
w pełni skupić na kobiecie siedzącej przede mną. Obiecałam to sobie. Że będę
się przyglądać najdrobniejszym ruchom mięśni twarzy czy ciała, aby móc w ten
sposób przebadać sytuację. Kobieta jednakże zdawała się przestać nawet i
oddychać, a ja niepewnie zacisnęłam jedną z dłoni w pięść. Ta jednakże nagle
poprosiła o moje dowody. Niepewnie sięgnęłam do swojej torby przy boku i
wyjęłam z jej wnętrza teczkę z paroma dokumentami, po czym ją wręczyłam
kobiecie. Ta spytała czy może je skopiować, a ja kiwnęłam lekko głową na potwierdzenie.
Nie widziałam zbytnio dobrego powodu zakazującego jej zrobienie tego. Padło
kolejne pytanie, tym razem dotyczące tego czy nie mam ochoty na coś do jedzenia
czy picia. Ja jednak grzecznie podziękowałam za ofertę. Po tym zaś zapadał
niezręczna cisza i wyglądało na to, że żadna ze stron nie zamierzała jej
przerwać.
- Więc... Jak to się stało, że ty tu dotarłaś...
sama? To musiało być dla ciebie bardzo trudne – nagle okazała zmartwienie.
Ciekawe tylko czy było szczere.
- Pod względem informacji zaczerpnęłam pomocy
bliskiego mi przyjaciela. Reszta była już spowodowana mieszanką ciekawości i
potrzeby – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A cel? Na pewno po coś to zrobiłaś - zadała
raczej oczywiste pytanie.
- Mam cudownych rodziców, więc nie oczekuję
zamieszkania z panią czy tym podobnym. Szczególnie, że jestem już pełnoletnia i
na drodze do ułożenia własnego życia. Jeśli to prawda, że jest pani mą matką to
chciałabym tylko dowiedzieć się czemu mnie pani odrzuciła. Chyba tylko to wciąż
nie daje mi spokoju – odparłam już pewniej.
Naszą rozmowę na chwilę przerwało pojawienie się
młodszego chłopaka. Kobieta wysłała również i jego do kuchni, po czym zwróciła
swą uwagę ponownie na mnie.
- Nie miałam wtedy innego wyjścia. Byłam młoda i
pozostawiona sama sobie. Moi rodzice, gdy dowiedzieli się o ciąży, po prostu
wyrzucili mnie z domu. Znikąd pomocy, pieniędzy ani jedzenia. W domu samotnej
matki też niewiele było wsparcia. Musiałam... zrobić to. Już nie dla mojej, ale
dla waszej lepszej przyszłości.
Jej słowa ociepliły sposób w jaki na nią
spoglądałam. Wiele kobiet w takim momencie pewno zdecydowało się na aborcję, a
jednak ona z trudem przez to przeszła. Nawet jeśli odpowiedzialna była za swój
los, dała mi szansę. Jedno co mi nie pasowało, to słowo „waszej”. Postanowiłam
więc i o to zapytać, a w odpowiedzi dowiedziałam się, że mam rodzeństwo. Na
pytanie czy nikt mi nie mówił, odpowiedziałam, że nie. Było to prawdą. Niewiele
wiedziałam na temat mojej prawdziwej rodziny. Nie byłam w stanie nawet odnaleźć
informacji dotyczących mojego ojca.
- Czy… Chrystian jest moim bratem? – zapytałam,
choć właściwie znałam już odpowiedź i szczerze, nie podobała mi się.
- Tak – przełknęła ślinę po tej wypowiedzi. Czyżby
i dla niej był to trudny temat? Najwidoczniej.
Odpowiedzi przynosiły zaledwie więcej pytań, lecz
z jakiegoś powodu nie byłam w stanie ich zadać. Wszystko wirowało mi w umyśle
szukając odpowiedniego miejsca, lecz nic do siebie już nie pasowało.
Stwierdziłam, że chyba tyle informacji starczy na dziś czy nawet i na zawsze.
Nawet jeżeli dręczyło mnie ”dlaczego akurat ja”. Brzmiało tandetnie, lecz nie
rozumiałam czemu Chrystian z nią spokojnie mieszka, po domu krząta się jeszcze
jakiś dzieciak, a ja zostałam niemalże odtrącona.
- Rozumiem. Dziękuję za pani szczerość – powoli wstałam,
po czym wyciągnęłam w jej stronę dłoń, w której trzymałam już przygotowaną
karteczkę z numerem telefonu – to mój numer, jeśli by pani chciała się ze mną
kiedyś skontaktować…
- Skorzystam na pewno – powiedziała, z jakiegoś
powodu podbudowując mnie na duchu.
Po krótkim pożegnaniu, wyszłam z obcego mi domu i
zatrzymałam się zaledwie na chwilę na chodniku. Wyciągnęłam z torby paczkę
papierosów i zapaliłam jednego. Zaciągnęłam się, po czym głęboko odetchnęłam.
- Mogło być gorzej – mruknęłam do siebie, po czym
wróciłam do swojego pokoju w szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz