Uścisnąłem
rękę chłopaka w ramach przypieczętowania zakładu.
– Przydałoby
się ruszyć już na zajęcia. - odparł chwile po na co ja jedynie skinąłem głową.
Wstałem od stołu po czym pokierowałem się z tacką w stronę okienka zwrotu.
Dopiłem parę ostatnich łyków wody po czym zgniotłem pustą butelkę i zgrabnie
rzuciłem do kosza obok. Wróciłem do stolika po plecak i skierowałem się w
stronę wyjścia gdzie czekał już na mnie chłopak. Zaczęliśmy się kierować w
stronę klas.
- Jak u ciebie
z umiejętnościami plastycznymi? - spytał
- He...? -
spojrzałem na niego zdziwiony - Dlaczego pytasz?
- Bo pierwsze
co mamy to właśnie plastyka. I pewno jak zwykle wyskoczy z czymś dla artystów.
- Nee...
Farbki, kredeczki i inne duperele nie są dla mnie.
- To już wiem,
że nie obleję tego jako jedyny - uśmiechnął się w moją stronę
- Jest aż tak
wymagająca?
- Gostek jest
aż tak wymagający. Ciekawe czy będzie ci kazał nadrobić zaległości. Od początku
roku dostaliśmy spore szkicowniki i zadaniem jest je wypełnić do końca, aby móc
zdać. Co tydzień dostajemy za zadanie wypełnić przynajmniej dwie strony, jedną
w klasie, jedną jako praca domowa. I co tydzień rzuca innym tematem. Martwa
natura, pop art, architektura. Niby spoko, mówi że chce by każdy spróbował
znaleźć coś dla siebie. Ale dla mnie jest to po prostu nudne.
- Pierwszy
dzień, pierwsza lekcja; już na starcie nie zapowiada się ciekawie.
- Ano
poniedziałki nie są zabawne. Plastyka, chemia, biologia, matematyka, angielski
i historia. Ale za to w piątki ostatnie dwie lekcje są wolne
- Ta... Ale
jak na razie mamy poniedziałek. Do tego jeszcze ta cała gra i karty. Jak
zacznie się lekcja, to zacznie się ta cała maskarada, no nie?
- Nie, kasta
działa już od momentu kiedy wyszedłeś z dormitorium. Tylko ono i teren poza
szkołą jest taką strefą neutralną - powiedział, czochrając moje włosy,
prychnąłem teatralnie poprawiając włosy
-
Powiedziałbym coś, ale skoro obowiązuje nas kasta to się powstrzymam. Jeszcze
skarzesz mnie na ścięcie głowy, królu. - powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem
podkreślając słowo "królu"
- Szybko się
uczysz - skwitował zabierając dłoń i poprawiając torbę na ramieniu
Po krótkim "spacerze" znaleźliśmy się niedaleko klas. Tuż przed klasą, rozstałem się z
towarzyszem. Pokierował mnie jedynie do gabinetu dyrektora gdzie zostałem
wezwany. Nie zaczęła się pierwsza lekcja, a już wylądowałem na dywaniku,
niezły wynik. Koniec końców, była to niewielka pogawędka i nikłe
formalności. Nie zajęło to długo, lecz mimo to wszedłem na lekcje spóźniony
ponad 15 minut. Jednakże pan Tadeo De Angelis - jak się później dowiedziałem
- zostawił to bez komentarza, jedynie skarcił mnie wzrokiem, darując mi swoje
przemówienia i trwogi. Rozejrzałem się po klasie, gdzie większość par oczu była
bezwstydnie skierowana w moim kierunku. Zignorowałem to. Dostrzegłem również
Charles'a, przy którego boku siedział niechętnie spoglądający na mnie jego
chłopak. Char jedynie wymownie się uśmiechnął. Omiotłem wzrokiem tylne ławki i
skierowałem się do jednego z wolnych miejsc obok jakiegoś krótko ściętego
szatyna. Usiadłem na krześle, a torbę położyłem obok ławki. Nauczyciel wrócił
do lekcji, z której właściwie nic nie zrozumiałem. Spojrzałem się do siedzącego
obok chłopaka,który zażarcie prowadził notatki.
- Rozumiesz o
czym on gada? - zapytałem ściszonym głosem
- To akurat
łatwy temat - spojrzał na mnie z uśmiechem
- Świetnie,
czyli jestem kompletnie udupczony - mruknąłem pod nosem nie wiem czy do
chłopaka czy bardziej do samego siebie.
Skierowałem z
powrotem wzrok w stronę wykładowcy, lecz mimo to czułem ślepia szatyna na mnie.
Ponownie odwróciłem się w jego stronę, a ten po chwili opuścił głowę.
- Wiesz,
jeżeli...naprawdę tego nie rozumiesz to po lekcjach mogę ci pomóc - powiedział
nie podnosząc głowy jakby... zawstydzony?
- Nie, dzięki.
Poradzę sobie sam. - mruknąłem oschle odwracając wzrok po raz kolejny na
początek klasy.
Przez chwile
słuchałem dalszej części lekcji, ale dla mnie to był jedynie bełkot. Od
kiedy plastyka wydaje się trudniejsza od chemii?! Naprawdę
potrzebuję pomocy - przemknęło mi przez głowę. Chwile zmagałem się ze samym
sobą i własną dumą, lecz w końcu skapitulowałem. Obiecałem sobie, że tego roku
nie zawale.
- Dobra...
kiedy masz czas? - skierowałem pytanie w stronę chłopaka, lecz zanim zdążył
jakkolwiek zareagować usłyszałem ewidentnie podirytowany, acz wciąż w pewnym stopniu
spokojny głos psora.
- Panie
Holder, ja rozumiem, że jest pan nowym uczniem. Ekscytacja, chęć poznawania,
zdenerwowanie i inne tego typu uczucia pana wręcz rozrywają, ale byłbym
niezmiernie wdzięczny jeśli opanowałby je pan na czas trwania lekcji i poszanował
mój przedmiot. Kto wie, może w przyszłości będzie pan tak wielkim artystom
niczym Wassily Kandinskyn.
Na wypowiedz
nauczyciela lekko parsknąłem śmiechem, lecz zakryłem to usta.
- Że niby kto?
- Wassily
Kandinsky. Skoro o tym mowa, może pan ma coś ciekawego do powiedzenia na temat
kompozycji abstrakcyjnych po 1910 roku, hm?
Wstałem z
miejsca, a krzesło z hałasem odsunęło się.
- Wie pan,
chyb... - lecz zanim zdążyłem w pełni odpysknąć profesorowi, poczułem jak coś
lekko szarpie za moją prawą nogawkę, a zaraz za tym usłyszałem szept chłopaka
obok.
- Właściwie to
z chęcią. - powiedziałem, lecz w moim głosie słychać było odrobinę niepewności
W oczach
nauczyciela można było zobaczyć przeplatające się zaskoczenie i zaciekawienie.
- Wszyscy
słuchamy, panie Holder.
- A więc... -
kontem oka, spojrzałem na szatyna, on za to kiwnął głową i zaczął dyktować mi
notatkę
-
Rosjanin Wassily Kandinsky był ojcem abstrakcji...
- Rosjanin Wassily
Kandinsky był ojcem abstrakcji...
-
... który stopniowo przechodził od figuracji, przez doświadczenia bliskie
fowizmowi, aż do całkowitego zagubienia się tematu malarskiego w kolorze, co
można już zaobserwować w jego "Górze" z 1909 roku lub "Obrazie z
łucznikiem" z tego samego roku.
-
... który stopniowo przechodził od figuracji, przez doświadczenia bliskie
fowizmowi, aż do całkowitego zagubienia się tematu malarskiego w kolorze, co
można już zaobserwować w jego "Górze" z 1909 roku lub "Obrazie z
łucznikiem" z tego samego roku.
-
Natomiast, jeśli nawiązujemy do 1910, w tym roku powstała akwarela bez tytułu,
nazywana czasem "Pierwszą abstrakcją" lub "Pierwszym dziełem
abstrakcyjnym". Na obrazie tym zanika wszelkie pojęcie tematu malarskiego,
przypomina on kolorowe nieporadne próby dziecka...
- Natomiast, jeśli nawiązujemy do 1910, w
tym roku powstała akwarela bez tytułu, nazywana czasem "Pierwszą
abstrakcją" lub "Pierwszym dziełem abstrakcyjnym". Na obrazie
tym zanika wszelkie pojęcie tematu malarskiego, przypomina on kolorowe nieporadne
próby dziecka...
- Dobrze.
Wystarczy. - nauczyciel odchrząknął i najzwyczajniej wrócił do lekcji.
Z lekko
triumfalnym uśmieszkiem usiadłem na krześle. Uśmiechnąłem się w stronę chłopaka
i szepnąłem cicho "Dzięki"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz