W pierwszej chwili nie zwracałam zbytnio na nikogo
uwagę, zbyt pochłonięta własnymi myślami. O tym jak głupio postąpiłam zgadzając
się tak pochopnie. Ale dobra. Może da mi później spokój, a może i będzie nawet
ciekawie. Bo co innego bym w przeciwnym razie robiła? Siedziała sama w pokoju
gadając z Davidem czy słuchała muzyki czytając książkę. Oba wybory nie były
jakieś złe, ale z kolei nudne. A tak może się rozerwę.
Spojrzałam w stronę Chrystiana chcąc wiedzieć, co
go zatrzymało i mimowolnie się uśmiechnęłam na widok jego reakcji na zachowanie
zapewne jego znajomych. Nie obraziło mnie to, nie speszyło. Jakoś przywykłam do
takiego zachowania wśród mężczyzn.
- Ich też zabieramy ze sobą, że tak im poświęcasz
uwagę? – zapytałam, chcąc go z lekka pośpieszyć. Wolałam jednak wrócić
przynajmniej pół godziny przed ciszą nocną.
- Nie, ci idą w stronę do wariatkowa. - ostatnie
słowo zapewne specjalnie wymówił głośniej.
Uśmiechnęłam się pod nosem, krzyżując ramiona na
piersi, i spojrzałem na niego.
- A mogliby zabrać cię ze sobą po drodze? Jestem
pewna, że spodoba ci się tam.
- Raz byłem to mnie wypuścili po dniu, bo mieli
mnie dość - odparł obojętnie.
- Jakoś się nie dziwię – stwierdziłam, wychodząc z
budynku.
Przyjemny letni wiatr lekko musnął moją skórę,
przynosząc ulgę od duchoty panującej na korytarzu. Oznaczało to jednakże
również, że kosmyki włosów wpadły mi na twarz, a ja musiałam je poprawić, by
mieć pełną widoczność świata znajdującego się przede mną.
- Będziesz tak gadać czy powiesz, gdzie chcesz
iść? – mruknął, chyba zniecierpliwiony.
- To chyba ty mnie zaprosiłeś – uświadomiłam mu.
- Ja zaprosiłem, ty mówisz gdzie chcesz iść a ja
cię tam prowadzę – stwierdził.
- Może, zatem na kawę? – zaoferowałam pierwsze, co
mi wpadło do głowy.
- Myślałem, że jesteś bardziej rozrywkowa...
– chyba brzmiał na zawiedzionego.
- Na koncert w trybie ”teraz” mnie nie weźmiesz,
tym bardziej, ze w okolicy nic nie ma. W kinie można się zanudzić, chyba ze wyszło
coś na prawdę dobrego. Do ciebie do pokoju tez odpada... Chyba, ze masz cos
jeszcze na głowie.
Zwykle podchodzili do mnie z gotowym planem. Ten
jak widać wystartował ot tak, może nie myśląc tym mózgiem, co trzeba. Chętnie
bym powiedziała, że zabawnie jest widzieć jak się stara i mu nie wychodzi, ale
on chyba się nawet nie starał. Czyżby kolejny typ „spotkać, przelecieć,
pożegnać”.
- Zapomnij o tym, co mówiłem – wycofał się z tego
tematu.
Ja zaś w odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego,
ukazując przy tym swoje białe ząbki. Miałam to w zwyczaju, gdy ktoś mnie pozytywnie
rozbawił. Przez chwilę nawet zapomniałam jak bardzo jest irytujący.
- Co, aż taki zabawny jestem? – zapytał z
ciekawości.
- Raczej uroczy na swój sposób. Ale i wkuwający za
razem – powiedziałam szczerze.
- Jesteś równie wkurwiająca, że chyba wezmę twój
numer – odwzajemnił mój wcześniejszy uśmiech.
- A zasłużyłeś? – zadałam własne pytanie.
No chyba nie myślał, że ot tak dam mu numer. Niech
czuje się jakby to miało być czymś trudnym do zdobycia. Tym bardziej po
ostatniej akcji, kiedy to pochopnie wręczyłam chłopakowi numer, a ten wysyłał
do mnie wiadomości dzień i noc, by tylko się móc ze mną spotkać. Szybko go
zablokowałam i było po kłopocie, ale też ile się na męczyłam póki tego nie
zrobiłam.
- Jeszcze nie – podał właściwą odpowiedź.
- Zatem pomyśle nad tym po naszej ”randce” –
odparłam.
- Ale kto powiedział, że muszę zasłużyć, by mieć
numer twój? – ukazał łobuzerski uśmiech.
- Właścicielka ów numeru – pstryknęłam go palcem w
nos i ruszyłam w stronę bramy głównej tejże placówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz