Pomasowałem
się po nosie. Potraktowała mnie jak dzieciaka tym prztyczkiem... Czy ona
pracuje dorywczo w jakimś przedszkolu? Niektóre nawyki tak jakby zapomniała tam
zostawić...
Podążyłem
prędzej za Rosie i dogoniłem ją. Kiedy przekroczyłem bramę szkoły poczułem
jakby głaz został zdjęty ze mnie. Odetchnąłem w pełni spokojny.
- Poszło
szybko. - pomyślałem głośno - Poczekaj chwilę, muszę do kogoś napisać... -
wyjąłem telefon z kieszeni.
Nie okazując
oznak zniecierpliwienia, dziewczyna oparła się o murek. Kontem oka wydziałem
jak delikatny wiatr powiewa jej spódniczką... Przyznam, że to była trafna
inwestycja szkoły, ale powinna być tylko dla dziewczyn. Poprawiła sobie ją
prawie jak Marilyn Monroe oraz wygładziła marynarkę. Trochę zajęło mi
znalezienie właściwego numeru. Mam nadzieję, że Rosiczka szybko odczyta ode
mnie SMS.
"Będę w
kawiarni na <nazwa ulicy> za 5 minut. Przyjeżdżaj z tym co masz."
Wiadomość się
wysyła...
Szliśmy
jeszcze kawałek drogi w ciszy. Telefon krótko wibrował, co znaczyło, że
wiadomość się wysłała.
- Tak naprawdę... to nie zabieram cię na żadną randkę. -
wyrwałem prosto z mostu - Potrzebowałem kogoś, z kim mógłbym wyjść poza teren
szkoły. Wszystko wytłumaczę ci później.
- Spoko. - rzuciła.
No chyba nie jest aż tak bardzo "spoko", sądząc
po jej minie.
Ach, niech mnie wilki rozszarpią. Już jak mam
cierpieć to z godnością...
- Chyba, że chcesz żeby było jak na randce... Jakoś ci
będę za twą przysługę winny. - wzruszyłem rękoma.
- Jakoś mi na tym nie zależy... - powiedziała obojętnie.
Czy właśnie wykopałem sobie u niej grób?
- Tak czy siak... Pójdziemy do tej obiecanej kawiarni. -
schowałem ręce kieszeń.
Szczerze to się ucieszyłem. Nie jestem dobry w randkach.
Fakt, mam za sobą wielu byłych, lecz u mnie "miłość" przychodzi
łatwo. Za łatwo.
- Ciekawsza jestem tego wytłumaczenia, co na nie mam
czekać.
Rosie
spojrzała w bok, jakby niby ją to nic nie interesowało. Znam to. Kobieta
która mnie wychowała reagowała niemal prawie tak samo, tyle że ona jeszcze
powtarzała tę czynność kilka razy, z głośnym sapnięciem. To sapnięcie miało na
celu drażnić.
- Życzę ci cierpliwości ze stali, bo może się trochę
przeciągnąć.
- Wiesz, chyba z tobą wolałabym wiedzieć. Zaraz się
jeszcze okaże, że mnie komuś sprzedasz.
Parsknąłem śmiechem. Ach to jej poczucie humoru... Czy
wszyscy w tej szkole uważają mnie za wariata?
- Tak, i wiesz co? Tam za rogiem jest mój wspólnik. Boisz
się czy chcesz się przekonać? - zadrwiłem.
- Jeśli jest taki jak ty, to nie mam czego się obawiać. -
powiedziała to z kpiącym, rozciągającym się na jej ustach uśmieszkiem.
Nie wiem czy miałem wziąć to na poważnie, ale to mnie
bardziej rozbawiło. Urocza jest.
Jak
powiedziała, tak postąpiła. Nie bała się pójść za róg, gdzie... była kawiarnia.
Ciekawe jak na to zareaguje, co sobie pomyślała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz