24 sierpnia 2016

Od Charles'a A. C.D: Charlie H

Jak to każdy dobry Król powinien mieć w zwyczaju, spacerowałem korytarzami, uważnie obserwując swoich podwładnych. Żartuję. Szedłem zapatrzony w ekran swojej konsoli, ledwie skupiając się na słowach Mephistopheles’a, który to szedł obok mnie. „Ostatnia lekcja, a potem spokój.” Zapewne nad tym rozmyślali inni uczniowie, lecz ja miałem coś o wiele ważniejszego na głowie. A dokładnie nabicie poziomu przed dzwonkiem. Byłem już temu na tyle bliski, że nie zamierzałem się na razie poddać. Nie zamierzałem odłożyć konsoli do plecaka, dopóki nie skończyłbym tej prostej misji. Wszyscy schodzili mi z drogi i dlatego też nie przejmowałem się tym, czy ktoś stoi przede mną, czy też nie. I to z tego powodu spokojnie szedłem przed siebie, zmierzając ku klasie, w której mieliśmy mieć matematykę. Nie był to jakiś wielce nudny przedmiot, ale zarazem chciałem już iść do pokoju i móc na spokojnie pograć.
Nagle usłyszałem jak mój towarzysz woła moje imię, aby zwrócić na siebie uwagę. Zrobiłem dla niego ten wyjątek i opuściłem lekko ramiona z konsolą, aby spojrzeć ku niemu. Tu też odwróciłem się o 180 stopni i szedłem tyłem. Okazało się to zgubne, bowiem potknąłem się o czyjąś nogę i z moją niezdarnością już nic nie mogłem zrobić. Żaden z chłopaków stojących po mojej prawej nawet mi nie pomógł, a ja przez to wylądowałem na jakimś kucającym chłopaku. Usiadłem szybko, czując pod sobą cudze ciało, lecz to nie o chłopaka się martwiłem, a o stan konsoli. Szybko ją chwyciłem w dłoń i odetchnąłem z ulgą, kiedy to się okazało, że jest cała i zdrowa. Jakoś nie widziało mi się wysyłanie jej do Anglii, by załatwić sprawy papierkowe z gwarancją. Tuż po tym to do mnie wyciągnięto dłoń. Z pomocą Mepha wstałem z ziemi, wciąż nie zwracając uwagi na chłopaka.
- Moja niezdara – niemalże wyszeptał mi do ucha.
- A weź spadaj – wymruczałem cicho, czując zawstydzenie tą całą sytuacją.
Poprawiłem okulary na nosie ignorując szepczącą i śmiejącą się pod nosem parkę. Nie ochrzaniłem ich tylko ze względu na poziom wstydu, jaki odczuwałem z tak wielkiej niezdarności. Czy ja naprawdę musiałem się umieć potknąć nawet o własne nogi? Choć tym razem to nie były moje własne, ale nie będę szukać winnego. Meph jednakże postanowił pogorszyć moje samopoczucie i pocałował mnie delikatnie, a następnie chwycił za dłoń jak małe dziecko i zaczął dalej prowadzić wzdłuż korytarza. Szybko otarłem wargi wierzchem dłoni i zabrałem rękę, gdy usłyszałem jak grupka chłopaków za mną się śmieje. Jeszcze trochę i bym zaczął się czerwienić jak zwykła nastolatka, dlatego też ignorując poszkodowanego, odszedłem jak najszybciej od miejsca zbrodni.
***
Po lekcjach usiadłem na ławeczce w parku i powróciłem do swojej ulubionej rozrywki, a dokładniej graniu. Konsola biedna leżała u mnie w pokoju na łóżeczku i się grzecznie ładowała. Tak się kończy jak zapomina się przed lekcjami naładować baterię zapasową. Ale jednakże nie rozpaczałem. Od kiedy to wyszła wersja pokemonów na telefon, dałem cię wciągnąć w nowy trend i aktualnie sortowałem nowe znaleziska. Naomi kiedyś twierdziła, że przyda mi się choćby godzina spaceru dziennie, to teraz miałem motywację. Po lekcjach we wtorki rzucałem plecak do pokoju, siedziałem tam godzinkę z Mephciem, a potem on szedł na Poezję, a ja wychodziłem na spacer. Miałem wtedy całą godzinę dla siebie, więc korzystałem i łapałem te wirtualne potworki. Co jakiś czas unosiłem tylko wzrok znad ekranu, by spojrzeć któż to przede mną przechodzi i w ten sposób zobaczyłem jego. Poszkodowanego. Tego, którego to zapomniałem przeprosić. A że byłem człowiekiem kulturalnym (a przynajmniej starałem się) szybko zeskoczyłem z ławki i podszedłem do niego, chowając w tym momencie telefon do kieszeni.
- Hej, mało cię nie zabiłem dzisiaj i chciałbym za to przeprosić. No wiesz. Żeby ludzie zaraz nie zaczęli gadać, że ich król gniecie uczniów na korytarzach, a potem traktując ich jak zwykłe poduszki, ot tak odchodzi sobie – uśmiechnąłem się do niego. – To jak, nic się nie stało, nie? – wyciągnąłem ku niemu dłoń oczekując, że ten ją uściśnie w odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz