4 marca 2016

Od Mike'a C.D: Sasza

Z początku uważałem to za dziwne… Sposób, w jaki wziął moją dłoń w swoją. Trochę mnie to krępowało. Nie przywykłem do okazywania jakichkolwiek uczuć tego rodzaju wśród innych ludzi. Wydawało mi się, że to powinno być czymś prywatnym. Tak też mi mówiono. Nigdy nie dotykaj czy mów w pewien sposób, kiedy inni są w twoim otoczeniu. Czyżby u Saszy było inaczej? Czułem się w ten sposób pewniej. Nawet nie zauważyłem jak na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. Ten jednakże zniknął, gdy tylko musnąłem palcami wolnej dłoni obrożę znajdującą się na mojej szyi. Artefakt przeszłości.
Jego słowa były miłe. Na tyle miłe, że trudno było w nie uwierzyć. Bajki nie istnieją i już raz się tego nauczyłem. Powtórka z rozrywki? Czemu nie uczę się na błędach? Przecież już raz dałem się oszukać. Jednakże chciałem wierzyć, że to prawda. Do trzech razy sztuka, nie? Ale czy byłbym w stanie przejść przez to samo trzy razy? W sumie… Teraz wiedziałbym, czego unikać, więc czemu nie? Przecież teraz byłem świadom swoich błędów, rozumiałem lepiej otaczający mnie świat i… Nie zależało mi aż tak bardzo na wsparciu drugiej osoby. Nie musiałem polegać na Saszy. Powinienem się w końcu przełamać i próbować. Póki nie zacznę sprawdzać swojego otoczenia, to nigdy nikogo nie znajdę. A samotność powoli mnie przytłaczała. Dusiła i męczyła. Potrzebowałem kogoś, do kogo mógłbym się przytulić. I wyglądało na to, że kandydat na taką osobę siedział właśnie przede mną.
Z drugiej strony to brzmi jakby ktokolwiek mi odpowiadał… Dobrze, że nikt nie umie czytać mi w myślach, bo jeszcze uznałby, że Sasza jest mi obojętny. Chodzi o to, że dopiero on sprawił, że uświadomiłem sobie, iż warto komuś zaufać. Ale zaufać mogłem na razie tylko jemu. Nie przeszkadzało mi to. Wydawał się być miłą osobą. Niezależnie od tego, co twierdzili inni, dla mnie był miły. I nie było to jakieś namolne. Nie traktował mnie jak własność, tylko właśnie jak drugą osobę. Albo już mi się miesza w głowie. Jeszcze trochę i wrócę do Stefana…
- Nie jest żałosne – powiedziałem po dłuższej chwili. Dopiero teraz zrozumiałem, że ten coś mówi, ale nie mogłem być do końca pewien znaczeni tych słów. Usłyszałem tylko cześć o tym, że jest żałosny. Niezależnie od tego, co powiedział, na pewno tak nie było.
I wtedy padło to pytanie. Tak bardzo trudne do odpowiedzenia. Powiedzenie ”tak” było prawie jak wyrok śmierci. A przynajmniej ja tak twierdziłem. Bo przecież nie można z kimś być w związku, a następnie zmienić zdanie po miesiącu. Jak nie jest się pewnym wobec partnera, to znaczy, że trzeba poznać ich lepiej. Pobyć z nim dłużej. Ale zarazem w związku można się w ten sposób poznać. Nie chciałbym tylko marnować jego czasu. Na pewno jest dużo więcej lepszych ode mnie osób. Dużo więcej kobiet, które byłyby bardziej odpowiednie dla niego. Nie tylko ze względu na swoją płeć, ale z pewnością i umiejętności czy charakter. Ja przecież tak naprawdę byłem nikim. Więc, co takiego zainteresowało go do zachęcenia na tak odważny krok? Czy mogłem mu odebrać taką szansę? W sumie… Jeśli znajdzie kogoś bardziej odpowiedniego to nie będę się sprzeciwiał. Usunę się cichutko i dam mu możliwość na spędzenie czasu z kimkolwiek innym.
- Tak…. Spróbowałbym – odpowiedziałem w końcu z cichym nerwowym śmiechem. Nie wiem czemu tak zareagowałem. Znów się zachowuje jak jakaś nastolatka.
Dla uspokojenia się położyłem swą wolną dłoń na naszych splecionych i delikatnie pogłaskałem tą należącą do Saszy. Były większe od moich, nie tak delikatne. Przy nim coraz bardziej czułem się jak kobieta. Delikatne wątłe ciało, miękka skóra, niski wzrost. Nawet raniłem się łatwiej niż bym chciał. Starczyło, że zahaczyłem nogą o jakiś mebel i już rósł ładny siniak. Ale jak dotąd nie sprawiało mi to zbytnio problemu. Od niedawna zacząłem się przejmować tym jak wygląda moje ciało…
Mój umysł nagle zamilkł, gdy tylko wargi zostały muśnięte cudzymi. Spojrzałem na niego zdziwiony, a na mych policzkach na nowo pojawiły się delikatne rumieńce. Zabrałem swoje dłonie, aby schować w nich twarz. Czy ja muszę się tak rumienić w odpowiedzi na wszystko, co ten robi?
- Weeź… - jęknąłem zawstydzony, choć nie wiedziałem jak to mógłbym kontynuować.
- To ty ”weź”' i nie zakrywaj buźki – powiedział i delikatnie odsunął moje dłonie od twarzy.
Uniosłem lekko oczy i spojrzałem na jego twarz. Mimowolnie się zaśmiałem cicho.
- Dobrze. Ale w zamian uwolnisz moje dłonie.
- Przecież nie są uwięzione - powiedział, a ja zabrałem dłonie.
Dokończyliśmy nasze napoje i wyszliśmy przed kawiarenkę. W tym momencie nie wiedziałem zbytnio, co robić. Poprawiłem jego bluzę na sobie. Robiło się ciepło. Nie koniecznie jakoś +10, ale na pewno było już na plusie. Inaczej już dawno bym zamarzł.
- Chcesz już wracać czy też może gdzieś się jeszcze przejść? – spytałem, spoglądając na Saszkę. Tak bardzo lubiłem jego oczy. Chyba będę musiał się przełamać ze spoglądając ludziom w oczy. Albo spoglądać na nie dyskretnie kiedy nie patrzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz