Z początku uważałem to za dziwne… Sposób, w jaki wziął
moją dłoń w swoją. Trochę mnie to krępowało. Nie przywykłem do okazywania
jakichkolwiek uczuć tego rodzaju wśród innych ludzi. Wydawało mi się, że to
powinno być czymś prywatnym. Tak też mi mówiono. Nigdy nie dotykaj czy mów w
pewien sposób, kiedy inni są w twoim otoczeniu. Czyżby u Saszy było inaczej?
Czułem się w ten sposób pewniej. Nawet nie zauważyłem jak na moje usta wpłynął
delikatny uśmiech. Ten jednakże zniknął, gdy tylko musnąłem palcami wolnej dłoni obrożę znajdującą się na mojej szyi. Artefakt przeszłości.
Jego słowa były miłe. Na tyle miłe, że trudno było
w nie uwierzyć. Bajki nie istnieją i już raz się tego nauczyłem. Powtórka z
rozrywki? Czemu nie uczę się na błędach? Przecież już raz dałem się oszukać.
Jednakże chciałem wierzyć, że to prawda. Do trzech razy sztuka, nie? Ale czy
byłbym w stanie przejść przez to samo trzy razy? W sumie… Teraz wiedziałbym,
czego unikać, więc czemu nie? Przecież teraz byłem świadom swoich błędów, rozumiałem
lepiej otaczający mnie świat i… Nie zależało mi aż tak bardzo na wsparciu
drugiej osoby. Nie musiałem polegać na Saszy. Powinienem się w końcu przełamać
i próbować. Póki nie zacznę sprawdzać swojego otoczenia, to nigdy nikogo nie
znajdę. A samotność powoli mnie przytłaczała. Dusiła i męczyła. Potrzebowałem
kogoś, do kogo mógłbym się przytulić. I wyglądało na to, że kandydat na taką osobę
siedział właśnie przede mną.
Z drugiej strony to brzmi jakby ktokolwiek mi
odpowiadał… Dobrze, że nikt nie umie czytać mi w myślach, bo jeszcze uznałby,
że Sasza jest mi obojętny. Chodzi o to, że dopiero on sprawił, że uświadomiłem
sobie, iż warto komuś zaufać. Ale zaufać mogłem na razie tylko jemu. Nie
przeszkadzało mi to. Wydawał się być miłą osobą. Niezależnie od tego, co
twierdzili inni, dla mnie był miły. I nie było to jakieś namolne. Nie traktował
mnie jak własność, tylko właśnie jak drugą osobę. Albo już mi się miesza w
głowie. Jeszcze trochę i wrócę do Stefana…
- Nie jest żałosne – powiedziałem po dłuższej
chwili. Dopiero teraz zrozumiałem, że ten coś mówi, ale nie mogłem być do końca
pewien znaczeni tych słów. Usłyszałem tylko cześć o tym, że jest żałosny.
Niezależnie od tego, co powiedział, na pewno tak nie było.
I wtedy padło to pytanie. Tak bardzo trudne do
odpowiedzenia. Powiedzenie ”tak” było prawie jak wyrok śmierci. A przynajmniej
ja tak twierdziłem. Bo przecież nie można z kimś być w związku, a następnie zmienić
zdanie po miesiącu. Jak nie jest się pewnym wobec partnera, to znaczy, że
trzeba poznać ich lepiej. Pobyć z nim dłużej. Ale zarazem w związku można się w
ten sposób poznać. Nie chciałbym tylko marnować jego czasu. Na pewno jest dużo
więcej lepszych ode mnie osób. Dużo więcej kobiet, które byłyby bardziej
odpowiednie dla niego. Nie tylko ze względu na swoją płeć, ale z pewnością i
umiejętności czy charakter. Ja przecież tak naprawdę byłem nikim. Więc, co
takiego zainteresowało go do zachęcenia na tak odważny krok? Czy mogłem mu
odebrać taką szansę? W sumie… Jeśli znajdzie kogoś bardziej odpowiedniego to
nie będę się sprzeciwiał. Usunę się cichutko i dam mu możliwość na spędzenie
czasu z kimkolwiek innym.
- Tak…. Spróbowałbym – odpowiedziałem w końcu z
cichym nerwowym śmiechem. Nie wiem czemu tak zareagowałem. Znów się zachowuje
jak jakaś nastolatka.
Dla uspokojenia się położyłem swą wolną dłoń na
naszych splecionych i delikatnie pogłaskałem tą należącą do Saszy. Były większe
od moich, nie tak delikatne. Przy nim coraz bardziej czułem się jak kobieta.
Delikatne wątłe ciało, miękka skóra, niski wzrost. Nawet raniłem się łatwiej niż
bym chciał. Starczyło, że zahaczyłem nogą o jakiś mebel i już rósł ładny
siniak. Ale jak dotąd nie sprawiało mi to zbytnio problemu. Od niedawna
zacząłem się przejmować tym jak wygląda moje ciało…
Mój umysł nagle zamilkł, gdy tylko wargi zostały
muśnięte cudzymi. Spojrzałem na niego zdziwiony, a na mych policzkach na nowo
pojawiły się delikatne rumieńce. Zabrałem swoje dłonie, aby schować w nich
twarz. Czy ja muszę się tak rumienić w odpowiedzi na wszystko, co ten robi?
- Weeź… - jęknąłem zawstydzony, choć nie wiedziałem
jak to mógłbym kontynuować.
- To ty ”weź”' i nie zakrywaj buźki –
powiedział i delikatnie odsunął moje dłonie od twarzy.
Uniosłem lekko oczy i spojrzałem na jego twarz.
Mimowolnie się zaśmiałem cicho.
- Dobrze. Ale w zamian uwolnisz moje dłonie.
- Przecież nie są uwięzione - powiedział, a ja
zabrałem dłonie.
Dokończyliśmy nasze napoje i wyszliśmy przed kawiarenkę.
W tym momencie nie wiedziałem zbytnio, co robić. Poprawiłem jego bluzę na
sobie. Robiło się ciepło. Nie koniecznie jakoś +10, ale na pewno było już na plusie.
Inaczej już dawno bym zamarzł.
- Chcesz już wracać czy też może gdzieś się
jeszcze przejść? – spytałem, spoglądając na Saszkę. Tak bardzo lubiłem jego
oczy. Chyba będę musiał się przełamać ze spoglądając ludziom w oczy. Albo
spoglądać na nie dyskretnie kiedy nie patrzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz