Zabawne było jak to wiele osób pytało
mnie na temat naszej wesołej gry. Nie no. Miało sens. W końcu byłem w tej
szkole już od jakiegoś czasu. Ale jak to się działo, że byłem pierwsza osobą, z
którą mieli kontakt? Kto wie…
- Zobaczmy… - patrzyłem na wystawę, na
której stały manekiny ubrane w garnitury. To na razie zbędne. Plus nie lubiłem
tego typu odzienia. – Moim zdaniem to dobry pomysł – czułem się jakbym miał
deja vu – bo widzisz. W ten sposób każdy ma równą szansę. Przynajmniej ja tak
uważam. No, na przykład w zwyczajnych szkołach zawsze masz osoby dominujące. A
to przez ilość pieniędzy, naturalnych umiejętności dowodzenia lub zwyczajnie
przez to, że są silniejsi. W takim otoczeniu miałabyś drobne szanse na to żeby
w tak krótkim odstępie czasu zostać zaakceptowaną do tego poziomu. Nie miałabyś
raczej żadnej władzy. A tu? Każdy całuje cię po dupie jak tylko cię widzi. Nie
koniecznie każdy to lubi, ale lepsze to niż całować. Nie uważasz?
Niekoniecznie narzekałem w mojej
wcześniejszej szkole na brak popularności, lecz jednak też i nie byłem czymś
typu Króla. Miałem paru znajomych, byłem lubiany przez garstkę dziewczyn i
tyle. Nie narzekałem w sumie. Zero zobowiązań, zero zmartwień. Szczególnie, że
Matt akurat chodził ze mną do tej samej szkoły. A to oznaczało, że jak ktoś
spróbował mnie zaczepić w nieodpowiedni sposób, on wtedy z nim ochoczo ”rozmawiał”.
Niezależnie jak bardzo potrafi być wkurzający, był opiekuńczym starszym bratem.
W sumie to bardziej był niezadowolony moim wyjazdem od siostry. Ta chciała
przejąć mój pokój.
- No, więc w każdym razie uważam to za
spoko pomysł. Osoby, które marudzą zwykle są tymi, którzy są nisko w hierarchii.
Ale to jednak normalne, nie? Nikt nie chce być na samym spodzie. - Uśmiechnąłem
się do niej. – Ciuchy, kosmetyki, jedzenie… Co pierwsze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz