1 stycznia 2016

Od Lissy C.D: Leon

Wstałam dziś rano i wyjrzałam przez okno... To było coś niesamowitego! Tyle śniegu! Prędko zarzuciłam na plecy swoją kurtkę i wskoczyłam w parę dużych, górskich butów. Nie zawiązując ich, wybiegłam z pokoju i popędziłam w stronę wyjścia. Starałam się nie robić hałasu, ale parę potknięć i klapnięć na podłogę na pewno kogoś skutecznie obudziło. 
Postanowiłam, że później ich przeproszę. Nie mogłam przegapić takiej pogody! Wyskoczyłam przez drzwi budynku C i nadepnęłam na swoją długą sznurówkę. Poleciałam do przodu, prosto w miękki puch. Roześmiałam się głośno i odwróciłam na plecy. Leżąc, zdmuchiwałam płatki śniegu z kurtki powtarzając rymowankę, którą wymyślił kiedyś mój tata. Zawsze mi się podobała: 
Jak tu miło, 
jak ty fajno, 
zaraz wdepniesz w końskie łajno.  
Nie zastanawiałam się nad jej sensem. Po prostu lubiłam powtarzać ją w kółko i w kółko. W końcu wstałam z ziemi i usiadłam na niedalekiej ławce. Machałam nogami wzbudzając burzę śniegu, przy okazji nawijając wilgotne kosmyki włosów na palec. Spojrzałam na jeden, gdzie jasny i ciemniejszy brąz przeplatały się, tworząc niesamowitą spiralkę. 
Zaczęłam mamrotać pod nosem i wzdychać:  

-Beż, krem, brąz i złoto. Ach, piękne kolory... Takie jak w starych filmach, np. westernach. Jak ja bym chciała grać w westernie! Cudownie by było kroczyć w długiej, aksamitnej sukni, z parasolką w ręce i koszykiem przez jedną z piaszczystych ulic, nucąc wesołą melodię. Każdy dżentelmen chyliłby  kapelusz na mój widok, a kobiety szczebiotałyby w cieniu. Z barów i saloonów wybrzmiewałyby skoczne dźwięki muzyki. Weszłabym po schodach, minęła staruszka w fotelu i...  
Walnęłam w drzewo. Otworzyłam szeroko oczy i pomasowałam czoło. Spojrzałam za siebie, przeszłam kilka metrów.  
- Ciekawe, czy możliwe by było zapaść w takie wyobrażenie na kilka lat? Chodzić po świecie, nieświadomym swego snu?- znów gadałam do siebie.- Można by sobie wyobrazić nowy świat i zacząć żyć w nim od początku... 
Zaczęłam iść z powrotem w stronę budynku, ale postanowiłam stawiać kroki tylko w poprzednio zrobionych śladach w śniegu. Buty powoli zsuwały mi się z nóg, więc w końcu znów się potknęłam. Zamiast wstać zrobiłam anioła na śniegu. Następnie ostrożnie się podniosłam, starając się nie zniszczyć dzieła. Spojrzałam z góry na ślad i skrzywiłam się. Znów nie wyszło. Nie miałam do tego talentu. Mój anioł wyglądał na parówkę ze skrzydłami. Roześmiałam się na samą myśl o latających hot-dogach. Postanowiłam już wracać, bo zmarzłam. Spojrzałam na buty i aż podskoczyłam z zaskoczenia, gdy okazało się, że nie mam jednego z nich. Rozpoczęłam poszukiwania, jednak ani parówczany 
anioł, ani drzewo, czy ławka nie zabrały mi go. Poszukałam jeszcze w miejscu mojej pierwszej wywrotki. Tutaj też go nie było. Uniosłam głowę do góry i zapatrzyłam się w piękne sople zwisające z rynny. Światło wschodzącego słońca odbijało się od nich i tworzyło niesamowite barwy. Uśmiechnęłam się i uznałam, że  dla takiego widoku 
warto było stracić buta. Nagle z jednego okna wychylił się jakiś chłopak. Miał potargane włosy i wyglądał jakby przed chwilą się obudził. Szybko weszłam do budynku, bo chłopak nie miał na sobie koszulki. Czułam jak policzki zaczynają mi płonąć, więc szybko poszłam do pokoju w jednym bucie. Po chwili byłam już jednak zafascynowana odgłosami dochodzącymi zza niektórych drzwi i zapomniałam o chłopaku. Gdy wróciłam do pokoju, otworzyłam okno i przebrałam się. Mokre ubrania, skarpetkę i buta położyłam na kaloryferze. Wsadziłam nogi do miski z ciepłą wodą i chwilę napawałam się tym uczuciem. Po pewnym czasie poczułam głód, więc założyłam ponownie kurtkę i zaczęłam szukać jakichś suchych butów. Jak się okazało, zapomniałam wziąć zapasową parę. Będę musiała ww niedługim czasie zakupić sobie nową. Założyłam więc suchą skarpetę na jedną nogę, a buta na drugą. Tak ubrana poszłam do stołówki. Było w niej już kilka osób, jednak żadna nie zwracała na mnie uwagi. Podeszłam do miejsca skąd wydawano jedzenie. Jednak wytłumaczenie kucharce, że nie zjem jajecznicy z boczkiem, bo jestem wegetarianką zajęło mi trochę czasu. Po pewnym czasie w końcu usiadłam i zaczęłam zajadać się trzema kromkami chleba i dosłownie łyżką jajecznicy, z której wyskubano boczek. Po skończonym posiłku wstałam od stołu. Odwracając się nie zauważyłam przechodzącego akurat obok chłopaka. Zrobiłam krok w tył, aby na niego nie wpaść, co okazało się zgubnym pomysłem. Straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Próbowałam podtrzymać się krzesłem, ale koniec końców wylądowałam na podłodze razem z nim. Uśmiechnęłam się do siebie, zastanawiając się po którym z rodziców odziedziczyłam taką 
niezdarność. Chłopak wyciągnął rękę, więc chwyciłam ją i po chwili stałam na nogach. Chwyciłam talerzyk i grzecznie podziękowałam za pomoc. Odeszłam kilka kroków, gdy poczułam uścisk na ramieniu. Chyba chłopak miał mi coś jeszcze do powiedzenia... 
 
Leon?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz