31 grudnia 2015

Od Estery

Lubiłam zimę, płatki śniegu delikatnie spadały na ziemię, a właściwie to na śnieg spoczywający między innymi na parapecie tuż przede mną. Otworzyłam okno pozwalając aby płatki śniegu wleciały do mojego pokoju, ale i również by spadły na mnie szybko się topiąc. Uśmiechnęłam się do samej siebie zamykając oczy gdy nagle poczułam jak coś zimnego uderzyło mnie w lewe ramię. Natychmiast otworzyłam oczy patrząc na ramię, a później na podłogę gdzie leżała rozwalona śnieżka. Wychyliłam się przez okno w poszukiwaniu osoby, która trafiła we mnie ścieżką. Zebrałam szybko śnieżkę, a właściwie to jej małe części leżące na podłodze i wyrzuciłam za okno po chwili je zamykając. Nałożyłam buty i płaszczyk, a następnie wyszłam z pokoju zakluczając go. Ruszyłam w stronę wyjścia z internatu i skierowałam się pod moje okna. Ktoś jednak już dawno uciekł bo świeży śnieg powoli zasypywał ślady. Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam ośnieżoną ławkę. Podeszłam do niej i ręką zgarnęłam śnieg. Usiadłam na ławce spoglądając na niebo, które powoli się ściemniało. Była gdzieś 16, a może i trochę później. Czas tu leciał dosyć wolno, nie miałam tu praktycznie niczego do roboty oprócz rysowania i czytania książek. Właściwie to mogłabym się przejść do miasta, ale chyba nie bardzo mi się  chciało iść gdzieś samej. W sumie to nie jest głupi pomysł może bym znalazła coś czym mogłabym się zająć w wolnym czasie.
Podniosłam się z ławki i ruszyłam w stronę internatu. Stwierdziłam jednak, że przejdę się po trawniku, brodząc nogami w wysokim na 30 centymetrów śniegu. Oczywiście mogłam iść po normalnym chodniku, ale po co? Osobiście lubiłam bawić się śniegiem tak samo jak jesiennymi liśćmi. Szłam więc z uśmiechem myśląc o wstąpieniu do jakiejś księgarni, a później może do... Nagle z zamyślenia wyrwało mnie nie tyle co zaczepienie butem o coś w śniegu, ale upadek twarzą na biały puch. Szybko się podniosłam i otrzepałam się. Spojrzałam na telefon leżący przy moim bucie, no proszę jeszcze telefon bym zgubiła. Pomyślałam podnosząc telefon i starając się sobie przypomnieć czy miałam coś jeszcze w kieszeniach płaszczyka. Nagle przypominając sobie o kluczyku zaczęłam przeszukiwać puste kieszenie płaszczyka. Nie było go!
- Gdzie jesteś? - Spytałam cicho patrząc czy nie stoję może na metalowym kluczyku. Nigdzie go nie widziałam. Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej, więc postanowiłam użyć latarki w telefonie. Włączyłam... Znaczy się starałam włączyć telefon, ale musiał do niego wpaść śnieg i się roztopić lub coś podobnego bo nie mogłam go odpalić. Zdjęłam płaszczyk bo nie było mi wygodnie z nim szukać kluczyka i rzuciłam go obok, a na niego rzuciłam popsuty telefon i uklękłam szukając kluczyka. Trwało to chyba około dziesięciu minut już praktycznie nie czułam rąk a spodnie miałam mokre podobnie jak włosy bo gęsty śnieg starał się zsypać całą okolicę wraz ze mną. Zrezygnowana padłam plecami na śnieg i poczułam jak z moich oczu płynęły łzy. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zgubiłam go po drodze, ale nie było takiej możliwości bo nie wyjmowałam niczego z kieszeni. Po kilku minutach usłyszałam głos, ale nie rozumiałam słów. Nagle zobaczyłam jak ktoś się nagle nade mną nachyla.
- Idź stąd. - Powiedziałam przez łzy i przewróciłam się na bok. Było mi zimno właściwie to zmieniałam się w kostkę lodu, ale nie chciałam nikomu pokazywać się w aktualnym stanie.
~Ktoś coś może pomoże?~

1 komentarz: