20 listopada 2015

Od Mephistophelesa C.D: Lucas

-Oczywiście że ciekawe, jak myślisz po co miałbym wypożyczać coś co mnie nie zainteresuje ? –Widząc jak bez słowa kartkuje strony, szukając chyba obrazków jak w książce dla dzieci, odebrałem mu książkę wzdychając –Muszę cię rozczarować, nie znajdziesz tu księżniczek Disneya, to zbiór poezji. Tobie przydałaby się książka ,,Sztuka aktorstwa’’. Nie wierzę że ta kobieta z taką łatwością łyknęła to przedstawienie jak młody pelikan. Na marginesie, co ci strzeliło do głowy ? – Ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami chowając ręce do kieszeni.
-A bo ja wiem, nudno to chciałem jakoś urozmaicić to siedzenie w bibliotece, po drugie przyznaj że trochę cię to zaskoczyło –Wyszczerzył się do mnie, chciałem zgasić ten uśmieszek lecz co raz częściej towarzyszyło mi przeświadczenie iż jest to nie możliwe, po prostu ten typ tak ma i nic z tym nie zrobisz. Jak żywa pacynka, pacynka która chodzigada i wkurwia wszystkich dookoła.
-Bardziej zirytowałeś, ale masz racje zaskoczony też byłem, nigdy nie myślałem że spotkam kogoś tak zjebanego by odpierdalać cyrk w środku placówki szkolnej –Skrzywił się udając że go to ruszyło następnie przedrzeźniając mnie.
-,,Placówki szkolnej’’ poważnie? Hej a może ty powinieneś uczyć przypominasz mi kogoś…Mojego nauczyciela z Toronto, tylko że on był tak grubo po czterdziestce… może nawet koło pięćdziesiątki? Na pewno nie masz jakiejś maski czy czegoś i nim nie jesteś? –Jakby chcąc samemu potwierdzić swoje pytanie pociągnął mnie za polik na co od razu zareagowałem odepchnięciem jego ręki.
-Łapska przy sobie, nie pomyślałeś że jesteś po prostu tak irytujący że wszyscy reagują tak samo? W każdym razie podobnie?-Dlaczego właściwie jeszcze się z nim użerałem, mogłem po prostu zgubić go w tłumie i iść do pokoju a mimo to szedłem obok niego, wysłuchując tych bredni, które co chwila wydobywały się z jego ust słowotokiem.
-No pomyślałem, zabawne to trochę, nie sądzisz? Nie robie praktycznie nic a ludziewokół mnie robią się niemal czerwoni z złości… przeklinając na moje istnienie –Spojrzałem na niego lekko z ukosa
- I to nazywasz zabawnym ?Ludzie mają cię dość a ciebie po prostu to rozbawia? Jesteś chory… naprawdę chory –Pokręciłem głową w zupełnym zrezygnowaniu nawet nie próbując tego zrozumieć. Czy nie przejmowanie się cudzym zdaniem i robienie czegoś tak po prostu dla własnej rozrywki nawet jeżeli ma to sprawić iż ludzie zaczną mnie nienawidzić jest dla mnie aż taką niedorzeczną abstrakcją? Najwidoczniej tak.
- To ty tu się zachowujesz jakbym co najmniej próbował ci pas cnoty zdjąć… Swoją drogą ciekawe czy wtedy też byś był taki agresywny – Złapał się za podbródek udając głębokie zamyślenie, wyprowadzony z równowagi bez pomyślunku po prostu, uderzyłem go z liścia lecz ten w ostatniej chwili chwycił za mój nadgarstek. Nawet nie pomyślałem że może być tak silny…
~Za bardzo dajesz się zwieść pozorom Mephist ~ Przeszło mi przez myśl gdy zdałem sobie sprawę iż nie mogę nawet zabrać ręki
-Naprawdę chciałeś mnie uderzyć? – Zapytał rozbawiony z dziwnym błyskiem w oku, zgromiłem go tylko spojrzeniem, ponawiając próbę zabrania ręki . –Nie puszczę dopóki mnie nie przeprosisz… przykro mi teraz – Zrobił smutną minę wbijając kciuk. Wiedziałem że tak naprawdę gówno go obchodziły przeprosiny, chodziło tylko o kolejną durnowatą zabawę, która miała doprowadzić do zachwiania mojej dumy. Moją rękę przeszył ból gdy tylko poczułem jak wbija paznokieć w mój nadgarstek z każdą chwilą naciskając mocniej, chwilę po tym drugą ręką złapał mnie za podbródek.
-No dalej Muppet, nie proszę o wiele jedno słowo i po problemie
-Przepraszam…-Wycedziłem zabierając rękę, w tej chwili miał spore szczęście że spojrzenie jednak nie mogło zabijać.
-Pięknie, o to chodziło –Powiedział rozpromieniony, jakby zupełnie nic się nie stało. Ja zaś stałem jeszcze przez chwilę rozmasowując obolałą rękę, obserwując przy tym proces powstawania siniaka.
-To co, idziemy teraz do ciebie odłożyć książkę ? 
Obdarzyłem go tylko jednym spojrzeniem, nie wyrażającym raczej nici wyminąłem, wiedziałem że pójdzie za mną. Było to tak oczywiste jak stwierdzenie że niebo jest niebieskie. Ale gdzieś w głębi liczyłem że sobie odpuści, a może tylko udawałem przed samym sobą. To znaczyłoby że oszalałem… lub stałem się naprawdę zdesperowany towarzystwa, w chuj bardzo zdesperowany. Istniała też możliwość że kierował mną wewnętrzny psycholog, chcący stwierdzić jego chorobę psychiczną posiada ów delikwent… Może nie żartował z tym DOWNEM…?
- Nie gniewaj się na mnie, to przecież ty chciałeś mnie uderzyć, nie ja ciebie. Zwykła samoobrona ot co. –Mruknął idąc w krok za mną, w pewnym momencie obróciłem się w jego stronę, pocierając wolną ręką skroń.
-Nie odpierdolisz się choćbym cię kurwa wyzwał od najgorszego rodzaju pleśni nie?
-Nie, fajnie się za tobą chodzi – Stwierdził, nie dało się opisać wyrazu mojej twarzy, była to mina człowieka którego wiara w ludzkość właśnie zrównała się z ziemią. Nikt nigdy nie wyprowadził mnie z równowagi…a tu proszę.
-Mam nadzieję że ktoś karzę ci wylizać zarzyganą podłogę w męskim kiblu której zapomniano umyć od tygodnia, nie żeby coś – Mimo tych słów po prostu obróciłem się na pięcie ruszając z powrotem w stronę internatu. Był trochę jak pies który pobiegnie za tobą bo i tak nie zrozumie że przed chwilą został zmieszany z błotem…

~Lucas? Można by to dać do rekordów guinnessa i zatytułować pięknymi pozłacanymi literkami ,,Człowiek który wkurwił Mephistophelesa’’~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz