10 grudnia 2017

Od Stephena C.D: Chanyeol'a

A więc bal dobiegł końca, jednak pogoda panująca  na dworze w żaden sposób nie zachęcała mnie do opuszczenia sali. Wzmagał się wiatr, zaczynało padać, dookoła panowała ciemność, latarnie nie działały. Zerknąłem na Chana zastanawiając się co w takiej sytuacji począć, nasze pokoje znajdowały się dosyć daleko, a mój nieporadny przyjaciel drepcząc za mną jak pingwin niemal mnie przewrócił wpadając na moje plecy.  Dodatkowo wyglądał jakby miał za chwilę zemrzeć… Po krótkim zastanowieniu złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w stronę budynku B, byśmy mogli przeczekać całą tą nawałnicę, albo przynajmniej poczekać aż włączą prąd. Nie mam pojęcia jak inni uczniowie zdołali zdążyć do dormitoriów nim zaczęło się najgorsze, a może też przeczekują w środku?
-Idziemy się schronić? –Zapytał Chanyeol, trzymając się tak blisko mnie, że niemal czułem jego oddech na karku
-Tak –Odpowiedziałem prosto i  pchnąłem drzwi, które zamknęły się za nami, rozbrzmiewając echem w opustoszałym budynku. Wchodząc do środka sięgnąłem po telefon i włączyłem w nim latarkę. 15% baterii, czuję się jak w horrorze.
-Ciekawe kiedy zmieni się pogoda –Rzucił mój towarzysz niepewnie, rozglądając się na boki
-Kto wie, może pójdziemy do sali teatralnej i poszukamy jakiś latarek albo świec? Mój telefon zaraz padnie – Zaproponowałem, patrząc się na drzwi od klasy
-Dobry pomysł – Pokiwał głową i sam ruszył nieco pewniej naprzód.
Nasza na co dzień tak unowocześniona i… przytulna szkoła… Teraz wydawała się naprawdę nieprzyjemna i mroczna. Wpadam w nieuzasadnioną panikę. Poszedłem niechętnie za czerwonowłosym i rozejrzałem się po klasie
-Rozdzielamy się i ty pójdziesz pod scenę a ja do składziku ? –Padła natychmiastowa zwinna propozycja z mojej strony, nie chciałem zbytnio schodzić na dół w taką pogodę i liczyłem że Chanek przejmie ,,inicjatywe’’
Popatrzył z lekkim strachem w stronę, w którą miał się udać
-M…możemy…  -Przełknął głośno ślinę  wypowiadając to słowo.
Uśmiechnąłem się pocieszycielsko
-Włącz sobie latarkę i będzie dobrze – Poklepałem go jeszcze po ramieniu i odszedłem, w kierunku schowka
~Duuuupek z ciebie Stephen –Usłyszałem wyraźnie, więc odwróciłem się, sądząc przez chwilę, że to mój towarzysz tak mnie nazwał, szybko jednak pozbyłem się tego wrażenia i z westchnieniem oraz lekkim dreszczem strachu kontynuowałem swoją podróż do drzwi. Pomieszczenie było niezbyt duże, toteż zająłem się przeszukiwaniem tych szafek, które były otwarte, żadnej latarki, można by się tego spodziewać. Znalazłem za to świece, miałem też zapalniczkę więc można powiedzieć że nie było tak źle. Zabrałem dwie i wyszedłem.
-Chaaan –Zawołałem by szybko usłyszeć rozbawione
~Chana już tu nie ma
Złapałem się za głowę i prychnąłem, powtarzając sobie jak mantrę, ze to tylko moja paranoja, nic więcej, nic mniej. Jednak strach już nie minął. Telefon póki co jeszcze działał, ale dioda powiadomień mrygała ostrzegawczo czerwienią. Zadrżałem, ale zdobyłem się na odwagę i krzyknąłem jeszcze raz. Cisza. Czyżby Chanyeol mnie zostawił?
~Pieprzony cholerny dupek
-Zamknijcie się –Rzuciłem panicznym szeptem i postanowiłem zejść na dół, serce waliło mi jak oszalałe, ale dałem radę.  Cały się trzęsąc oświetliłem powoli teren ,,piwniczki’’. Chan tam był, siedział przy ścianie i skulony szlochał , chowając twarz między kolanami. Paniczne przerażenie przerodziło się w niezręczność i szok. Ostrożnie podszedłem do wyższego chłopaka i kucnąłem obok, oświetlając jego twarz.
-Hej…Chan…co się stało? –Zapytałem niepewnie, ze zmartwieniem
-Zrobiłeś to specjalnie –Warknął pod nosem, co nie pasowało mi do słodkiego i wiecznie wycofanego Chancia, nie podniósł wzroku, zaniósł się kolejną falą łez – Idź sobie –Rzucił jak mały chłopiec, jednak ja nie ruszyłem się z miejsca
-Nie rozumiem o czym mówisz… ale chodźmy stąd, okej? Znalazłem świece ... –Odpowiedziałem nieśmiało, chcąc załagodzić sytuacje.
~Co mu zrobiłeś?
Zagryzłem wargę, przecież, ja nic nie zrobiłem.
- Powiedziałem, że masz iść. – Powtórzył zaciskając zęby
-No okej, ale z tobą – Głos miałem łagodny, może trochę wesoły, by dodać mu otuchy, starałem się nawet złapać Chana za rękę by wyprowadzić go z tego pomieszczenia. Jednak on mi na to nie pozwolił, na chwilę odsunął się, spoglądając na mnie z wrogością w oczach.
-Czemu tu nadal jesteś? – Po tych słowach mocno złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, na odległość kilku centymetrów –Po co to wszystko? Aż tak bardzo chcesz mnie upokorzyć?
Poczułem ukłucie strachu, chłopak zachowywał się nie do poznania, niepewnie przeprosiłem za to, co pierwsze wpadło mi do głowy
 -P…przepraszam że kazałem ci t…tu zejść, nie wiedziałem że aż tak boisz się piwnic Chan, a teraz proszę, wyjdźmy już stąd okej? –Lekko się jąkałem, czując obawe, że może jednak zrobiłem coś jeszcze o czym nie pamiętam. Jednak czy to możliwe bym stracił kontrolę, tak nagle i zupełnie o tym zapomniał? W przeciągu tak krótkiego czasu?
- Po co chcesz zabrać mnie ze sobą? – Przybliżył się jeszcze bardziej - Nie wiesz nawet, kim jestem. Nic o mnie nie wiesz. Nikt nie wie. Nikt nie zna tej cholernej prawdy. Ja też nie chcę jej znać. – Ton jego głosu załamał się, jakby znów miał się rozpłakać.- Błagam, pomóż mi... –Jednakowoż po tych słowach znów stał się potwornie zimny- Czego ode mnie oczekujesz? – Rzucił, podnosząc się na kolana- Albo inaczej... Czego oczekujesz od samego siebie? Liczysz na to, że będziesz kimś wyjątkowym? Kimś, kto w cudowny sposób mnie z tego wyciągnie? Lepiej po prostu mnie zostaw. – Prychnął znów się odsuwając.
Korzystając z okazji odłożyłem telefon i zapaliłem świece, postawiłem ją obok nas i pomimo strachu, poczułem swojego rodzaju… zrozumienie? Czy to możliwe, bym spotkał osobę, taką samą jak ja? Instynkt naturalnie kazał mi uciekać, jednak nie posłuchałem go. Ile to razy po prostu mnie zostawiano gdy potrzebowałem wsparcia? Mogłem też się mylić, nie wszyscy byli tacy sami, a Chan mógł mnie tu stłuc, był silniejszy, z pewnością był. W tej chwili był nieprzewidywalny… jak ja kiedy… Zacisnąłem zęby. Objąłem go bez słowa, oczekując na reakcje w rozdarciu.
Zapadła cisza zupełna, chłopak przestał szlochać
-D…dlaczego? Dlaczego nie wyjdziesz stąd sam? Dlaczego tak bardzo się uparłeś? –Zapytał już łagodnie, jakby zdezorientowany.
Moje oczy zaszkliły się
-Bo mam wrażenie… że jesteśmy tacy sami – Odparłem łagodnie, lekko załamującym się głosem
- Tacy sami? - zapytał zdziwionym tonem. - Chyba będę musiał cię zawieść... Dziękuję, że się starasz, ale nie łudź się, że będzie dobrze. To tak działa tylko w filmach. - Mruknął, po czym jakby wykończony przerażeniem i płaczem opadł w moje ramiona.
Zmarszczyłem lekko brwi
-Może i nie jestem w stanie obiecać ci, że będzie dobrze, ale mogę cię wysłuchać, więc powiedz mi o wszystkim o czym chcesz
-Nie chcę nic tłumaczyć... – Mruknął słabo. - Po raz kolejny upadłem... Po raz kolejny pokazałem światu swoją słabość. – Łzy znów zaczęły zbierać się w jego oczach, schował twarz wtulając się we mnie. Uspokoił - Błagam... W... Wyciągnij mnie stąd... Pomóż mi...
Nie umiałem pojąć jego zachowania, jednak nie to było teraz najważniejsze, schowałem telefon do kieszeni, w jedną rękę wziąłem świece, podniosłem się.
-Wybacz, ale nie dam rady cię nieść –Powiedziałem z uśmiechem –Możemy iść pod ramie, co ty na to?
Wciąż czułem niepewność, niezręczność, strach, jednakże chciałem rozjaśnić nieco atmosferę, pocieszyć Chanka, wydawał się naprawdę rozbity i chociaż nie wiedziałem co go trapiło, naprawdę sądziłem, iż chociaż częściowo jesteśmy podobni. Ponuro pokiwał głową, wstał i poszedł ze mną, wyszliśmy do głównej Sali i choć nadal padało, na zewnątrz paliły się latarnie, oświetlając tym samym wnętrze klasy. Odetchnąłem z ulgą i zgasiłem świecę
-Chcesz byśmy poszli do mnie Chan? – Zapytałem łagodnie, już ponownie zdając się być radosnym
Zamyślił się na chwilę, po czym skinął głową
- Jeśli ci to nie przeszkadza... I tak zobaczyłeś więcej, niż powinieneś. Nie chcę jeszcze pokazywać się współlokatorowi, będąc w takim stanie...
-Oczywiście Chan…rozumiem –Nie drążąc już tematu, zabrałem go do swojego pokoju. Szliśmy w deszczu, więc dotarliśmy na miejsce cali przemoczeni. Z ulgą zapaliłem światło gdy tylko otworzyły się przede mną drzwi i pierwszym co powiedziałem było – Rozgość się
Chłopak posłuchał mnie, i usiadł sobie na brzegu łóżka. Obserwował mnie czujnie, jakby się bał, iż zaraz go pozostawię. Z uśmiechem usiadłem obok, poczochrałem go po mokrej czuprynie
-Naprawdę się przestraszyłem że coś ci zrobiłem, tam na dole –Powiedziałem szczerze, przez chwilę myślałem, że straciłem kontrolę.
- Wybacz... To tylko ze strachu, już nie wytrzymałem... Moje "drugie ja" nie pozwala mi obdarzać nikogo zaufaniem, dlatego... Po prostu... Przepraszam. – Mruknął ostatecznie
Przybliżyłem się nieco na te słowa
-Twoje drugie ja ?
Pokiwał nieśmiało głową
- Po... Uh, po pewnych zdarzeniach, mój charakter dość drastycznie się zmienił. Nigdy nikomu nie zaufałem, jakiś głos ciągle kazał mi podejrzewać innych i doszukiwać się w nich oprawców... To takie jakby rozdwojenie jaźni, tyle że niezwykle trudno jest mi przywrócić moje dawne "ja"
-Czyli naprawdę jesteśmy podobni – Stwierdziłem z lekkim uśmiechem, co prawda, ja od zawsze miałem problem, ze sobą, ze swoim zachowaniem. Zawsze posiadałem drugie ,,ja’’ nad którym nie panowałem. Jednak czy to nie brzmiało w ogólnym rozrachunku naprawdę podobnie?
- Co masz przez to na myśli? – Zapytał zerkając na mnie niepewnie
-Cóż, też mam…pewne problemy ze sobą, których na co dzień staram się nie pokazywać
Pokiwał głową jakby ze zrozumieniem i chyba nie chcąc naciskać po prostu opuścił wzrok. Z powrotem pogładziłem jego włosy z przyjacielską czułością.
Chan przymknął oczy z zadowoleniem, po czym przysunął się bliżej
-Dziękuję – Wyszeptał mi do ucha, a gdy chciałem odpowiedzieć, pocałował mnie w usta. Zaszokował mnie, nie spodziewałem się po nim czegoś takiego. Odsunął się po tym bezceremonialnie i zamyślił na chwilę.
- Kolejne dziwne uczucie. - Mruknął- Ale podoba mi się to. Jak się to nazywa? – Choć jego słowa brzmiały jak żart, pytał zupełnie poważnie
-Nie wiem co konkretnie –Odparłem nieśmiało
- Pocałunek jest czegoś znakiem, prawda? –Ponownie wpadł w stan zamysłu. - Dziwne ciepło, jakby przyjemność... Nie jestem pewien, jak to określić...
-Zauroczenie? –Rzuciłem niepewnym tonem, czułem się głupio podpowiadając mu coś takiego
- Na czym to dokładnie polega? – Zapytał z zaciekawieniem- Wybacz, jeśli zadaję głupie pytania, ale serio się na tym nie znam. – Dodał po chwili cicho
Zamilkłem, pytanie wydawało się banalne a jednak gdy myślałem nad odpowiedzią, zdawało się nagle stać trudnym.
-Hm… myślę że polega na tym, iż zaczyna ci zależeć na danej osobie, podoba ci się jej zachowanie, wygląd, czujesz ciepło gdy ją widzisz i chcesz się do niej zbliżyć…c…całować ją…po prostu…czujesz podświadomie że to co innego niż przy innych, rozumiesz? –Spojrzałem mu w oczy rumieniąc się, czułem, że zaraz zapadnę się pod ziemię.
- Biorąc pod uwagę to, jak to opisałeś... To uczucie jest chyba całkiem podobne do mojego. – Stwierdził wesoło, lecz po chwili uśmiech wyparował z jego - P...powinno tak być? To dobrze, czy raczej źle? – Wyglądał na wręcz wystraszonego, a ja znów poczułem się niezręcznie
-Cóż…to zależy, czy tego chcesz- Mruknąłem
- Chyba nie miałbym nic przeciwko. – Powiedział przekrzywiając głowę - A tobie to przeszkadza? – Spytał nagle, wpatrując się w moje oczy
Czułem jakbym miał zapaść się pod ziemie, westchnąłem i uśmiechnąłem się pocieszycielsko
-Oczywiście że nie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz