26 października 2017

Od Mike'a C.D: Lars

Sam z siebie nigdy nie chodziłem do restauracji czy nawet kafejek. Nie było potrzeby szczególnie, że w szkole mieliśmy stołówkę. Kilka razy jednak dałem się zaprosić przez swoich znajomych. A może raczej przyjaciół? Sam nie do końca byłem pewien jak ich nazwać. Larsa bez problemu byłem w stanie nazwać przyjacielem. Osoby mi znajome z poza szkoły już trudniej. Ale nie o tym mowa. Znałem kilka restauracji i chyba ów japońska najbardziej przypadła mi do gustu. Chyba przeważnie ze względu na to, że nie była aż tak otwarta na salę. Można było wybrać między publicznymi siedzeniami przy barze, albo wybrać się do bardziej prywatnych sof, które miały na tyle wysokie oparcia, że tworzyły jakby własne pokoiki. Trudno mi było to opisać, ale na szczęście nie musiałem tego robić.
- Jak tam u twojego brata? – zapytałem, chcąc pozbyć się niezręcznej ciszy.
- Ych...dołączył skończony debil do wojska, ojciec umarł podczas służby a tego zjeba to nic nie nauczyło – warknął. Widać jego negatywne nastawienie wobec wojska się nie zmieniło, lecz to mnie nie dziwiło. Sam byłem przeciwny służbie, a w szczególności przy bliskich mi osobach.
- Czyli jednak nie zmienił zdania… – odpowiedziałem zwyczajnie. W końcu brat Larsa już to planował jeszcze jak chodziłem z Larsem do tej samej klasy. – Pewno nie dałeś mu po tym spokoju – zaśmiałem się cicho.
- Najwidoczniej debilizm odziedziczył po tatusiu - mruku wkurwiony po czym chwilowo spojrzał na mnie. - Miałem mu dać spokój? Kurwa dołączył skurwiel do wojska rozumiesz? Zdechnie jak ojciec przez swój jebany egoizm!
- Może jeszcze zmieni zdanie – mruknąłem cicho. Nerwowo zacząłem pocierać jeden kciuk drugim. Czułem się źle za kontynuowanie tematu mając świadomość, że Larsa on denerwuje.
- Mam nadzieję – odparł szczerze.
- Ja staram się odwieść Saszę od tego pomysłu… - powiedziałem z lekkim westchnięciem.
- Postaw mu ultimatum. Albo ty, albo ten debilny pomysł – odparł stanowczo.
Uśmiechnąłem się z lekka krzywo, czując w piersi ukłucie smutku. Po części obawiałbym się powiedzieć coś takiego Saszy. Pewien głosik na tle mózgu mówił, że nie jestem na tyle wartościowy, by wybrał w takiej sytuacji mnie. Że przecież to byłbym zwykły ja kontra jego marzenie. Większa część mnie z kolei uważała, że nie mam prawa być samolubny i stawiać takie ultimatum osobie, na której mi zależy. Nie miałem przecież prawa powstrzymywać Saszę przed spełnieniem swoich marzeń, nawet jeżeli te były samobójcze… Ale zarazem martwiłem się o niego i nie chciałem każdego dnia żyć w niepewności czy jeszcze kiedyś go zobaczę. Wątpiłem bym dał radę dłużej wytrzymać w samotności.
 - Co jest Mike? – zmarszczył brwi, co przywróciło mnie do trzeźwości umysłu.
- Nah, nic – uśmiechnąłem się do niego i opuściłem luźno ramiona. – Nie chcę stawiać mu nakazów ani nic, ale zarazem się o niego po prostu martwię.
- Mówiłeś mu to? – zapytał.
- Że się o niego martwię? – zadałem własne pytanie, aby się upewnić, że o to mu chodzi.
- I że nie chcesz, żeby wstępował do tego cyrku – wytłumaczył.
 - Wspomniałem, ale nigdy nie odbyłem z nim jakieś poważniejszej rozmowy, ani nic. Nie chcę nakładać na niego żadnej presji – odpowiedziałem spokojnie.
- Głupio postępujesz – skrzywił się, po czym ponownie nastała między nami cisza.
- Jak zareagowała twoja mama na twój wyjazd? – zapytałem w końcu, zmieniając temat.
- Jak to moja matka, ciągle płakała, jakby zabierano jej sześcioletnie dziecko – skrzywił się.
- Martwi się w końcu o ciebie – uśmiechnąłem się ciepło.
Zawsze uznawałem za niezwykłe to jak miła i ciepła była mama Larsa. Zawsze jak go odwiedzałem upewniała się, że i ja dostanę obiad, pytała, jak się czuję. Widać było również, że bardzo kocha swoich synów. Po części zazdrościłem tego swojemu przyjacielowi. Moja rodzicielka nigdy nie potrafiła być dla mnie choćby miła. Do dziś nie wiem czemu tak jest. Moją siostrę traktowała stanowczo dużo lepiej. Widać byłem zwyczajnie taką czarną owcą.
- O ciebie też się martwiła – odpowiedział, co mnie zdziwiło.
- Będę musiał ją przeprosić – oznajmiłem.
- Och, nie masz za co – uśmiechnął się.
- Za to, że nagle zniknąłem i w ogóle – lekko wzruszyłem ramionami.
- To nie była twoja wina Mike – powiedział, po czym przystanął.
Również się zatrzymałem i już miałem zapytać go czy wszystko w porządku, kiedy ten mnie nagle przytulił. W pierwszej chwili się spiąłem, ale nie trwało to długo. Wtuliłem się w pierś swojego przyjaciela, ignorując to jak musieliśmy wyglądać dla innych osób. Chyba potrzebowałem tej bliskości, by potwierdzić, że mój najlepszy przyjaciel znowu był ze mną.
- Heh, nawet nie wyobrażasz sobie jak tęskniłem – powiedział.
- Ja za tobą też… - odpowiedziałem cicho zgodnie z prawdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz