13 października 2017

Karnawał: O.D: Chanyeol'a C.D: Stephen

     Dzisiejszy dzień miał trwać jeszcze długo, a już wydawał mi się zaskakująco dobry. Ostatnie dni też były wyjątkowo miłe, od dawna nie miałem żadnego ataku... Jednak ten dzień był szczególny. Po raz pierwszy od dawna spędzałem czas z nowym znajomym, mogłem dzielić się z nim radością, poznawać go... A na dodatek dziś zostałem przytulony i nie mogłem przestać o tym myśleć. Doświadczyłem tego po raz pierwszy od... 10 lat? Tak, prawdopodobnie. Z resztą, nawet wcześniej, gdy ktoś okazywał mi swoją troskę, nie można było wyczuć w tym ani odrobiny czułości czy ciepła. Tak dawno nie czułem bliskości drugiego człowieka, że już zapomniałem, jak to jest. Nie mówiąc już o tym, że nikt nigdy nie był tak blisko i w swoim marnym życiu doświadczyłem tego dopiero po 18 latach. Stephen... Miałem wrażenie, że nieświadomie pokazał mi, jak to jest. Nigdy nie miałem zbyt wielu przyjaciół i własna rodzina wiecznie trzymała mnie w ukryciu. Tymczasem mój nowy towarzysz, bez własnej wiedzy, sprawił mi coś w rodzaju ogromnego zaskoczenia, które było jednocześnie przyjemne. To było zupełnie nowe uczucie...
     Gdy dotarliśmy do namiotu wróżbitki zostawiłem Stephena. Ja już otrzymałem wróżbę, a teraz on szedł po swoją, więc nie miałem zamiaru wchodzić za nim. Zamiast tego usiadłem sobie nieopodal i czekałem, aż Steve skończy wizytę.



~~~
- Jesteś świadomy tego, co zrobiłeś? - również i to pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Mały chłopiec skierował spojrzenie na mężczyznę. Starszy człowiek wzdrygnął się napotykając wzrok dziecka, którego oczy wydawały się zupełnie puste i chłodne.
Gdy terapeuta zrozumiał, że jego podopieczny nie ma zamiaru odpowiadać, zadał kolejne pytanie.
- Yeollie, zabiłeś człowieka. - starał się, by to zdanie zabrzmiało delikatnie. - Czy nie czujesz się z tym źle?
- Zasłużył na to.
Mężczyzna ponownie się wzdrygnął. Nie miał ochoty tu być. Nie dawał sobie rady z chłopcem, w którym widział po prostu małego psychopatę. Żałował, że podjął się takiego zadania.
Żeby wynieść coś z dzisiejszej wizyty, zrobił parę notatek i wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując drzwi.
Chłopiec się tym nie przejął. Był świadomy tego, że nikt nie odwiedzi go przez kolejny tydzień i przyzwyczaił się do myśli, że już nikt mu nie pomoże.
~~~

     Drgnąłem lekko, wyrwany z zamyślenia. Potrząsnąłem głową w celu rozbudzenia się i odgonienia myśli. To nie powinno wracać, w końcu miałem o tym całkowicie zapomnieć...
Spojrzałem w bok i zauważyłem Steve'a, który akurat wyszedł z namiotu. Popatrzyłem na niego, lekko przekrzywiając głowę.
- Całkiem szybko ci poszło. - zauważyłem.
- Podobno niedługo spotkam miłość swojego życia Chan! - krzyknął do mnie radośnie, rozbawiony.
     Zauważyłem, że gdy tylko znów był koło mnie Stephen, moje myśli zniknęły. Był dla mnie taki miły i mogłem spędzić z nim czas na zabawie, więc nie byłem w stanie myśleć o czymś innym.
- Ah, na serio? - zapytałem, unosząc jedną brew. - W takim razie będę trzymał kciuki, żebyś naprawdę znalazł ją niedługo. - dodałem uśmiechając się do niego.
- Tak twierdzi pani wróżka. - odparł, po czym nagle się zamyślił. - Myślisz, by już kupować
obrączkę?
Zaśmiałem się pod nosem zastanawiając się nad tym, czy Steve wierzy w te wróżby, chociaż oczywiście życzyłem mu jak najlepiej. No i z drugiej strony... Moja wróżba wydawała się bardzo prawdziwa, więc jego również mogła się spełnić.
- Dlaczego by nie? - zaśmiałem się. - Warto być przygotowanym na wszelki wypadek.
Steve tylko uśmiechnął się wesoło. Wstałem z ławeczki i podszedłem do niego bliżej.
- Gdzie teraz pójdziemy? - zadałem pytanie, jednak zanim otrzymałem odpowiedź w oczy rzuciło mi się stoisko, przy którym malowano twarze. Dziecinna zabawa, jednak wydała mi się śmieszna. - Chodźmy tam. - zarządziłem, po czym chwyciłem Stephena za ramię i pociągnąłem za sobą, nawet nie czekając na jego reakcję.
     Chociaż na nas takie malunki pewnie będą wyglądać idiotycznie, na pewno będzie zabawnie. Steve poszedł za mną całkiem chętnie. W sumie nawet gdyby nie chciał iść, nie miałby wyboru, skoro już trzymałem go za ramię i prowadziłem za sobą.
     Po pewnym czasie skończyłem robiąc za kościotrupa. Gdy spojrzałem w pierwsze lepsze lustro okazało się, że jak na zwyczajne stoisko karnawałowe, panie malujące twarze miały naprawdę świetne umiejętności. Obejrzałem się na Stephena i zaśmiałem się, widząc kocie wąsy wymalowane na jego policzkach.
- Wyglądasz bardzo zabawnie. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Chociaż muszę przyznać, że też całkiem uroczo. - ugryzłem się w język o sekundę za późno.
O dziwo, tym razem się nie zarumieniłem. Po prostu patrzyłem na Stephena, czekając, czy jakoś zareaguje, czy po prostu się zaśmieje.
- U jaki z ciebie lowelas - parsknął śmiechem.
Czyli chyba nie wyszedłem na takiego idiotę. Ucieszyło mnie to.
- Po prostu stwierdzam fakty. - odparłem, wzruszając lekko ramionami. - Może teraz pójdziemy pooglądać maski?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz