5 sierpnia 2017

Rozdanie Kart: Michael Holtzer

Nowe rozdanie kart ponownie zawitało do naszej klasy. A dokładniej, dopiero gorączka szukania odpowiedniej dla siebie karty. Niby czasu było dużo, ale tak naprawdę była to zaledwie iluzja. Im wyższą kartę chciało się zdobyć, tym mniej było czasu. Oczywistym było, że nie będzie czekał ten kto znajdzie króla lub królową. Z takimi kartami biegło się od razu do pokoju, aby ją oddać i zapisać się na szczycie hierarchii. Prócz ryzyka w formie tego, że ktoś mógłby oddać króla przed nami, było również ryzyko napaści. Zdawali się ludzie, którzy nie patrzyli na konsekwencje. Korzystali z wszystkiego, byle tylko przywłaszczyć sobie cudzą kartę. Z tego powodu odczuwałem swojego rodzaju ulgę, że Sasza szedł teraz ze mną korytarzem i oboje szukaliśmy sobie następnych kart. Obu nam zbytnio nie zależało na pośpiechu. Co prawda król zapewne byłby czymś przyjemnym, ale dla mnie liczyło się jedynie to, by nigdy więcej nie być celem. Nie była to przyjemna ranga i w sumie w pełni zawdzięczałem Saszy, że do niczego nie doszło w przeszłości. Samo jego towarzystwo powodowało, że na mej twarzy pojawiał się uśmiech.
- Masz na dzisiaj jakieś plany? – zapytałem Saszę. Miałem mieć dziś wizytę u Stefana pod koniec jego pracy. Oznaczało to, że miałem wracać na teren szkoły później niż zwykle. To z kolei sprawiało, że czułem obawę. Nie był to strach, jak w przypadku chodzenia po zmroku. Ale z pewnością nie czułem pewności przebywając samemu w tamtych okolicach.

- Idę na siłownię wieczorem, kotku – odpowiedział spokojnie.
- O której? – postanowiłem się dopytać.
- Około 20, a co? Chciałbyś gdzieś iść? – jego ton był czuły jak zawsze, gdy zwracał się do mnie. Był niezwykle kochany.
- Nie… Tylko mam te spotkanie z Stefanem i zastanawiam się czy mógłbyś może po mnie przyjść, jak skończę? – zapytałem nie pewnie. Niby nic nie miał, ale mógł nie mieć ochoty na taki spacer.
- Oczywiście, skarbie – pocałował mnie w policzek. – O której?
- Podejrzewam, że skończymy o 18 – uśmiechnąłem się do niego.
- Pomagają ci wizyty u niego? – zapytał zmartwiony. To urocze jak bardzo się o mnie martwił.
- To on mi pomógł, jak trafiłem do szpitala i mnie namówił do zapisania się do tej szkoły. Ogółem pomógł mi sporo zmienić na lepsze. Teraz tylko raz na jakiś czas spotykam się z nim, bo chce się upewnić, że to wszystko nie wróci. Ogółem jest bardzo miły i jestem mu wdzięczy za ilość czasu jaki mi poświęcił, nawet po pracy – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- W takim razie to dobry człowiek – pogłaskał mnie po głowie.
- I tak największą zmianę zawdzięczam tobie – powiedziałem wesoło. To dzięki Saszy dowiedziałem się jak wygląda prawdziwy związek i nabrałem pewności. Gdzieś w głębi wciąż pozostawała obawa, że i on mnie zostawi. Jak wszyscy. W sumie bym się mu nie dziwił, ale na razie zamierzałem się cieszyć tym co jest teraz, a nie martwić tym, co może być jutro.
- Nie zrobiłem wiele – powiedział, a ja wtuliłem się w jego ramię.
- Moim zdaniem zrobiłeś bardzo dużo – przyznałem, zaś Sasza odpowiedział zaledwie uśmiechem.
Moja zmiana pozycji spowodowała, że zauważyłem coś ciekawego. A mianowicie tył karty opartej o najwyższy punkt framugi drzwi. Oczywistym było, że sam bym jej nie dosięgnął. Ale może Saszy by się udało.
- Ej, Sasza. Jesteś w stanie ją dosięgnąć? – zapytałem, wskazując na kartę. – Czy musisz mnie podnieść? – zaśmiałem się. Sasza zaś podniósł mnie bez problemu, a ja sięgnąłem po karcie i już po chwili znalazłem się w poprzedniej pozycji z kartą w dłoni. – Mój siłacz – powiedziałem i stanąłem na palcach, aby go pocałować.
- Nadal jestem marny – mruknął, a ja spojrzałem na przód karty. 2 – Bad-boy. Stanowczo nie coś dla mnie.
- Obyś mi nie skończył jako kulturysta – powiedziałem rozbawiony i podałem mu kartę z szerokim uśmiechem. – Trzymaj mój „bad-boy’u”.
- Czy teraz będę mógł bezkarnie wpieprzyć tym śmieszką co z ciebie żartują? – zapytał.
- Według zasad możesz pozbawić uzębienia każdego kogo chcesz – odpowiedziałem mu, nie tracąc uśmiechu. – Ale wolałbym, abyś nie stosował wobec nich przemocy. Mimo wszystko nie chcę by cię wyrzucono ze szkoły.
- Spokojnie, kotku – pocałował mnie, co ochoczo odwzajemniłem.

~*~

Ostatecznie skończyliśmy z wachlarzem kart. Dwie karty bad-boya, joker i próżniak. Stwierdziłem, że lepiej już oddać próżniaka, niż skończyć z żadną kartą – a dokładniej z rolą celu. Z tego powodu wyruszyliśmy razem do pokoju komisji. W trakcie tego spaceru dalej rozważałem, która kartę oddać. Bad-boy czy próżniak. Bad-boy, czy próżniak. Nie no. Oczywistym było, że nie poradzę sobie jako dwójka. Mimo polepszonej pewności siebie nie umiałem nikomu „odpyskować”, uderzyć kogoś… Po prostu przyznajmy. Kompletnie nie nadawałem się do tej roli i z tego powodu postanowiłem. Dwójkę oraz Jokera położyłem na parapecie (może komuś to pomoże) i kroczyliśmy dalej rozmawiając o wszystkim i o niczym. W Sali, nasze rangi zostały wpisane przez przedstawicieli komitetu, a my wróciliśmy razem do pokoju. Mieliśmy jeszcze kilka godzin nim musiałem wyjść, aby zdążyć na moje spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz