Załatwienie
wszystkich formalności związanych z ponowną zmianą szkoły było tak męczące, jak
zawsze. Uzupełnianie dokumentów; "proszę donieść to", "proszę
wpłacić to", "proszę uzupełnić tamto i w sumie to jeszcze donieść
inną rzecz". Jak zawsze. Można by pomyśleć, że Samantha powinna na pamięć znać
już całą procedurę. A jednak, zawsze o czymś zapominała lub zaskakiwał ją
kolejny szczegół rekrutacji.
Odetchnęła
głęboko, gdy otwarła drzwi do swojego nowego pokoju. Przynajmniej formalności
się skończyły. Już jest w tej szkole, dopiero teraz to do niej dotarło.
Postanowiła sobie, że zostanie tu do końca nauki. Nie wytrzyma kolejnej zmiany
środowiska, pomimo, że lekarz uważa, że w jej przypadku to może być dobre.
Rozmawiała
już dzisiaj z dyrektorem szkoły, tylko na temat formalnych spraw, ale i tak
wydał jej się bardzo przyjazną osobą. Następnie, podczas przerwy w lekcjach
przedstawił jej wychowawcę klasy, do której dołączy - Bruce'a Dane'a. Ten
opowiedział jej o podopiecznych, obiecał też, że przedstawi ją oficjalnie
następnego dnia innym uczniom . Sam oczywiście z uśmiechem odpowiedziała, jak
się cieszy. W duszy za to krzyczała z paniki.
Przeczesała
włosy nerwowo, gdy spoglądnęła na swoje rzeczy, dla których będzie musiała
znaleźć miejsce w pokoju. Przynajmniej tyle, że jeszcze nie ma żadnej
współlokatorki, więc nikomu nie będzie się narzucać. Chociaż, po namyśle,
wolałaby mieć kogoś, kto dałby jej określone miejsce do zajęcia.
Podeszła do
okna i rozsunęła kremowe firany, siadając na podwójnym biurku pod oknem.
Widok z drugiego piętra na park szkolny zaparł jej dech w piersiach. Pomimo, że
nie jest pewno tak piękny jak z trzeciego, był niesamowity.
Po chwili wróciła
szybko do otwartych drzwi, przed którymi zostawiła swoje rzeczy. Najważniejsze
było, czy terrarium pozostało nienaruszone. Wyciągnęła je z zabezpieczającego
pudełka i zaniosła do pokoju. Tam znowu nie wiedziała, czy chce zająć lewą, czy
prawą stronę. Przeklęła się w duchu. Ustawiła terrarium na biurku i
przygotowała je szybko dla węża. Wróciła do toreb i wyciągnęła styropianowe
pudło z Joe Blake'iem. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie, że w podobnym przysłany
został do niej, gdy go kupowała.
Z pudełka
wyciągnęła materiałową torbę i włożyła ją do terrarium. Dopiero tam rozwiązała
worek i wypuściła węża. Nie chciała ryzykować jego zdrowiem, gdyby stwierdził,
że ucieka z nieznanego miejsca. Mając już tę kwestię załatwioną, wróciła po
ostatnią torbę i wniosła ją do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Położyła ją
koło szafy po lewej stronie. Będzie jeszcze miała czas, by wszystko rozpakować.
Siadła na
łóżku. Czy zmiana szkoły zmieni cokolwiek? Czy będzie jak dotąd? Znowu będzie
ją zmieniać? Przeklęła się za rozważanie chociażby takich możliwości. Przecież
jeszcze nawet nikogo, poza niektórymi nauczycielami, nie poznała, żadnego z
uczniów. Będzie miała okazję przy kolacji.
Nagle
rozległo się pukanie do pokoju. Wzdrygnęła się, zaskoczona. Nie spodziewała
się, by ktokolwiek do niej przyszedł. Patrzyła przez chwilę niepewnie na drzwi.
Najprawdopodobniej był to wychowawca, więc otwarła je,
przywołując na twarz uśmiech.
Ale na korytarzu nie było nikogo.
Ale na korytarzu nie było nikogo.
***
Wyszła krok
przed drzwi, rozglądnęła się. Dosłownie; nikogo. Każdy przecież był na
lekcjach. A żaden nauczyciel nie pukałby w drzwi, żeby jak dziecko uciec.
Zamykając drzwi zauważyła kopertę leżącą na progu. Sam podniosła kopertę, czując,
jak niepokój zaczął ją ogarniać.
Otwarła ją, zaciekawiona. Pierwszą wyciągnęła kartę do gry, przedstawiającą Siódemkę trefl. Nie tego się spodziewała, jeżeli miała być szczera. Poza kartą, nie było nic. Obróciła kopertę w palcach. Na odwrocie, drobnym i zgrabnym pismem zapisana była liczba 39.
Otwarła ją, zaciekawiona. Pierwszą wyciągnęła kartę do gry, przedstawiającą Siódemkę trefl. Nie tego się spodziewała, jeżeli miała być szczera. Poza kartą, nie było nic. Obróciła kopertę w palcach. Na odwrocie, drobnym i zgrabnym pismem zapisana była liczba 39.
Poziom
zdziwienia Samanthy aktualnie przekroczył normalną granicę. Dodatkowo, od dawna
nie była tak podekscytowana czymś nowym. I jednocześnie się bała. To akurat nic
nowego.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Oczywiście, ciekawość mobilizowała ją do sprawdzenia, to mógł być numer sali. Ale, z drugiej strony, nie zna nikogo. Nie zna rozkładu sal. Jednak, czy ignorowanie tak ciekawej rzeczy w ogóle jest możliwością? Raczej nie.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - zaśmiała się w myślach, gdy zamknęła za sobą drzwi pokoju i włożyła ponownie kartę do koperty. Zeszła po schodach, przypominając sobie, trasę, którą została zaprowadzona. Następnie skierowała się w stronę budynku, w którym jeszcze nie była - za to w nim właśnie były klasy.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Oczywiście, ciekawość mobilizowała ją do sprawdzenia, to mógł być numer sali. Ale, z drugiej strony, nie zna nikogo. Nie zna rozkładu sal. Jednak, czy ignorowanie tak ciekawej rzeczy w ogóle jest możliwością? Raczej nie.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - zaśmiała się w myślach, gdy zamknęła za sobą drzwi pokoju i włożyła ponownie kartę do koperty. Zeszła po schodach, przypominając sobie, trasę, którą została zaprowadzona. Następnie skierowała się w stronę budynku, w którym jeszcze nie była - za to w nim właśnie były klasy.
Gdy szukała
odpowiedniego numeru, rozległ się dzwonek. Sammy sprawdziła godzinę. W pół do 16. Czyli, wedle planu, miała się zacząć przerwa obiadowa dla całej szkoły. Sam
resztą siły woli powstrzymała się przed wpadnięciem w panikę. Nikt przecież nie
zwróci na nią teraz uwagi, jeżeli tylko będzie szła w jakieś określone miejsce,
a nie błąkała się jak sierota. Ruszyła szybko w kierunku, w którym mogłaby się
znajdować poszukiwana przez nią klasa. Minęła ludzi wychodzących z lekcji, starając
się nie zwrócić na siebie uwagi. A mogła zostać w pokoju. Przeklęła się w
duchu.
Salę znalazła dopiero, gdy korytarze całkowicie opustoszały. A co jeżeli to czyjś durny żart? I sala jest pusta? Zostaniesz zamknięta? Przecież nie była by to nowość.
Salę znalazła dopiero, gdy korytarze całkowicie opustoszały. A co jeżeli to czyjś durny żart? I sala jest pusta? Zostaniesz zamknięta? Przecież nie była by to nowość.
Zganiła się
za takie myślenie, a jednak, jej ręka zawisła nad klamką. Wzięła głęboki
oddech. Metal klamki wydawał się lodowaty, gdy go chwyciła. Drzwi uchyliły się
niepewnie z wręcz teatralnym skrzypnięciem.
W sali
wydawało się, na pierwszy rzut oka, pusto. A jednak, siedziały w niej trzy
osoby. Samantha zawahała się, gdy ich zauważyła. Stanowczo powinna w tym
momencie wycofać się, przeprosić, wyjść. Cokolwiek, byle trzymać od nich z
daleka. Na przekór, przypływ adrenaliny i ciekawość zrobiły swoje - weszła do klasy,
stając przed trójką nieznajomych. Trójka ta ubrana była w bluzy, mieli kaptury
na głowach i maski na twarzach.
Na środku
zasiadał chłopak o masce pandy. Sam czuła, że uważnie się jej przyglądał.
Wyciągnął w jej kierunku rękę, manierycznym gestem. Samantha zaczęła krzyczeć w
myślach. O co mu chodziło, dlaczego żadne z nich się nie odezwie. Po sekundzie
jednak, dla niej trwającej niczym wieczność, wymyśliła. Wyciągnęła nerwowo
kartę z koperty, podała ją chłopakowi. Miała jedynie nadzieję, że dłonie nie drżą
jej tak, jak miała wrażenie.
Wtedy
dziewczyna w masce kota, stojąca po prawej stronie pandy odezwała się.
- W tej
szkole obowiązuje hierarchia - zaczęła.
Normalna
osoba, w tym momencie, stwierdziła by, że pierdoli, nie robi. Samantha jednak
była zbyt przerażona by cokolwiek zrobić.
Z dławiącym
uczuciem paniki słuchała, jak kotka wyjaśniała jej zasady gry. Głosdziewczyny dobiegał jakby z oddali. Jej słowa zdawały się nie mieć sensu, jak coś takiego ma
prawo istnieć? Dlaczego nikt z dorosłych nie reaguje? Nie wiedzą? Pytania
kłębiły się w głowie Sam. Ale strach paraliżował ją. Nie chciała pytać, nie
chciała wiedzieć więcej. Może to bardziej niewinna gra, niż początkowo jej się
wydawała, zaczynała podejrzewać. Może to tylko ona znów wszystko wyolbrzymia.
- Dostałaś
rangę posłańca - Słyszy. -Twoją funkcją będzie obowiązkowe przekazywanie wiadomości
- Przypomniała kotka.
Chłopak
stojący cicho i nieruchomo, po lewej stronie pandy, na twarzy miał maskę królika.
Zanotował szybko coś w swoim zeszycie, a następnie spojrzał znów na Samanthę.
Cała trójka oczekiwała czegoś od niej. Chyba... chyba chodzi im o to by opuściła
salę? Zapytała sama siebie.
Na nogach
niczym z waty wyszła z pomieszczenia. Cała sytuacja dla normalnej osoby mogłaby nie być
aż tak stresująca, ale Sam zniosła to źle. To, co dzieje się w tej szkole nie
było normalne. Ale co ona, jedna, sama może zmienić?
Nic. Nic
sama nie może. Ewentualnie, odpowiednio spełniać swoją funkcję posłańca. I tak
mogło być gorzej. Mogła być celem. Ofiarą, jak zawsze.
***
Ruszyła
szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Nie chciała tu dłużej być. Nie teraz
przynajmniej.
Nawet nie zauważyła, gdy wpadła na osobę wycofującą się z jednej z sal. Na twarzy nieznajomego malowało się zdziwienie. Sam też nie spodziewała się nikogo spotkać przy klasach podczas przerwy obiadowej. Obcy ominął ją i prawie zaczął biec.
Nawet nie zauważyła, gdy wpadła na osobę wycofującą się z jednej z sal. Na twarzy nieznajomego malowało się zdziwienie. Sam też nie spodziewała się nikogo spotkać przy klasach podczas przerwy obiadowej. Obcy ominął ją i prawie zaczął biec.
Co
nieznajomy mógł robić w klasie? Niewinny nie odchodziłby tak szybko. Kto jak
kto, ale Samantha akurat dobrze znała oznaki strachu. Obejrzała się za nim. Już
zniknął z korytarza. Stanowczo uciekał - w tej kwestii nie miała wątpliwości.
Jednak zostawało jedno pytanie, dlaczego?
Usłyszała
pisk dobiegający z sali. Niemalże sama krzyknęła, zaskoczona. Biec
po pomoc kogoś dorosłego, czy samemu starać się pomóc. Nikt jej nie zna. Nikt jej nie uwierzy.
Zdecydowała się wejść do klasy. Ktoś może potrzebować pomocy.
Ostrożnie uchyliła drzwi, starała się wymacać włącznik światła, lecz nigdzie go nie czuła. Nie było na to czasu. Niemalże skradając się, nawigowała między ławkami i szła za słuchem w stronę hałasu. Osoba, która krzyczała, znajdowała się za jeszcze jednymi drzwiami. Sam nie miała pojęcia, do czego mogłyby prowadzić te drzwi. W sumie nie wiedziała nawet, w jakiej sali jest.
Wyczuła klucz w zamku. Wzięła głęboki oddech i przekręciła go.
Parę rzeczy wydarzyło się niemalże jednocześnie.
Zdecydowała się wejść do klasy. Ktoś może potrzebować pomocy.
Ostrożnie uchyliła drzwi, starała się wymacać włącznik światła, lecz nigdzie go nie czuła. Nie było na to czasu. Niemalże skradając się, nawigowała między ławkami i szła za słuchem w stronę hałasu. Osoba, która krzyczała, znajdowała się za jeszcze jednymi drzwiami. Sam nie miała pojęcia, do czego mogłyby prowadzić te drzwi. W sumie nie wiedziała nawet, w jakiej sali jest.
Wyczuła klucz w zamku. Wzięła głęboki oddech i przekręciła go.
Parę rzeczy wydarzyło się niemalże jednocześnie.
Drzwi
gwałtownie otworzyły się, osoba oparta o nie wypadła prosto na Samanthę, Sam,
próbując odskoczyć, wywróciła się pod ciężarem osoby, poczuła rękę na swoim
brzuchu.
Na chwilę zapadła cisza. Ani ona, ani nieznajomy uczeń, nie wiedzieli co zrobić.
Rozległo się ciche i przestraszone, ale przede wszystkim - dziewczęce "przepraszam" i nieznajoma starała się poprawić pastelowo różową bluzkę Samanthy. Blondynka już miała zażartować z sytuacji, gdy nagle jakieś graty wypadły z pomieszczenia, prosto na nie. Coś o fakturze podobnej do kości otarło się o nogę Sam. Coś podejrzanie śliskiego spadło jej na kostkę. Wrzasnęła momentalnie przestraszona i panicznie spróbowała wydostać się spod dziewczyny, byleby znaleźć się jak najdalej od rzeczy, które wypadły ze schowka.
Na chwilę zapadła cisza. Ani ona, ani nieznajomy uczeń, nie wiedzieli co zrobić.
Rozległo się ciche i przestraszone, ale przede wszystkim - dziewczęce "przepraszam" i nieznajoma starała się poprawić pastelowo różową bluzkę Samanthy. Blondynka już miała zażartować z sytuacji, gdy nagle jakieś graty wypadły z pomieszczenia, prosto na nie. Coś o fakturze podobnej do kości otarło się o nogę Sam. Coś podejrzanie śliskiego spadło jej na kostkę. Wrzasnęła momentalnie przestraszona i panicznie spróbowała wydostać się spod dziewczyny, byleby znaleźć się jak najdalej od rzeczy, które wypadły ze schowka.
Nieznajoma
na szczęście ułatwiła jej to, podnosząc się, dzięki czemu Sam mogła zerwać się
na nogi i odskoczyć do tyłu. A przynajmniej taki był plan. W praktyce wpadła na
ławkę i przesunęła ją, hałasując niemiłosiernie. Sam wzięła głęboki oddech.
Policzyła do pięciu. Musi się natychmiastowo uspokoić. Przecież właściwie nic
się nie stało, a jej serce wali jakby miało wyskoczyć z piersi.
- Jesteś
cała? - Zapytała Samantha szybko, po czym wyjaśniła - Słyszałam krzyk.
Sięgnęła do
kieszeni spodni i wyciągnęła telefon. Płynnie włączyła latarkę, a białe światło
rozjaśniło salę. Pomieszczenie wcale nie wyglądało przyjaźniej. Spojrzała na
rzeczy, które spadły na nią i zrobiło jej się słabo. Wszystkie koszmary ze
schowka biologa,
Kości. Szkielet. Ludzki.
Sam wciągnęła ze świstem powietrze. Spojrzała jednak od razu na dziewczynę ze schowka. Byle nie myśleć o tych obrzydliwych rzeczach.
Kości. Szkielet. Ludzki.
Sam wciągnęła ze świstem powietrze. Spojrzała jednak od razu na dziewczynę ze schowka. Byle nie myśleć o tych obrzydliwych rzeczach.
<Przepraszam za tak długi wstęp, ale Sammy jakoś w tej szkole musi zacząć.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz